Może się spotkamy?
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuZdarza wam się nagle wpaść na kogoś znajomego na ulicy? Najpierw jest zdziwienie, że oto niespodziewanie, nawet w wielkiej aglomeracji mogą się spotkać dwie osoby. Są uściski i piski a w myślach również wzajemne liczenie zmarszczek i nadprogramowych kilogramów. Zaraz, zaraz kiedy to widzieliśmy się po raz ostatni? Naprawdę? Niemożliwe! Naprawdę minęło tyle lat? Musimy się koniecznie spotkać! A potem mijają lata.
Niedawno wpadłam na ulicy na Jacka. Z trudem go poznałam. Z gibkiego chłopaka o wesołych oczach, z którym kiedyś wypiłam na plaży niejedno piwo, zmienił się w przysadzistego mężczyznę o oszronionych siwizną włosach. — Musimy się spotkać! – wykrzyknął z entuzjazmem. Tak, tak, przytaknęłam, zastanawiają się w duchu, czy tego naprawdę chcę. Zanim jednak odpowiedziałam sobie na to pytanie, mój dawny znajomy pobiegł w przeciwną stronę. — To się zdzwonimy – rzucił na odchodne i tyle go widziałam.
Musimy się spotkać. Ilekroć słyszę to zdanie, zaczynam powątpiewać w jego prawdziwe przesłanie. Może, gdyby ktoś powiedział, że chciałby się ze mną spotkać, uwierzyłabym w prawdziwe intencje. „Musimy” brzmi dla mnie jak grzecznościowy zwrot, coś w rodzaju „ładna dzisiaj pogoda”.
Nawet, gdyby intencje wypowiadające były szczere i tak do finału daleko. Spotkać się w naszych czasach wcale nie jest łatwo. Nawet z własną rodziną trzeba się umawiać. Kiedy dzwonię do mojej mamy, to okazuje się, że najbliższy wolny weekend ma za 3 tygodnie. Z kuzynką od dwóch miesięcy usiłuję znaleźć odpowiednią sobotę, żeby zabrać dzieciaki na basen. Albo u mnie panują choroby, albo ona ma dyżur, albo śnieg zasypał mój garaż, albo ona musi odstawić auto do naprawy. Nawet z najbliższymi sąsiadami nie jest łatwo umówić się na wspólne oglądanie filmów. Wciąż się mijamy. Czasami tygodniami się nie widzimy, a kiedy wpadamy na siebie przy wspólnych śmietnikach lub skrzynkach pocztowych, mówimy, że musimy się spotkać. W bliżej nieokreślonej przyszłości. Kiedyś. Na pewno.
Żyjemy w rozpędzonych czasach, w których spotkania stały się cennym dobrem. Przesadzam? Któż z was nie prowadził rozmów z przedstawicielami firm ubezpieczeniowych lub doradcami finansowymi, którzy bardzo nalegali na spotkanie. Zajmę pani tylko pół godziny! Chcę porozmawiać o ofercie dla wyjątkowych klientów. Przejeżdżam przez pani osiedle w czwartek i chciałbym podrzucić kilka dokumentów. Biada temu, kto da się na to złapać. Doskonale wyszkoleni handlowcy wykorzystają wszystkie interpersonalne zasadzki i całe pokłady swojego uroku osobistego, żeby tylko doprowadzić do podpisania z nami umowy. Sympatyczna pani przyniesie zabaweczkę dla waszego dziecka, a sympatyczny pan porozmawia o samochodach z waszym mężem. Wypijecie razem herbatę, ponarzekacie na korki i ani się spostrzeżecie, a już jesteście znajomymi. Może nawet przejdziecie na ty, przecież jesteście w podobnym wieku. A kiedy za kilka dni wasza nowa znajoma zadzwoni, żeby zapytać, jak wam się podoba oferta, trudno wam będzie odmówić.
W ubiegły poniedziałek mój szef wezwał przed swoje oblicze wszystkich handlowców. Nie macie wyników – grzmiał zza biurka pokazując nam wykresy. A dlaczego? Bo się nie spotykacie z klientami. A jak się nie spotykacie, to nie macie wyników. Nie chcę was dzisiaj widzieć w biurze. Ale zanim wyjdziecie, przygotujcie harmonogram spotkań na najbliższy miesiąc.
— Dzień dobry pani Ewo! – zadzwoniłam do mojej dawno nieodwiedzanej klientki. — Mam dla pani ciekawą propozycję. Musimy się koniecznie spotkać. Co pani powie na kawę w tej nowej knajpce koło pomnika? Nie może pani dzisiaj? To może w środę za 2 tygodnie?
Tego dnia spotkałam się z jednak z kilkoma innymi klientami. Do domu wróciłam zmęczona, marząc o ciszy i gorącej kąpieli. Zadzwonił telefon. — Co robisz? – zapytała moja siostra. — Mogę wpaść na chwilę? Muszę omówić z tobą święta. Dałam radę wyjąkać tylko tyle, że zadzwonię do niej jutro, bo mnie cholernie zmęczyli ludzie i muszę odpocząć.
A kiedy tak odpoczywałam wieczorową porą, to zaczęła mi się naprzykrzać pewna myśl. Oto tak dużo energii wkładam w służbowe kontakty, że brakuje mi jej w relacjach prywatnych. Rozejrzałam się wokół i stwierdziłam, że większość moich znajomych i przyjaciół poznałam w pracy. Koledzy ze szkoły, kuzyni, koleżanki z różnych babskich wypadów stały się ostatnio wirtualnymi bytami. Częściej z nimi rozmawiam przez komunikator, niż spotykam ich na żywo.
Zapaliło mi się ostrzegawcze światełko. Sięgnęłam po telefon. Najpierw umówiłam się z siostrą na jutro, a potem odszukałam telefon do Jacka. Zadzwonię do niego jutro. Może znajdzie chwilę, żeby wypić piwo na plaży.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze