Uzależnieni od seriali
ZOFIA BOGUCKA • dawno temuGdyby Modę na sukces można było oglądać w oryginalnej wersji językowej, z polskimi napisami, to zagorzałe fanki tego tasiemca świetnie znałyby angielski. I coś w tym jest. Rytm dnia maniaków seriali wyznacza czas emisji ulubionych seriali. To nieszkodliwe hobby – mile spędzone popołudnie przed szklanym ekranem? Tak jest, dopóki nie pojawia się przesadne zaangażowanie, podporządkowanie swej pasji wszelkich aspektów prawdziwego życia.
Gdyby Modę na sukces można było oglądać w oryginalnej wersji językowej, z polskimi napisami, to zagorzałe fanki tego tasiemca świetnie znałyby angielski. I coś w tym jest. Rytm dnia maniaków seriali wyznacza czas emisji ulubionych seriali. To nieszkodliwe hobby – mile spędzone popołudnie przed szklanym ekranem? Tak jest, dopóki nie pojawia się przesadne zaangażowanie, podporządkowanie swej pasji wszelkich aspektów prawdziwego życia.
Maria (40 lat, urzędniczka z Ostrołęki):
— Kiedyś, kiedy mieszkały ze mną dzieci, mój świat kręcił się wyłącznie wokół nich. Nie miałam czasu ani dla siebie, ani na jakiekolwiek hobby. Nie było mi lekko – wychowywałam je sama. Nasz dom tętnił życiem. Kiedy z domu – niedługo po starszej córce — wyprowadziła się młodsza, dom jakby umarł. Cisza, spokój, brak zajęć potęgują samotność. Moim przyjacielem stał się telewizor.
Dzieci zarzucają mi, że moje życia wypełniły seriale. Tak jest, przyznaję. Nie dziwię się, są młode, żyją szybko i intensywnie, mają dużo na głowie. Ja nie. Prawdą jest, że to trochę męczące, takie podporządkowanie się programowi TV. Staram się zdążyć na Modę na sukces, Klan, Plebanię, w międzyczasie herbata, jakaś kanapka, szybkie ogarnięcie mieszkania. I znów maraton: Barwy szczęścia, Na Wspólnej, M jak miłość. Obowiązkowo wszystkie odcinki Na dobre i na złe. Wolne mam dopiero przed dwudziestą drugą, wtedy na spokojnie mogę się umyć, przebrać się w piżamę i, leżąc już w łóżku, czekać na telefon córki – zawsze któraś zadzwoni. One wiedzą, że kiedy leci film, nie ma mnie dla nikogo. Nie odbieram telefonów, nie otwieram drzwi.
Godzina dwudziesta z kolei to spora nerwówka. Tak, ja wiem, że to śmieszne, kiedy tak biegam pomiędzy dwoma serialami, to jest od kuchni, gdzie na małym telewizorku leci TVN, do dużego pokoju, gdzie gra Dwójka. Mało tego, czasem jeszcze wykorzystuję czas na reklamy, żeby zerknąć, co się dzieje, dajmy na to, na Polsacie.
Ostatnio córka wykrzyczała mi, że ona i jej rodzina nie są u mnie nawet na drugim miejscu, a na siódmym, ósmym, zaraz po ostatnim serialu w moim rankingu. Miała pretensje, że nie potrafię zmienić swego harmonogramu dnia i skierować swej uwagi na nich wtedy, kiedy raz na kwartał przyjeżdżają do mnie z wnuczką. Zrobiło mi się przykro, bo to prawda. Obiecałam, że to przemyślę, ale spokojnie — mam na to sporo czasu, przyjadą dopiero za kilka miesięcy. Do tej pory bez wyrzutów sumienia będę żyć po swojemu, to jest perypetiami bohaterów moich ukochanych seriali.
Natalia (23 lata, studentka z Krakowa):
— Jestem studentką, ale także żoną i mamą. Obecnie studiuję zaocznie, na co dzień zajmuję się roczną Antosią. Wszyscy myślą, że jestem strasznie uciemiężona, zatyrana i nieszczęśliwa, bo siedzę w domu z dzieckiem. Owszem, mam sporo zajęć – muszę nakarmić malucha, przebrać (i to nie raz), pobawić się, wyjść na spacer. Do tego nauka, no bywa ciężko. Ale mam sposób na swoją szarą codzienność – seriale. Kiedy Mała śpi, sama się bawi, leży spokojnie w łóżeczku, ale także wówczas, gdy prasuję ubranka czy sprzątam, włączam sobie film i już po mnie. Rzadko oglądam to, co leci w telewizji, głównie ze względu na czas emisji, ale i dlatego, że po zakończeniu odcinka nie mogę doczekać się kolejnego. Dlatego najczęściej kupuję płyty z całymi sezonami albo ściągam je z sieci, często też dostaję DVD od męża, rodziców i brata (chyba im mnie szkoda). Najbardziej kręcą mnie amerykańskie seriale, w typie Skazanego na śmierć czy 24 godziny, ale uwielbiam i te lekkie, jak Seks w wielkim mieście czy Przyjaciele - mogę (i chcę) je oglądać na okrągło. Moje hity rodzimej produkcji to wiadomo - Usta usta, Brzydula i Magda M. Niby nic wyszukanego, a wciąga. Swego czasu kochałam się w Kasi i Tomku. Zresztą wciąż powracam do ulubionych odcinków.
Ta pasja mnie zniewala. Moje dziecko z dnia na dzień staje się mądrzejsze i absorbujące, wymaga coraz więcej mojej uwagi i aktywności. Ja owszem, poświęcam jej swój czas, ale… biernie. Nawet, jeśli się z nią bawię, jestem, a jakby mnie nie było. Moje myśli są albo na ekranie, bo mam włączony jakiś film, albo gdzieś w innym świecie – rzadko się zdarza, żebym nie myślała, jak się rozwinie akcja tu i tam, czy jak potoczą się losy któregoś z moich ulubionych bohaterów. Moje hobby mnie kręci, ale i męczy. Tak naprawdę jestem sobą tylko wtedy, kiedy jestem z małą na dworze — a to kogoś spotkam, a to z kimś zagadam, uwalniając się od swych serialowych natręctw, odpoczywam. Mówią, że liczba nałogów w życiu jest stała. Śmieję się, że może mniej uciążliwy byłby powrót do palenia?
Dominika (20 lat, studentka z Warszawy):
— Z domu rodzinnego wyprowadziłam się jesienią ubiegłego roku, kiedy to dostałam się na wymarzone studia w stolicy. Nie jest lekko wyjechać i zostawić mamę samą. Było mi przykro, ale wiedziałam, że jestem odpowiedzialna przede wszystkim za siebie i swoje życie. Mama jakoś sobie da radę – ma siostrę, brata, znajomych, no i działkę. Nie przypuszczałam, że z kobiety, która była taka aktywna życiowo, zrobi się „kanapowiec”, domatorka. Nie spodziewałam się, że uzależni się od oglądania seriali! Wiem, że czuje się opuszczona i nie jest jej z tym najlepiej, że nagle jej życie wypełnia cisza, pustka, że nie ma zbyt wielu obowiązków. Ale żeby wszystko i wszystkich podporządkowywać scenariuszom wymyślonej rzeczywistości? Bez przesady! Nie możemy do niej dzwonić wtedy, kiedy lecą w telewizji „jej” filmy, a lecą od szesnastej, kiedy to wraca z pracy, do późnych godzin wieczornych. Mało tego – kiedy przyjeżdżam do domu na weekend, a zahaczam o piątek, w ogóle nie jest fajnie, bo muszę zachowywać się cicho, jakby mnie nie było. Dla mnie to żaden wyczyn ściszyć muzykę, poczytać książkę czy iść do znajomych. Wkurzam się jednak i buntuję, kiedy przyjeżdża moja mała siostrzenica. Ala ma dwa lata i niekoniecznie rozumie, dlaczego nie może bawić się z babcią popołudniami, a jeśli już układają klocki, to wszystko odbywa się w nerwowej atmosferze. To jest okropne! Kiedy powiedziałam mamie, co o tym myślę, ta odkrzyknęła mi, że ja też jestem uzależniona od komputera, a ona mi nic nie mówi. No tak, może to i prawda. Ale ja wiem, co jest w życiu ważne, a co ważniejsze. A jej priorytety i brak elastyczności, empatii bardzo mnie zniesmacza i dziwi. I – prawdę mówiąc — przeraża.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze