Pokochałam jego pieniądze
ZOFIA BOGUCKA • dawno temuMówi się, że pieniądze szczęścia nie dają, a w życiu liczą się inne wartości, niż dobra materialne. Do związków także podchodzimy idealistycznie - uważamy, że ich podstawą powinna być miłość. Są jednak ludzie, którzy nie ukrywają, że dla nich kluczem do szczęścia są pieniądze partnera. Zasobny portfel to obietnica lepszego, komfortowego życia. One także sprawiają, że nieszczególnie apetyczny - na pierwszy rzut oka - partner staje się atrakcyjny i wart uwagi.
Karolina (25 lat, studentka z Krakowa):
— Pochodzę z zamożnej rodziny – rodzice zawsze dbali o to, żeby zapewnić nam odpowiedni poziom życia. Dziś widzę, że byłam takim wychuchanym dzieckiem, ale wtedy fakt, że mam wszystko, był po prostu czymś normalnym. Nie wyobrażałam sobie, żebym w dorosłym życiu miała inaczej. Za mąż wyszłam za człowieka, który miał i dom, i dobrą pensję, i oszczędności – nie dlatego, że szukałam bogacza, po prostu obracałam się w takich kręgach. Żyło nam się dostatnio, ale wciąż nie sądziłam, że jestem szczęściarą, bo nie muszę się martwić o kasę.
Kiedy rozstałam się z Leszkiem, byłam w ósmym miesiącu ciąży. Nie układało nam się, on nie chciał dziecka, zaczął mnie źle traktować. Nie chciałam znosić upokorzeń, a że miałam dokąd uciec, to uciekłam. Zamieszkałam u rodziców. Nie miałam dochodów (wcześniej nie pracowałam, studiowałam dziennie), a alimenty na Małgosię to była kropla w morzu naszych potrzeb. Rodzice nas utrzymywali, ale wiadomo – nie chciałam brać od nich pieniędzy na kosmetyki czy zabawki dla córci. Kiedy doszłam do siebie po porodzie, przeszłam na studia zaoczne i zaczęłam pracować dorywczo – nie mogłam znaleźć stałej pracy. Niezależności, jaką dają pieniądze, brakowało mi tak bardzo, że i siedziałam na słuchawkach, i sprzątałam biura, myłam też okna w mieszkaniach. Rodzice szczęśliwi z tego powodu nie byli, więc robili mi wyrzuty. Kłóciliśmy się, oni ingerowali w moje życie, coraz bardziej czułam się jak siostra własnej córki. Nie dawałam rady — marzyłam o niezależności, własnym kącie, gdzie będę mogła przez chwilę pobyć sama. Byłam zmęczona tą pogmatwaną sytuacją, która coraz bardziej wydawała mi się bez wyjścia. Bo co mogłam zrobić jako samotna matka — bez pieniędzy, pracy i perspektyw?
I wtedy poznałam Bartka, nowego wspólnika taty. Kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy, wydał mi się – cóż — brzydki, niemęski i jakiś taki w ogóle ble. Ale z czasem zbliżyliśmy się do siebie. On był zabawny i dobry, ja pogubiona i rozbita. Dał mi przyjaźń, ale i traktował jak damę. Zabierał mnie na kolacje, do kina, z czasem zaczął obsypywać prezentami. Imponowało mi to, że ma piękny dom, w portfelu fortunę, zabiera mnie na egzotyczne wycieczki – to wiele rekompensowało, zobaczyłam w nim atrakcyjnego mężczyznę. Może zabrzmi to cynicznie, ale naszą miłość wykreowały pieniądze — im bardziej zdawałam sobie sprawę z tego, jaki Bartek jest ustawiony i majętny, tym bardziej wydawał mi się godny uwagi. Może nie jest ślicznym modelem, jak mój były mąż, ale daje mi poczucie bezpieczeństwa, opiekuje się mną, dzięki niemu stanęłam na nogi i znów będę mogła żyć tak, jak chcę. Pokochał mnie i Małgosię, stworzyliśmy dom. Planujemy ślub.
Patrycja (27 lat, księgowa z Białegostoku):
— Wychowała mnie mama, bo tata zmarł, kiedy byłam niemowlakiem. Moje dzieciństwo było szczęśliwe, ale niełatwe. Brakowało mi taty, poczucia bezpieczeństwa, normalności. Moja mama jest ciepłą i energiczną kobietą, ale niestety nie udało jej się ustawić w życiu na tyle, żebyśmy dobrze żyły. Ciągle czegoś nam brakowało – naprawdę ciężko mi było chodzić do szkoły, przez cały rok, w jednej parze dżinsów, jednej koszuli i swetrze. Inni mi dokuczali, ale nic mamie nie mówiłam, bo w uszach ciągle dźwięczało mi, że nie mamy pieniędzy, że przed nami kolejny dramatyczny miesiąc.
Szybko poczułam się współodpowiedzialna – próbowałam dorabiać, ale wyprowadzanie psów sąsiadów czy roznoszenie ulotek trudno uznać za zajęcie szczególnie dochodowe. Ledwie udawało mi się uzbierać na podręczniki. Nie chodziłam na imprezy, nie jeździłam na kolonie, nie brałam korepetycji i nie poszłam na studia. Moje życie było smutne, choć mama naprawdę starała się, żeby tak nie było. Pewnie właśnie ubóstwo i poczucie bycia gorszą sprawiło, że postanowiłam, że za żadne skarby świata nie wyjdę za mąż za kogoś, kto nie ma pieniędzy. Wiedziałam, że ciężko jest się dorobić, będąc samemu, a i we dwoje – ciułając – byłoby nam trudno. To wyrachowane podejście, ale życiowe.
Dzięki pracy, jaką wykonuję, wiele wiem o swoich klientach, mam z nimi bliski, osobisty kontakt, no i wgląd w finanse. Tak poznałam Krzysztofa – moją szansę na lepsze, normalne życie. Jest ode mnie sporo starszy, może nie poraża wyglądem, ale jest dobry, ma w sobie to coś, no i jest zamożny. To rozwodnik po przejściach, który – choć był zdradzony — zostawił żonie piękny dom i wszystko, co w nim było. To dobrze o nim świadczy. Kiedy go poznałam, postanowiłam, że go zdobędę, a kiedy tak się stało, starałam się go pokochać — ze wszystkich sił. Nie było trudno, bo jest szarmancki i dojrzały, opiekuje się mną i jest nam razem dobrze. Daje mi wiele, chcąc tylko, żebym była. Dzięki niemu mam poczucie bezpieczeństwa — czuję się królową życia. I co z tego, że kluczem do naszego szczęścia były pieniądze? Moje uczucia są szczere. Miłość po prostu ma wiele twarzy, a do serca — jak widać — można dotrzeć na wiele sposobów.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze