"Jeszcze się spotkamy", Marc Levy
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuBohaterowie książki Marca Levy'ego - Lauren i Arthur - spotykają się po raz pierwszy na kartach powieści „Jak w niebie”. Druga część historii rozpoczyna się, kiedy Arthur powraca do San Francisco. Młodemu architektowi wydaje się, że zapomniał już o swojej miłości, ale kiedy ulega wypadkowi i trafia do szpitala, w którym pracuje Lauren, dawne uczucie natychmiast odżywa. Okazuje się również, że nasza bohaterka, odkąd wyzdrowiała, wciąż poszukuje swojego wybawcy. Przypadek sprawia, że ich drogi znów się łączą. Czy Arthur i Laura wykorzystają kolejną szansę na to, żeby być razem?
Miłość to przedziwne uczucie. Zakochany człowiek jest szczęśliwy do granic możliwości, a mimo to wygląda tak, jakby nabawił się poważnej choroby. Jej symptomy zna każdy: błędne spojrzenie, przyśpieszone bicie serca i zawroty głowy. Nic dziwnego, że miłość traktuje się równocześnie jak przekleństwo i błogosławieństwo. O niej właśnie traktuje powieść Marca Levy'ego „Jeszcze się spotkamy”. Autor ten stał się znany dzięki książce „Jak w niebie”, na podstawie której nakręcono komedię romantyczną z Reese Witherspoon i Markiem Ruffalo. Gdyby nie film, nazwisko francuskiego pisarza wciąż pozostawałoby nieznane. A tak, dzięki hollywoodzkiej maszynie snów, człowiek, który na co dzień zajmuje się projektowaniem, jest, jak twierdzą niektórzy, najpopularniejszym pisarzem we Francji. Niestety zdania krytyków rzadko brane są pod uwagę. W tym przypadku trzeba jednak stwierdzić: jego romantyczną powieść „Jeszcze się spotkamy” trudno uznać za interesującą lekturę.
Bohaterowie książki Marca Levy'ego — Lauren i Arthur — spotykają się po raz pierwszy na kartach powieści „Jak w niebie”. Arthur wynajmuje w San Francisco mieszkanie, które nawiedza duch młodej kobiety leżącej w śpiączce po ciężkim wypadku. Niestety Lauren nie pamięta, że to właśnie Arthur uratował jej życie, a później codziennie przychodził do niej do szpitala. Mężczyzna zakochuje się od pierwszego wejrzenia, jest jednak przekonany, że między nim a ukochaną nigdy nie będzie prawdziwej miłości. By zniszczyć w sobie wspomnienia, postanawia wyjechać do Paryża i tam podjąć pracę. Druga część historii rozpoczyna się, kiedy Arthur powraca do San Francisco. Młodemu architektowi wydaje się, że zapomniał już o swojej miłości, ale kiedy ulega wypadkowi i trafia do szpitala, w którym pracuje Lauren, dawne uczucie natychmiast odżywa. Okazuje się również, że nasza bohaterka, odkąd wyzdrowiała, wciąż poszukuje swojego wybawcy. Przypadek sprawia, że ich drogi znów się łączą. Czy Arthur i Laura wykorzystają kolejną szansę na to, żeby być razem?
Jeśli skomplikowane perypetie bohaterów przypadły komuś do gustu, chętnie przeczyta powieść Marca Levy'ego. Spodoba się ona tym czytelnikom, dla których najmniej prawdopodobne rozwiązania fabularne są dowodem na to, że miłość potrafi czynić cuda. Wykorzystują to autorzy romansów i komedii romantycznych, z czystym sumieniem produkując swoje opowieści. Im mniej w nich ładu i składu, tym więcej życiowych zawirowań i niespodzianek. Taki gatunek rządzi się swoimi zasadami, ale co za dużo, to niezdrowo.
Wybaczyć można harlequinom, wykorzystującym typowe rozwiązania fabularne. Ale to nie one są w centrum zainteresowania hollywoodzkich filmowców. Innymi słowy, powieść z wyższej półki powinna różnić się od bajkowego romansu ilością tzw. pierwiastka realistycznego. W powieści Marca Levy'ego baśni i metafizyki jest niewiele, ale i tak prawdopodobieństwo wydarzeń to główny mankament. Ktoś ulega wypadkowi, ktoś kogoś ratuje, a potem schemat się powtarza. Dobry powieściopisarz postarałby się o ciekawszy rozwój wydarzeń. Nie ma w tej książce błyskotliwych rozwiązań fabularnych i nie ma interesujących dialogów. W trakcie lektury czytelnik dochodzi do wniosku, że bohaterowie nie mają o czym ze sobą rozmawiać. I nie do końca zrozumiemy treść książki, jeśli nie sięgniemy do wcześniejszej powieści „Jak w niebie”.
Takie są właśnie losy wszelkich produkcji literackich (i filmowych), które chętnie określamy mianem „romantycznych”. Chociaż ich poziom pozostawia wiele do życzenia, odbiorcy na całym świecie są nimi zachwyceni. Może wielbiciele popkultury potrzebują książek, które z prawdziwym życiem nie mają nic wspólnego? Jeśli tak, nie wystarczą już zamglone spojrzenia bohaterów, szeptane dialogi i subtelne pocałunki. Od dziś zakochani mają ulegać wypadkom, zapadać w śpiączkę i cudownie wracać do życia.
Mottem książki Marca Levy'ego są słowa Alberta Einsteina: „Trudno zrzucać na grawitację odpowiedzialność za to, że ludzie się zakochują”. Genialny fizyk jak zawsze miał rację: miłość nie jest efektem działania bezosobowej siły. To nie przypadek, nie zrządzenie losu i nie efekt działania feromonów. Za miłość jesteśmy odpowiedzialni, tak jak autorzy odpowiedzialni są za swoje dzieła. Literatura lekka, łatwa i przyjemna zawsze cieszyła się popularnością. Niestety pisarze zamiast wychowywać sobie czytelników, schlebiają gustom publiczności. A niezależność powinna obowiązywać nawet romantyków.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze