Czy sztuczne zapłodnienie powinno być refundowane?
EWA ORACZ • dawno temuBezpłodność dołącza do grona chorób cywilizacyjnych. Nie każdego jednak stać na wielomiesięczne starania o dziecko pod okiem lekarzy i to za grube tysiące. Czy w ogóle możliwe jest rozwiązanie sporu światopoglądowego za pomocą prawa?
Polska to podzielony kraj. Dzielić może nas wszystko, począwszy od tego, co wkładamy do ust na śniadanie, damskiej depilacji, a kończąc na istotniejszych rzeczach jak polityka, aborcja czy in vitro. Emocje zawsze są wielkie, szczególnie w sieci i nie wiedzieć czemu gwarancją dużej ilości komentarzy jest zawsze damskie owłosienie, i bynajmniej nie mam na myśli trendów fryzjerskich. Polki, jako dominująca ilościowo część narodu, biorą udział w tych sporach równie intensywnie co brzydka reszta. Wystarczy wspomnieć cokolwiek o karmieniu piersią kontra mleko modyfikowane. Tak samo rzecz ma się z tematem in vitro. Sprawa nieco przycichła, bo jest po wyborach, ale spokojnie, wróci przy okazji następnych.
Nie mam zamiaru opowiadać się za lub przeciw in vitro, coś co mnie jednak zastanawia to finanse. Jakim krajem jest Polska, bogatym czy biednym? Czy nas, podatników stać na finansowanie takich zabiegów? Wiem, że temat niedojadających dzieci i niskich emerytur jest już tak wyświechtany i niejedną gębę już tym wytarto, ale czy nie należałoby zająć się tym w pierwszej kolejności? Rozwiążmy problem biedy, a potem rozmawiajmy o pomocy bezpłodnym. Przy okazji szastania słowami. Nazywanie zapłodnienia in vitro metodą leczenia bezpłodności jest raczej sporym nadużyciem. Nie wydaje mi się, żeby rodzice, którym udało się posiąść dzidziusia tą metodą, rozwiązali fizjologiczny problem bezpłodności. Rozwiązali go co prawda jednorazowo, bo zostali rodzicami, co nie znaczy, że kolejne dziecko „zrobią” osobiście bez wsparcia medycyny. Za to ładnie to brzmi i wygląda, prawda? Walka z bezpłodnością. Wspaniały napis na sztandar przedwyborczy. In vitro dla każdego, z kieszeni podatników! A jakby zabrakło kasy, to zawsze można komuś zabrać, na przykład emerytom, albo zrobić kolejny podatek, można dodatkowo opodatkować mleko modyfikowane, będzie na in vitro.
Współczuję wszystkim parom bezskutecznie starającym się o dziecko. Zapłodnienie pozaustrojowe sporo kosztuje, to wydatek ponad dziesięciu tysięcy, nie wszyscy kwalifikują się do refundacji. Według Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego niepłodność dotyka już 1,5 miliona par. Coraz częściej mówi się o problemach z poczęciem dziecka w kontekście chorób cywilizacyjnych. Moja koleżanka, której ten problem dotyczy, bardzo często mówi, że teraz dziecko to „towar” deficytowy. Pragnienie potomstwa zdominowało cały jej świat. Każda rozmowa potrafi skończyć się wspomnieniem o tym braku. A jakiekolwiek moje narzekanie na świat kwitowane krótkim: ale masz dziecko!
O ile w kwestii oceny strony etycznej tej metody zapłodnienia, zdania są podzielone, to u kobiet, które starają się o dziecko w ten sposób, widać niesamowitą solidarność, co jest bardzo pozytywne. Wytworzyła się pewna społeczność in vitro, w której przyszłe mamy wspierają się wzajemnie i pocieszają, gdy nie uda im się zajść w ciążę lub jej utrzymać. Kobiece fora mają wieloletnie wątki (czasem po kilka tysięcy stron) dotyczące wszystkich zagadnień z in vitro, oczywiście w oparciu o doświadczenia kobiet. Nie ma tam miejsca na podziały i rozmowy o etycznej stronie metody. Jest za to wsparcie i przede wszystkim zrozumienie problemu.
Gdy jestem już przy temacie bezpłodności, dzieci i in vitro od razu przychodzi mi do głowy pewien zabawny, dla mnie, wątek ze światem mody w tle. W marcu tego roku, gdy w Polsce trwały bardzo gorące dyskusje na temat zapłodnienia pozaustrojowego, świat obiegła wypowiedź Dolce& Gabbana na temat metody in vitro, którą to panowie uznali za nienaturalną (szok!) a dzieci urodzone dzięki niej za syntetyczne.
"Nie" dla chemicznego potomstwa i wynajmowania macicy: życie ma naturalny bieg, to są rzeczy, które nie powinny być zmieniane - stwierdzili projektanci w wywiadzie dla włoskiego magazynu Panorama.
Wypowiedź ta zbulwersowała Eltona Johna, bo razem ze swoim wieloletnim partnerem mają dwójkę dzieci poczętą dzięki tej metodzie. Nie zagłębiam się, kto im te dzieci rodził, bo nie ma to znaczenia w tej chwili. Elton jednak nie pozostawił sprawy i odwinął się projektantom na FB.
Jak śmiesz nazywać moje piękne dzieci syntetycznymi. (…) Wasze archaiczne myślenie nie idzie z duchem czasu, tak jak wasza moda. Nigdy nie będę nosić ciuchów od Dolce & Gabbana - zakończył, dodając hashtag #BoycottDolceGabbana.
Można się z tego śmiać i chyba nawet trzeba. Sprawa ma jednak drugą stronę, bo wiadomość o tej wymianie poglądów pojawiła się nawet w TVN na pasku w czasie całkiem poważnych rozmów na temat in vitro. Czy zatem D&G albo Elton mają być wzorcem, wyznacznikiem etyki? Na co komu to połączenie problemu bezpłodności i wielkiego, nadętego świata mody i show biznesu? Fakt, że bezpłodność nie wybiera, nie wiem jednak dlaczego polska telewizja wypowiedź projektantów przeniosła do dyskusji o etycznej stronie tego rodzaju zapłodnienia. Czy to oczekiwanie, że fanki szmatek z logo D&G nie będą korzystały z takiej pomocy? To jakiś wieczny problem w Polsce, posługiwanie się autorytetami, często wątpliwymi, zamiast słuchania własnego sumienia. Bardzo podoba mi się wypowiedź Bogny Sworowskiej, która dzięki in vitro ma synka. Posłuchajcie na zakończenie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze