Czy kiedyś zdarzyła Ci się sytuacja, że w perfumerii musiałaś wybierać między kosmetykiem do użytku codziennego, a takim na szczególne okazje? Jeśli tak, to Magic Style Mascara będzie dla Ciebie idealną propozycją.
Co szczególnego może kryć w sobie smętna, srebrno-szara buteleczka tuszu? Cóż, czasem pozory mogą mylić... Buteleczka, poza wspomnianymi, klasycznymi dla Astora cechami, posiada bardzo ergonomiczną i dobrze leżącą w dłoni szczoteczkę. Sama szczoteczka jest starannie dopracowana, dość sztywna, dzięki czemu precyzyjnie rozdziela rzęsy.
Sam tusz natomiast, posiada w sobie magiczną wręcz cechę, która pozwala nakładać go na rzęsy dowolną ilość razy, uzyskując coraz intensywniejszy makijaż. Pomyślicie: co w tym takiego nadzwyczajnego, przecież można to zrobić każdym innym tuszem. Owszem, można ale nie z takim perfekcyjnym efektem. Z każdym kolejnym tuszowaniem rośnie gęstość, grubość rzęs, a spojrzenie staje się coraz bardziej uwodzicielskie. Konsystencja sprawia, że nawet przy dziesiątym tuszowaniu (i to nie jest przesada) nie tworzy się ani jedna grudka, a rzęsy są wciąż rozdzielone i nieobciążone. Tusz jest odporny, nie kruszy się i nie rozmazuje (mimo że nie jest wodoodporny). Łatwy i niekłopotliwy przy demakijażu mleczkiem kosmetycznym. A ponadto bardzo wydajny.
Do wyboru mamy kilka rzadkich kolorów. Z podejściem nonkonformistycznym, zrezygnowałam z czarnej klasyki i wybrałam kolor golden bronze (860). Jest to stonowany, dość ciemny, złoto-brązowy odcień, lekko opalizujący, z błyszczącymi drobinkami (nie podrażnia oczu). Po jedno-, czy dwukrotnym wytuszowaniu makijaż jest, przeciętny – zwykły dzienny, nie odbiegający od normy, natomiast gdy wieczorem potrzeba czegoś więcej – wystarczy kilka poprawek i makijaż staje się wyjątkowy i oryginalny.