Ostatnio robiąc porządki natknęłam się na pewną kredkę, która ożywiła moje wspomnienia odnośnie kolorówki firmy Nivea. W Polsce co prawda nie spotkałam się z kosmetykami Nivei do makijażu, ale skoro mieszkam w niewielkim mieście, to może gdzie indziej są one dostępne. Przejdę jednak do rzeczy.
Owa kredka nazywa się One for All i ma służyć do podkreślania oczu, ust i kości policzkowych. O ile pamiętam, była dostępna w wielu kolorach, ja wybrałam intrygujący odcień brązu zwany Bronze Terra. Dobrze byłoby teraz napisać coś miłego o tym produkcie, ale oprócz estetycznego wyglądu niewiele przychodzi mi do głowy.
Zacznijmy od tego, że kredka jest bardzo gruba. Na tyle gruba, by trudno było znaleźć do niej odpowiednią temperówkę. Takowej w efekcie długich starań nie znalazłam, więc musiałam uciec się do alternatywnych środków temperowania. Co do właściwości kredki, prócz koloru nadaje ona ładny połysk. Cóż jednak z tego, skoro jej trwałość woła o pomstę do nieba. Podkreślając nią oczy możemy liczyć na efekt ksero na lub powyżej górnej powieki. Kredka jest miękka, trudno ją utrwalić na powiece, by trzymała się tego miejsca, w którym została nałożona. Malując nią usta możemy zachwycić się pożądanym efektem, który będzie trwał jednak bardzo krótko, bowiem po godzinie na naszych wargach zostają jedynie śladowe ilości kosmetyku (możemy przypuszczać, że reszta została zjedzona). Rozmyślając nad tym, do czego ta nieszczęsna kredka w ogóle może się nadawać, dochodzę do wniosku, że chyba jedynie do podkreślania kości policzkowych - wówczas nie odbije się na niczym i nie zostanie starta. Jeżeli więc ktoś popełnił błąd i skusił się na ten produkt, to ma jednak szansę jakoś go wykorzystać.
Podsumowując kredka nie jest warta swojej ceny (kosztowała około 6 Euro). Jest to jeden z tych produktów, których najlepiej się wystrzegać, by później nie tracić czasu i nerwów na jego niezbyt owocne użytkowanie.