Od kiedy zaczęłam zachwycać się i niemal kolekcjonować pomadki, mam większą odwagę na eksperymenty z kolorem na ustach. Pure Color Vivid Shine w kolorze Fireball, czyli pomarańczowo-koralowej czerwieni z ledwie widocznymi, złotymi drobinkami to chyba jak do tej pory moja najbardziej odważna.
Mam jasną karnację i dość wąskie usta, które w dodatku często zaciskam i nieświadomie „chowam”, więc każdy mocniejszy kolor na nic to szok dla mojego wizerunku. Jednak, gdy z dna szafy wygrzebałam wełnianą, dość krótką spódnicę w niebiesko-koralową kratę, całość świetnie się dopełniła i nawet mój mąż stwierdził, że nie może oderwać wzroku, bo wyglądam inaczej (oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Wiem, że kolory powinno się dobierać do urody, a nie do ubrań, ale to bardzo skuteczny sposób na oswojenie właśnie tych odważniejszych.
Sama pomadka jest przyjemnie kremowa. Dobrze kryje już przy jednorazowym pociągnięciu, ale na ustach nie pozostaje jej dużo, więc nie jest ciężka, ani mocno wyczuwalna. Zdziwiłabym się, gdyby tak intensywny kolor nie brudził – oczywiście zostawia ślady na szklankach i przy pocałunkach, ale na ustach trzyma się całkiem długo i blaknie równomiernie, a drobinki są lekko widoczne, ale nie rozprzestrzeniają się po całej twarzy.
Delikatnie waniliowo-karmelowy zapach uprzyjemnia stosowanie, a piękne opakowanie z kolorem pomadki zatopionym w przezroczystej podstawie lubi mnie czasem straszyć. Dlaczego? Zamyka się bowiem na „wcisk” bez kliknięcia, uczucie przypomina trochę zgniatanie plasteliny i bardzo często w roztargnieniu łapię się na tym, że po umalowaniu ust i przy zamykaniu zdaje mi się, że „o kurcze, nie zakręciłam pomadki i właśnie ją rozgniatam”.
Generalnie polecam ze względu na lekkość, intensywność kolorów i przepiękne opakowanie.
Producent | Estee Lauder |
---|---|
Kategoria | Usta |
Rodzaj | Szminki w sztyfcie |
Przybliżona cena | 115.00 PLN |