Niegdyś czarna kredka była nieodzowną częścią mojego makijażu. Dzisiaj niekoniecznie, aczkolwiek jeśli już jej używam to jest to mała, kreseczka na górnej powiece i to wyłącznie kosmetykiem wysokiej jakości, ponieważ z przykrością stwierdzam, że w przypadku kredek "droższa" znaczy dla mnie "lepsza". Nauczyło mnie tego doświadczenie i jak bardzo nie byłabym zadowolona z kosmetyków niskopółkowych, tak po tanią kredkę już nigdy nie sięgnę.
Z tą konturówką nie było inaczej. Cena niestety odzwierciedla jej jakość. Podejrzany jest dla mnie także fakt, że jest to kosmetyk 2 w 1 - do oczu i ust zarazem. Osobiście nie wyobrażam sobie nałożenia tej kredki na moje usta, nigdy w życiu.
Co do działania, największym minusem tego kosmetyku jest jego trwałość. Rozmazuje się po zaledwie dwóch lub trzech godzinach, nie wspominając już o gromadzeniu się w załamaniach powiek i okropnymi cieniami pod oczami. Z kolejnymi godzinami traci także swój kolor i blednie. Wymaga więc kilku poprawek w ciągu dnia, a wiadomo nie zawsze jest na to czas i sposobność. Malując nią oczy dokładnie dookoła wieczorem wyglądałam jak postać rodem z podrzędnego horroru.
Dalej niestety także nie jest lepiej. Konturówka ma dość miękką konsystencje, jednakże, aby otrzymać względnie intensywny odcień trzeba się nie lada namęczyć. Kolejne warstwy kredki wałkują się tworząc mało estetyczne grudki, a do idealnej czerni nadal jest bardzo daleko.
Czarę goryczy przelało natomiast struganie owej konturówki. Aby uzyskać w miarę dobry efekt kredka łamała się co najmniej ze dwa razy. Jej zapach jest typowy dla kredek, ale w przypadku tego typu kosmetyków nie ma on raczej większego znaczenia.
Podsumowując - nikomu nie poleciłabym tego kosmetyku, jego działanie pozostawia bardzo wiele do życzenia. Po kilku takich nieudanych podejściach podziękowałam tanim kredkom i postanowiłam zainwestować w coś droższego. Oczywiście opłaciło się i nie żałuję, a ta konturówka to na szczęścia odległa przeszłość.