Związek ze starszym mężczyzną
EDYTA LITWINIUK • dawno temuCzy można być szczęśliwą z dużo starszym mężczyzną? Czy w ogóle można dogadać się z kimś, kto wiekiem bliższy jest naszym rodzicom niż nam samym... Bariera wieku jest tak wielka, że związek ze starszym mężczyzną jest skazany na niepowodzenie? A może to mit. Moje bohaterki na większość z tych pytań już zdążyły sobie odpowiedzieć.
Czy udany związek ze starszym facetem jest w ogóle możliwy? Daria twierdzi, że tak. Anka na własnej skórze przekonała się, że to nie wypaliło. Julię los doświadczył najgorzej — musiała wybierać: rodzice albo ukochany.
Daria (40 lat, urzędniczka z Legionowa):
— To nie był żaden grom z jasnego nieba lub miłość od pierwszego wejrzenia. Na początku nawet go nie zauważałam. Marian był dla mnie po prostu zwierzchnikiem. Niby kolega z pracy, ale wyżej w hierarchii. Z takimi osobami raczej się nie przyjaźnisz, jedynie wykonujesz ich polecenia. Zawsze uważałam go za dobrego szefa. Nie mieliśmy powodów do narzekań: był wymagający, ale sprawiedliwy. Nigdy nie śmiałabym nawet popatrzeć na niego jak na faceta. Od kilkunastu lat miał żonę i dwie dorastające córki. Ja dopiero lizałam rany po bolesnym rozwodzie. Nie w głowie mi byli żadni faceci, a co dopiero koledzy z pracy. Szczególnie tacy, bez mała, dwadzieścia lat starsi.
Niespodziewanie dla samej siebie awansowałam. Szybko okazało się, że czeka mnie kilka służbowych wyjazdów. Większość akurat z Marianem. Dopiero w mniej służbowej atmosferze zobaczyłam jaki to interesujący facet. Dowcipny, sympatyczny. Typ takiego dżentelmena, który zawsze kobietę przepuszcza w drzwiach. A jednocześnie wyrozumiały słuchacz — o tym przekonałam się, kiedy któregoś dnia po większej dawce alkoholu wyżaliłam mu się z tego, o czym niedawno jeszcze mówiłam w czasie teraźniejszym.
To właśnie tego wieczoru po raz pierwszy poszliśmy o krok za daleko. Boże, jak ja potem tego żałowałam! To znaczy nie w tym sensie, że w ogóle z nim, że wtedy, że razem… Żałowałam, bo miałam świadomość, że rozbijam rodzinę, że w ten sposób w jakimś sensie odbieram męża i ojca. Obiecałam sobie nigdy już tego nie zrobić. A na kolejnym wyjeździe służbowym znowu lądowaliśmy w łóżku. On uspokajał moje wyrzuty sumienia, twierdząc, że z żoną i tak mu się już nie układa. Sama też w głębi duszy łaknęłam tych spotkań. Czy to ze względu na tak dużą różnicę wieku, czy po prostu byliśmy dla siebie stworzeni — grunt, że w łóżku było nam wspaniale. Nie po drodze było mi zrezygnowanie z tych kilku chwil przyjemności.
Romans ukrywaliśmy prawie rok. Nie wiem, jakim cudem nikt przez ten czas nie doniósł jego żonie. I dlaczego sama się tego nie domyśliła. W każdym razie o tym, żeby się ujawnić, zadecydowało to, że spodziewałam się dziecka. Wiem, nie jestem małolatą i twierdzenie, że „po prostu się przydarzyło” jest cokolwiek niedojrzałe, ale naprawdę tego nie planowałam. Nie chciałam ani łapać go na dziecko, ani w żaden inny sposób do siebie przywiązywać. Tak naprawdę, chciałam wtedy odejść. Jednak Marian nie był głupi. Szybko domyślił się, że jestem w odmiennym stanie. Odejście od żony to była jego decyzja i podjął ją z całą odpowiedzialnością. Stwierdził, że córki i tak są już dorosłe, że świetnie sobie poradzą bez niego, że nie ma już sił reanimować dawno wygasłego związku.
Jego żona chyba nigdy nie pogodziła się z faktem, że zostawił ją dla młodszej. Za to ja jestem najszczęśliwszą osobą pod słońcem. Jesteśmy już razem siedem lat i jest cudownie. Wcale nie czuję, żeby była między nami tak duża różnica wieku. Chyba bardziej liczy się to, że blisko nam do siebie, że mamy podobne zainteresowania, charaktery. Na pewno bardziej niż to, kto ma więcej zmarszczek na twarzy.
Anka (24 lata, kelnerka z Łodzi):
— Kiedy pracujesz w takim zawodzie jak mój, poznajesz mnóstwo ludzi. Jedni bardziej zapadają w pamięć, inni mniej. Jacek już na początku mnie sobą zauroczył. Oczywiście jako facet. Był szarmancki, miły, zawsze zostawiał wysokie napiwki. W ogóle nie traktował mnie jako kogoś gorszej kategorii tylko dlatego, że pracuję w restauracji i, jak to się u nas mówi, latam z talerzami. Wręcz przeciwnie: zawsze pochwalił mnie za smaczne jedzenie, za obsługę, a po jakimś czasie — nawet za ładny wygląd. O ile na początku traktowałam go po prostu jako sympatycznego faceta, to po kilku takich komplementach koleżanka zwróciła mi uwagę, że „ten starszy pan” - jak go nazwała — chyba się do mnie zaleca.
Pierwsza moja reakcja? Zrobiło mi się głupio. Przecież facet był plus-minus w wieku mojego ojca. Jednak po pewnym czasie zaczęło mi to schlebiać. Do tego stopnia, że kiedyś, pod wpływem chwili, napisałam mu na rachunku swój numer telefonu. Zadzwonił dosłownie za 10 minut i umówiłam się z nim. Spotkaliśmy się raz, drugi. Za każdym razem zapraszał mnie do ekskluzywnych restauracji, do kina, do teatru. Byłam w siódmym niebie, że taki mężczyzna dba o mnie i zaspokaja moje zachcianki. Faktem jest, że nie chwaliłam się tą znajomością znajomym i rodzicom (mama chyba dostałaby zawału), ale za to sama uważałam, że to mój najlepszy związek.
Wszystko do czasu. Któregoś dnia po prostu zniknął. Bez słowa, bez pożegnania. W telefonie głuche: "abonent poza zasięgiem". Potem przypadkiem spotkałam go w mieście. Był ze starszą, wyniosłą kobietą i z młodą dziewczyną, gdzieś w moim wieku. Spacerowali, jak każda inna rodzina w niedzielne popołudnie, miejskim deptakiem. Chyba mnie zauważył, bo kiedy napotkałam jego wzrok, szybko odwrócił twarz. Chyba bał się, że zrobię mu awanturę. Nie zrobiłam. Po prostu sobie poszłam. Widocznie potrzebna byłam mu tylko do zabawy, tak na chwilę. Kiedy się znudził, wyrzucił mnie jak starą lalkę, a sam wrócił do żony. Pewnie już nie pierwszy raz. Związki z dużą różnicą wieku po prostu nie wypalają.
Julia (26 lat, pielęgniarka z Opola):
— Kilka lat temu byłam w bardzo udanym związku z facetem starszym ode mnie o dwa lata. Było nam ze sobą dobrze, za miesiąc miał odbyć się nasz ślub, planowaliśmy dziecko. Wszystko runęło, kiedy na jednej z imprez organizowanych przez moich rodziców poznałam Tomka, szkolnego kolegę mojego taty. Do tej pory myślałam, że takie uczucie zdarza się tylko w bajkach. To było jak najbardziej realne: wzięło mnie, i to tak, że gotowa byłam zostawić wszystko. I kiedy tylko okazało się, że on odwzajemnia moje uczucia, zrobiłam to.
Nieważne było dla mnie to, że za niecałe dwa tygodnie mam wyjść za mąż. Nieważne, że moi rodzice, kiedy dowiedzieli się, że jestem z Tomkiem, wyklęli mnie. Mój niedoszły mąż był wściekły, że zostawiłam go dla prawie dwa razy starszego faceta. Zanim się rozstaliśmy, nawyzywał mnie od najgorszych. Zarzucał mi, że lecę na kasę, że nigdy go nie kochałam. Zresztą tamtego wieczoru padło wiele ostrych słów. Na szczęście Tomek był moim oparciem. Zawsze mogłam na niego liczyć. W każdej trudnej chwili to on dawał mi odczuć, że warto żyć.
To był dla mnie naprawdę trudny okres. Czasem zdarzało mi się nawet zastanawiać nad tym, czy warto tyle poświęcać dla faceta. Jednak Tomek wydawał się być ideałem. Przedstawiał sobą wszystkie te cechy, których tak brakowało facetom w moim wieku. Był słowny, szczery, ciepły, a przede wszystkim bardzo inteligentny. Taki typ faceta do tańca i do różańca, jak to mawiała moja babcia. Z drugiej strony, bardzo bolało mnie, że tylko z powodu jego wieku cała rodzina odwróciła się do mnie plecami. Do tej pory byłam z nimi bardzo zżyta, teraz zostałam sama.
Bez wiedzy Tomka próbowałam negocjować. Wywalczyć choć kawałek terenu wspólnego, jakiejś imprezy rodzinnej lub spotkania, gdzie moglibyśmy pokazać się razem. Moi rodzice, zwykle prezentujący dwa bieguny zachowań, tym razem twardo stanęli na stanowisku, że mam wybierać: albo Tomek, albo oni.
Oczywiście nie mogłam mu powiedzieć o moich rozmowach z rodzicami. Swoje rozterki próbowałam dusić w sobie. Bardzo mnie to gryzło, nie wiedziałam co robić. Mimowolnie zaczęło się to odbijać na naszym związku, który coraz mniej przypominał historię z happy endem. Coraz częściej spieraliśmy się o nic nieznaczące sprawy. Chyba podświadomie próbowałam rozwalić to, co z takim trudem udało nam się poukładać. W końcu on powiedział: dość. Nie tylko wyprowadził się z naszego wspólnego mieszkania, ale także wyjechał z kraju. Musiało to być dla niego bardzo trudne, skoro tak daleko uciekł ode mnie.
Znów zaczęłam uczestniczyć we wszystkich rodzinnych zlotach. Odzyskałam to, na czym chyba bardzo mi zależało. Czy jednak jestem szczęśliwa? Nie sądzę. Wątpię żebym spotkała drugi raz w życiu takiego faceta jak Tomek. Teraz na pewno bym go nie skreśliła. Jeśli rodzina nie potrafiła zaakceptować mojego szczęścia, to ich problem. Tylko że czasu nie da się cofnąć…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze