Kosmetyk ten na pewno nie zasługuje na miano ekskluzywnego. Łatwiej go chyba kupić w sklepach z odzieżą ochronną i sprzętem bhp niż w drogerii. I tak też trafił do mnie - razem z coroczną porcją rękawic roboczych, ręczników, mydeł i past bhp, które dostaje z zakładu pracy mój tato.
Pozory mogą jednak mylić. Ten siermiężny na pierwszy rzut oka krem lepszy jest od wielu droższych.
Konsystencję ma prawidłową, nie za gęstą i nie za rzadką, jak sama nazwa wskazuje - "glicerynową". Rozsmarowuje się bardzo dobrze i wchłania błyskawicznie. Brak tłustej warstwy i śliskości dłoni, której bardzo nie lubię, to olbrzymi plus. Zaraz po posmarowaniu można bowiem przystąpić do normalnych, zwykłych czynności. Np. trzymane w dłoni pióro nie będzie się nam wyślizgiwało z dłoni. Ręce po jego zastosowaniu są gładkie i miękkie. Wielokrotnie pytano mnie co robię, że moje dłonie są tak delikatne. Odpowiedź mogłaby niejednego zaskoczyć - to zasługa taniutkiego, (nie)zwykłego kremu. Dodatek cytryny rozjaśnia przebarwienia i drobne blizny czy zadrapania. Krem pachnie ładnie, lekko cytrynowo.
Opakowanie (białe, z papierową naklejką) nie jest może popisem stylistyki, ale po ostatnich korektach, jakie wprowadziła firma, jest dość wygodne. Klapka i mała dziurka, przez którą wyciska się kosmetyk, ułatwia jego precyzyjne i oszczędne dozowanie.
Ceny kremu nie znam - myślę jednak, że będzie to ok. 1-2 zł za 75 ml.
Producent | Marona Enterprise |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja ciała |
Rodzaj | Dłonie i paznokcie |