Drugi ojciec
ZOFIA BOGUCKA • dawno temuKiedy ludzie się rozwodzą, dzieci najczęściej zostają przy matce, a ojcu współczujemy z powodu rozłąki. Jeśli kobieta zwiąże się z innym mężczyzną, nie wierzymy, że ten wejdzie w rolę i godnie zastąpi biologicznego ojca. Nowy związek może być dla dziecka szansą na spełnienie marzeń o szczęśliwej rodzinie i radosnym dzieciństwie. Bywa bowiem, że to ów opiekun ma do niego bardziej ojcowski stosunek, niż człowiek, który dał mu życie. Zdarza się, że ojczym staje się nie tylko super tatą, ale i prawdziwym przyjacielem.
Agata (34 lata, księgowa z Gorzowa):
— Moje małżeństwo z Krzysztofem trwało jedenaście lat, dziś nasze dziewięcioletnie bliźniaki wychowuję z moim drugim mężem, Pawłem. Pierwszy raz za mąż wyszłam bardzo młodo — pobraliśmy się potajemnie, wbrew rodzicom. Na początku byliśmy szczęśliwi – patrzyliśmy w jednym kierunku i było nam razem naprawdę dobrze. Sytuacja zaczęła się komplikować, kiedy rozwinęłam zawodowe skrzydła. Krzysztof nie mógł znieść tego, że choć pracowaliśmy w jednej branży, to mnie się udało – zdobyłam pozycję i zaczęłam zarabiać duże pieniądze. Żyło nam się bardzo przyjemnie, mieszkaliśmy w pięknym domu, jeździliśmy na bajeczne wakacje, ale między nami coraz częściej dochodziło do spięć. Mój mąż był coraz bardziej sfrustrowany, czemu dawał upust wyżywając się na mnie i dzieciach. Łatwiej mu było zamknąć się w sobie, celebrować swoje niespełnienie i nas dręczyć, niż wziąć się w garść i coś zmienić na lepsze. Nasze życie zmieniło się w koszmar – dwa lata to dni, które wypełniały kłótnie i awantury. Mąż mnie poniżał, śmiał się przy innych z mojej tuszy, karał Dominikę za nieporadność, szydził z nadwrażliwości Damiana. Rodziną byliśmy tylko na papierze – dzieci ojca nie lubiły, jego obecność je krępowała, wręcz bały się go, a słowo tata kojarzyło im się z czymś nieprzyjemnym i złym.
To był czas, kiedy Paweł, mój przyjaciel z dzieciństwa, jeszcze bardziej zaistniał w moim życiu. Często rozmawialiśmy, zwierzałam mu się ze swoich problemów, a on jak zawsze mnie wspierał, bawił się z dzieciakami, pomagał mi załatwiać codzienne sprawy, włącznie z wnoszeniem do domu ciężkich siatek z zakupami. Stawaliśmy się sobie coraz bliżsi, coraz mniej chętnie wracałam do swojego domu, a i dzieci wolały spędzać czas z pogodnym wujkiem, niż z nerwowym tatą. To była równia pochyła. Zaczęłam myśleć o rozwodzie.
Dziś tworzymy z Pawłem szczęśliwą rodzinę. Dla moich dzieci mój drugi mąż nie jest ojczymem, a najprawdziwszym ojcem i przyjacielem, doceniają to, co im daje: ciepło, swój czas, uwagę i poczucie bezpieczeństwa. To on uczy ich życia, pokazuje, co dobre, a co złe, zabiera na wycieczki, rysuje, wygłupia się i rozmawia. Krzysztof w naszym życiu pojawia się raz w miesiącu, by zabrać dzieci na obowiązkowy spacer, a nas – mnie i Pawła — obdarować porcją pretensji i niewybrednych epitetów. Tłumaczę mu, że tymi scenami robi wielką krzywdę dzieciom, ale dla niego są to tylko puste słowa. Szkoda mi dzieciaków, bo po wspólnym popołudniu wracają rozbite i niespokojne, dręczą ich słowa ojca, który opowiada im, jaki jest nieszczęśliwy, jak bardzo za nimi tęskni, że owa rozłąka jest wyłącznie moją winą, bo puściłam się z innym facetem. Według niego to ja zrobiłam z niego złego człowieka i zmarnowałam mu życie. Wszyscy staramy się mieć do tego dystans i pielęgnujemy rodzinne szczęście, ciesząc się z tego, co mamy: ja — cudowne ramię kochanego przyjaciela, a moje dzieci ojca, który się nimi interesuje i je kocha.
Beata (28 lat, nauczycielka z Ostrołęki):
— Moja córka Maja jest owocem wielkiej namiętności i zauroczenia Piotrem, poznanie którego zbiegło się z inauguracją mojego studenckiego życia. Niedługo po romantycznej kolacji z tanim winem, zaszłam w ciążę. Szybko się pobraliśmy się i zamieszkaliśmy w małym pokoju w akademiku, szczerze wierząc w szczęście rodzinne.
Choć byłam mężatką, prowadziłam typowe życie samotnej matki. Mój mąż był nieodpowiedzialnym ojcem i niewiernym mężem. Jego życie to imprezy, kobiety, piwo i próby undergroundowej kapeli, której był wokalistą. Moje życie to chaos, czyli próby pogodzenia nauki z byciem mamą. Piotr nie zaprzątał sobie nami głowy, prawdę mówiąc rzadko go widywałam. Było mi ciężko, ale nie poddawałam się, zależało mi bowiem, żeby skończyć studia i to w trybie dziennym. Nie chciałam, bym kiedykolwiek oskarżała moje dziecko o to, że przez nie musiałam zrezygnować ze swoich marzeń. Dałam radę. Kiedy po obronie pracy opuszczałam akademik, nawet nie pytałam mojego papierowego męża, czy wyprowadza się z nami. Choć bałam się życia — nie miałam ani pracy, ani mieszkania i byłam odpowiedzialna za czteroletnią wówczas Maję, liczyłam na szczęście, wsparcie rodziców i Niny, mojej przyjaciółki. Wróciłam do rodzinnego domu, szybko znalazłam pracę jako nauczycielka, a rodzice, szczęśliwi, że wreszcie coś dobrego zaczyna się dziać w moim życiu, nie szczędzili sił, by mi pomóc.
Jeszcze podczas pierwszego semestru poznałam Tomasza, też nauczyciela po przejściach. Byłam spragniona bliskości i miłości, zupełnie jak on, i tak samo bałam się zobowiązań. Zaczęliśmy się spotykać, powoli zamieniając pokój nauczycielski na kawiarnię, kino, potem jego mieszkanie. Stawaliśmy się sobie coraz bliżsi, dziś tworzymy cudowny związek i szczęśliwą rodzinę. Żyję obok dojrzałego mężczyzny, który kocha nas nad życie, a moja córka ma wreszcie prawdziwego ojca, ojca przez wielkie o. Tomasz kocha Maję, jak swoje dziecko, które kiedyś stracił, poświęca jej mnóstwo uwagi, ma do niej i serce, i cierpliwość. Ona odwdzięcza mu się uśmiechem, oddaniem i słowem „tata”, którego do tej pory nie miała okazji używać zbyt często. Oni mają swoje sprawy i sekrety, a ja cieszę się bardzo, widząc, ile im to daje radości.
Piotra nie ma w naszym życiu, o jego istnieniu przypominają mi jedynie alimenty, które dość nieregularnie wpływają na moje konto. Maja rzadko pyta o tatę, ale trudno się temu dziwić — nie ma go ani w jej wspomnieniach ani na wspólnych zdjęciach. Nie tęskni za kimś, kto owszem, powołał ją do życia, ale nie dał jej nic na drogę ani grama ciepła, zainteresowania czy miłości.
Agata (30 lat, sekretarka z Gdyni):
— Jestem wdową. Mój mąż trzy lata temu zginął w wypadku samochodowym, który spowodował, prowadząc samochód pod wpływem alkoholu. Jego śmierć owszem, była dla mnie szokiem, ale i w pewnym sensie ulgą. Mój mąż umarł tak, jak żył – szybko, bezboleśnie, niemal na własnych warunkach. Zawsze był panem życia i czerpał z niego garściami, słabo jednak radził sobie z szarością codzienności. Na zewnątrz był miły, pogodny, zabawny, w domu zaś złośliwy, chimeryczny i odpychający. Kochałam go, ale męczyłam się patrząc, jak traktuje mnie i naszą córkę, jakim jesteśmy dla niego ciężarem.
Nasz dom nie był ani ciepły, ani bezpieczny, byłyśmy zdane na humor Mikołaja. Najlepiej było, gdy schodziłyśmy mu z drogi i pojawiałyśmy się tylko wówczas, gdy byłyśmy mu do czegoś potrzebne. Nie powiem, żeby nas jakoś dręczył, nie, tylko ciężko nam było żyć wciąż obok, w nieprzyjaznej atmosferze i na każdym kroku czuć, że Mikołaj — mąż i ojciec żyje z nami, jak za karę. Moja córka nie raz pytała mnie, czy tata nas kocha. Kiwałam głową na znak, że oczywiście, ale nie wiem, jaka była prawda. Może kochał nas na swój sposób?
Kiedy odszedł, nie mogłam się w tym wszystkim odnaleźć. Cierpiałam, płakałam i byłam wdową całą sobą. Wtedy w naszym życiu pojawił się Daniel, nasz samotny sąsiad. Najpierw pokochała go Julia. Kiedy ja zastanawiałam się, co będzie dalej, oni wyprowadzali razem psa i zbierali dla mnie kwiaty. Miłość nie spadła na mnie, jak grom z jasnego nieba. Pokochałam Daniela, ale nie było to uczucie szalone, a bardzo, bardzo nieśmiałe i rozważne. Od niedawna mieszkamy razem i choć nie pobraliśmy się, a Jula nie mówi do Daniela tato, to i tak czuję, że jesteśmy rodziną.
Julia ma dziesięć lat i dużo rozumie — owszem tęskni za ojcem, ale mówi, że dopiero teraz wie, o czym mówiły koleżanki, opowiadając o swoich domach rodzinnych, o wypadach z rodzicami za miasto, o nudnych, rodzinnych niedzielach czy puszczaniu latawca z tatą. Cóż za ironia losu, że dopiero teraz, przy moim partnerze, który nie jest jej biologicznym ojcem, czuje się prawdziwą i kochaną córką.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze