Czterema kołami po pasie zieleni
LAURA BAKALARSKA • dawno temuPowiada się, że pomysły i pieniądze leżą na ulicy – wystarczy tylko się schylić. Ja dysponuję przykładem, kiedy wcale się schylać nie trzeba. Pieniądze stoją, i to na czterech kołach. Mieszkam 200 metrów od granicy płatnego parkowania. Rozmaite damy i galantowie wpychają się więc na moje osiedle, żeby zaparkować gratis. I nie ma w tym nic złego, o ile podczas parkowania kierują się wyobraźnią lub przepisami prawa drogowego. Zazwyczaj tak jednak nie jest.
Powiada się, że pomysły i pieniądze leżą na ulicy – wystarczy tylko się schylić. Ja dysponuję przykładem, kiedy wcale się schylać nie trzeba. Pieniądze stoją, i to na czterech kołach.
Mieszkam 200 metrów od granicy płatnego parkowania. Rozmaite damy i galantowie wpychają się więc na moje osiedle, żeby zaparkować gratis. I nie ma w tym nic złego, o ile podczas parkowania kierują się wyobraźnią lub przepisami prawa drogowego. Zazwyczaj tak jednak nie jest.
W zeszłym roku dało się na palcach jednej ręki policzyć dni, w których nie byłam klientką straży miejskiej. Rano nie mogłam z garażu wyjechać, bo mi go zastawiano, a po południu do niego wjechać z tych samych powodów. Kiedy dzwoniłam do tej właśnie straży, która powinna wlepiać mandaty, a samochody wywozić gdzieś w siną dal, i mówiłam: „Halllooo?”, dyżurny jęczał z rozpaczą:
– O mój Boże, to znowu pani!
– Nie, krasnoludki – mówiłam, o ile miałam trochę lepszy dzień.
Garaż w skali rocznej kosztuje mnie jakieś 1500 zł. Płacę tę kasę bez szemrania. W zamian chcę dostać to, za co płacę, prawda? Tymczasem straż miejska sypała mandatami – ale 200 metrów dalej. Do mnie zawsze jakoś miała nie po drodze. Tłumaczenia były różne. Pilne interwencje gdzie indziej, brak personelu, brak samochodu i inne. Wszystkie jakieś wykrętne i kłamliwe. Wśród nich moje szczególne rozsierdzenie budziła „niska społeczna szkodliwość czynu”.
Jestem częścią społeczeństwa? Płacę podatki? Ale nie mogę mimo wszystko korzystać ze swojej własności, tak? No, to chyba ten, kto mi to uniemożliwia, jednak działa na moją szkodę?Jest jeszcze druga strona tego medalu. Jeśli obywatele łamią przepisy i są bezkarni, bo organy ścigania to akceptują – to to jest dopiero szkodliwe społecznie!
Na moje osiedle można wjechać tylko jedną, jednokierunkową uliczką i tylko jedną wyjechać. Dzisiaj, żeby wydostać się z osiedla, jechałam po chodniku, ponieważ na jezdni stało zaparkowanych sześć samochodów. Sznur samochodów zaczynał się pod znakiem „Zakaz parkowania, postoju”. Jechałam i powtarzałam półgłosem moją osobistą mantrę, którą wypracowałam, tyrając w wielkiej korporacji. Brzmi ona:
– Nic mnie nie wnerwi, nic mnie nie wnerwi. Oczywiście, jest to wersja ocenzurowana.
Po drodze minęłam budkę telefoniczną przystosowaną do potrzeb osób niepełnosprawnych na wózkach. Ale nawet sprawny człowiek nie byłby w stanie do niej wejść: została zastawiona przez samochody parkujące na chodniku. Jechałam, mantrowałam i się irytowałam. Chodnik jest dość wysoki, ma ostry krawężnik, więc w takich sytuacjach obawiam się, że mogę sobie przeciąć oponę albo uszkodzić felgę. Jeśli tym chodnikiem będzie się przemieszczać matka z wózkiem albo niepełnosprawny – nawet nie mam gdzie zjechać. Zdarza się, że parkuję nawet cztery przecznice od miejsca, w które przyjechałam. Jeśli przewiduję problemy z parkowaniem – w ogóle rezygnuję z samochodu. Czasem można pojechać autobusem albo tramwajem. Jestem legalistą i od innych oczekuję tego samego.
Zresztą nieprawidłowe parkowanie to tylko wierzchołek góry lodowej grzechów zmotoryzowanych. Nadmierna prędkość, wymuszanie pierwszeństwa, niedostosowanie prędkości do warunków na drodze, wyprzedzanie na trzeciego. No i jazda po pijanemu. Jak w ogóle można usiąść za kierownicą po alkoholu? Może mi to ktoś wyjaśnić? Bo ja nie rozumiem. Czy ci użytkownicy drogi dopiero co przesiedli się z wozu drabiniastego do szybkich samochodów? Bo można by tak wnioskować, skoro o samochodzie mówi się: fura, wóz, bryka. Ile pokoleń jeszcze trzeba, żeby ci wozacy pojęli, że nie są sami na drodze, a kodeks drogowy nie jest ustanowiony specjalnie im na złość, dla utrudnienia życia?
Naprawdę, największym ludzkim grzechem jest brak wyobraźni. Reszta to tylko komentarz.
Dzisiaj w tych mandatach, których nikt nie wlepił tym kierowcom myślącym nie wiem jaką częścią ciała, został zaprzepaszczony ładny grosz dla Skarbu Państwa. Nieumiejętność ściągnięcia należności z mandatu to zwykła nieudolność i grzech zaniechania. Można to ściągnąć z podatku dochodowego. Są kraje, w których kilka niezapłaconych mandatów pociąga za sobą konsekwencje w postaci konfiskaty samochodu. Chociaż pewnie przyjemniej jest ścigać babinę emerytkę handlującą sznurówkami, pumeksem i astrami z działki. Wtedy to się czuje tę moc władzy w sobie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze