„Przerwane objęcia”, Pedro Almodovar
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuNowy Almodovar to nadal kino wyrastające ponad przeciętność. I jednocześnie absolutnie niedorównujące poziomowi wyznaczonemu przez Wszystko o mojej matce, Porozmawiaj z nią czy Volvera. Almodovar wciąż bezbłędnie buduje atmosferę, cudownie estetyzuje poszczególne kadry, błyskotliwie zderza ze sobą skrajności. Otwarcie robi sobie jaja, by chwilę później subtelnie mówić o uczuciach. Pomaga mu doskonała ekipa. Kapitalne są zwłaszcza zdjęcia. Koncertowy popis Penelope Cruz.
Na przełomie tysiącleci Almodovar wyraźnie złapał drugi oddech. Spoważniał, odstawił na bok tak charakterystyczną dla siebie, pełną anarchii przekorę, wyeksponował perfekcyjny warsztat, skupił się na opowiadaniu o prostych emocjach. I wygrał. W miejsce wiecznie zbuntowanego punka pojawił się stateczny twórca, którego kolejne filmy zasłużenie obsypano wszelkimi możliwymi nagrodami. Ale każda dobra passa ma swój koniec. Czas pokaże, czy Przerwane objęcia to początek kryzysu, czy jedynie tzw. nieco słabszy moment. Bo nowy Almodovar to nadal kino wyrastające ponad przeciętność. I jednocześnie absolutnie niedorównujące poziomowi wyznaczonemu przez Wszystko o mojej matce, Porozmawiaj z nią czy Volvera.
Przerwane objęcia to Almodovar w konwencji noir. Głównym bohaterem jest reżyser i scenarzysta Mateo Blanco (Lluis Homar). Po serii dobrze przyjętych dramatów Mateo postanawia nakręcić komedię pt. Dziewczyny i walizki. Pieniądze na realizację projektu wykłada podstarzały multimilioner Ernesto Martel (Jose Luis Gomez). Martel stawia jeden warunek: w głównej roli wystąpi jego młoda i piękna kochanka, niezrealizowana aktorka Magdalena (Penelope Cruz) (w ten sposób Ernesto chce ratować wygasający związek). Mateo i Magdalena zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia. Tak rodzi się toksyczny trójkąt, który uruchamia lawinę zdarzeń prowadzącą do tragedii.
Almodovar nadal doskonale wie, jak robić świetne kino, ale tym razem wyraźnie zabrakło mu pomysłu na spójną historię. W zamian dokonał przeglądu swojej dotychczasowej twórczości i zaserwował coś na kształt The Best of Almodovar. Odnajdziemy tu nieomalże wszystkie charakterystyczne dla niego motywy. I tak kryminalna fabuła splata się z melodramatem, a komplikacja zdarzeń w jawnie prześmiewczy sposób nawiązuje do estetyki telenowel. W centrum historii tkwią targające bohaterami zakazane namiętności, a całość (nie po raz pierwszy) ma charakter szeroko manifestowanej przez twórcę miłości do kinematografii jako takiej.
Jest też wyraźne nawiązanie do wczesnego "niegrzecznego" Almodovara w postaci fragmentów realizowanego przez Blanco filmu (i chociaż Dziewczyny i walizki jawnie cytują Kobiety na skaju załamania nerwowego i Kikę, są to ujęcia naprawdę wyśmienite). Gorzej, że w gąszczu autocytatów i plątaninie, chwilami naprawdę zbyt licznie nagromadzonych tutaj, wątków gubi się gdzieś klarowność opowiadanej historii. A widz śledzi ją z przyjemnością, ale bez specjalnych emocji (a przecież mamy do czynienia z kryminałem).
A jednak ogląda się to dobrze. Almodovar wciąż bezbłędnie buduje atmosferę, cudownie estetyzuje poszczególne kadry, błyskotliwie zderza ze sobą skrajności. Czasem otwarcie robi sobie jaja, by chwilę później subtelnie mówić o uczuciach. Pomaga mu doskonała ekipa: kapitalne są zdjęcia autorstwa znanego m.in. z 25 godziny i Tajemnicy Brokeback Mountain Rodrigo Prieto; jak zwykle perfekcyjnie wykreowano plany i wnętrza. Cudownie grają aktorzy, w tym dawno niewidziane, niegdyś ulubione aktorki hiszpańskiego mistrza (m.in. Rossy de Palma i Angela Molina).
Ale i tak Przerwane objęcia to przede wszystkim koncertowy popis Penelope Cruz. Cruz dokonuje tu rzeczy niezwykłej: z jednej strony bezbłędnie wciela się w klasyczną femme fatale z czarnego kryminału, z drugiej odrywa tę kreację od stereotypów (a przecież właśnie na stereotypach wybudowane były wszystkie kobiety fatalne w całym nurcie noir). Jej Magdalena jest niejednoznaczna. I hipnotyzująca. Kiedy Cruz nie ma w kadrze (czyli przede wszystkim w przydługim wstępie i zakończeniu), cały film wyraźnie siada.
Długo można by wytykać słabości Przerwanych objęć, ale równie dobrze każdemu sześćdziesięciolatkowi można by życzyć takiej formy, jaką prezentuje tu Almodovar. Tak czy inaczej wypracowana przez niego w ostatnich latach (i wyśmienita) koncepcja "dojrzałego kina" wyraźnie jest na wyczerpaniu, a słynny Hiszpan musi sięgnąć po nowe pomysły. Tym razem jeszcze się wykpił, ale kolejny taki, cokolwiek mechaniczny miks almodovarowskich specjalności już tak łatwo nie przejdzie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze