Już chyba kiedyś wspominałam, że jasna karnacja najlepiej pasuje Nicole Kidman (chociaż, tak po prawdzie, i ona zaczyna ostatnio wyglądać coraz mniej korzystnie, ale nie z uwagi na odcień skóry). I chociaż większość populacji decyduje się albo na odprawianie godzinek w palącym słońcu, albo na opalanie w solariach, ja postanowiłam sprawdzić dostępne mi metody chemiczne z pominięciem słońca. Balsam Kolastyny z drobinkami rozświetlającymi poszedł w tym sezonie na pierwszy ogień.
Zacznijmy od tego, że przy użyciu balsamu brązującego nigdy nie osiągnie się efektu określanego potocznie jako „mahoń”. Jedyne, na co można liczyć, to delikatne – powtarzam, delikatne! – przyciemnienie skóry. I właśnie to ten balsam daje. Skutki najlepiej widać na osobach o bardzo jasnej karnacji. Już po dwóch-trzech aplikacjach skóra staje się bardziej złocista i nabiera zdrowszego kolorytu. Dodatkowym plusem są drobinki rozświetlające – na tyle delikatne, żeby nie powodować tandetnego efektu, ale ładnie podkreślające nowo zdobyty kolor.
Zapach balsamu nie jest szczególnie zachwycający – daj się wyczuć charakterystyczny aromat, towarzyszący większości balsamów o tym przeznaczeniu. Niemniej jednak, nie utrzymuje się długo na skórze, a efekt jest wart tolerowania przeciętnego zapachu.
Producent | Kolastyna |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja ciała |
Rodzaj | Samoopalacze i balsamy brązujące |
Przybliżona cena | 15.00 PLN |