Każdy powód jest dobry
EWA PAROL • dawno temuNarzekanie to dyscyplina, w której jesteśmy mistrzami. Przychodzi nam naturalnie, jak Austriakom jazda na nartach a Australijczykom pływanie na desce windsurfingowej.
Zresztą trudno się dziwić. Przecież każdego dnia wydarza się tysiąc drobnych, z pozoru nieistotnych wypadków, które irytują, wyprowadzają z równowagi, doprowadzają do szału lub do rozpaczy. Autobus właśnie ucieka sprzed nosa (w wersji dla zmotoryzowanych: ktoś zastawił wyjazd), w sklepie jest długaśna kolejka do kasy, a w aptece jakaś pani dopytuje się o wszystko, chociaż w końcu kupuje jeden listek aspiryny, są korki, u sąsiadów hałasy, bo cyklinują podłogę itd., itp. Niby nic, ale jak tu nie narzekać. Ciągle pod górę.
Każdy pretekst do narzekania jest dobry – w lecie panuje przecież niemiłosierny upał, w zimie za to mróz nie do zniesienia. To najzupełniej normalne, ale i tak jest doskonałym, uniwersalnym i wygodnym powodem do uskarżania się. Następne w kolejności są wspomniane już korki, remonty i objazdy na drogach, tłok, niewychowani, agresywni, złośliwi ludzie oraz oczywiście zdrowie (te dwie ostatnie sprawy zwłaszcza dla starszego pokolenia).
Wszystkich natomiast łączy jeden bardzo ważny powód do narzekania: pieniądze. Albo raczej ich brak. A jak całkowity brak pieniędzy, to rozumie się samo przez się, że to z powodu braku pracy. Ci ludzie, którzy ją mają też niekoniecznie są szczęśliwi. Bo najczęściej praca daje za mało pieniędzy, a nawet gdy wystarczająco, to okupione jest to tak ciężką pracą. Dobrze płatne prace mają to do siebie, że potwornie stresują i wypalają. Koledzy, a już zwłaszcza szefowie zwykle dają się mocno we znaki, a trzeba spędzać z nimi codziennie wiele godzin. I wtedy nie pozostaje wiele czasu na życie prywatne i korzystanie z zarobionych pieniędzy. Tak, życie prywatne to nieprzebrane złoża powodów i pretekstów do narzekań. Bo czy nie narzekają samotni, że nie chcą być sami, a ci będący w stałych związkach na monotonię i wady swoich partnerów? W tego typu problemach pomoc powinni nieść przyjaciele – dodawać otuchy, wysłuchać, rozbawić. Tymczasem często są zajęci swoimi kłopotami i zamiast wesprzeć, sami też się uskarżają i nawet towarzyskie spotkania przy kawie nieraz kończą się seansami wspólnego narzekania na cały świat. Wtedy można jeszcze zastosować metodę poprawiania nastroju podobno typowo kobiecą i lansowaną przez kolorowe magazyny, czyli zakupy. Jednak i to nie zawsze działa, a co więcej – może pogłębić frustrację.
Okazuje się oto, że w sklepach, choć wybór jest ogromny, trudno znaleźć coś dla siebie, bo rzeczy są albo złej jakości, albo bardzo drogie, albo tylko w rozmiarze XS. Czasem dopiero w przymierzalni okazuje się, że nasza zdobycz, w której już się widziałyśmy piękne, szczupłe i eleganckie, przeobraża nas w jakieś bezkształne, otyłe stwory… I jak takie koszmarne ubrania mają nam poprawić humor!?
I na koniec, wstyd się przyznać, ja też mam naturę osoby nastawionej do wszystkich i wszystkiego krytycznie, chociaż wcale mi się to nie podoba. Czyżbym zaczynała narzekać, że dużo narzekam? Gdyby się chociaż na dobry początek przestawić się z polskiego: „Co słychać? – A nic, stara bieda” na angielskie „How are you? – I’m fine, thanks”… Ale wtedy, to już by nie był ten sam kraj.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze