O wykorzystywaniu seksualnym trzeba mówić. Jakkolwiek?
NINA WUM • dawno temuJak donosi "Huffington Post", artystka posługująca się pseudonimem Saint Hoax postanowiła użyć znanych na całym świecie postaci z filmów Disneya, by zwrócić uwagę odbiorców na wykorzystywanie seksualne w rodzinie.
Jak donosi "Huffington Post", artystka posługująca się pseudonimem Saint Hoax postanowiła użyć znanych na całym świecie postaci z filmów Disneya, by zwrócić uwagę odbiorców na wykorzystywanie seksualne w rodzinie.
Dowiedziałam się, że jedna z moich najbliższych przyjaciółek została zgwałcona przez ojca w wieku 7 lat" opowiada Hoax. "Postanowiłam, że muszę coś z tym tematem zrobić.
W efekcie powstały plakaty, na których księżniczki Disneya… są całowane przez swoich ojców. Podpis na dole grafiki głosi:
46 procent nieletnich molestowanych jest ofiarami członków ich własnych rodzin.
I mniejszą czcionką:
Nigdy nie jest za późno, by to zgłosić.
Mam w związku z tym dwie refleksje.
Po pierwsze — skłonna byłabym uwierzyć, iż artystką kierowały szlachetnie wzburzenie i chęć przeciwdziałania złu, zamiast pospolitego dążenia do rozgłosu. Osoba znana światu jako Saint Hoax kilka miesięcy wcześniej stworzyła kolekcję cyfrowych portretów światowych przywódców w pełnym rynsztunku drag queens. O przesłaniu swoich prac powiedziała:
"Ci ludzie występują przed światem jak na estradzie — i w dodatku już od dawna nikogo nie bawią."
Pośród uszminkowanych mężów stanu znaleźli się Osama bin Laden, Kim Dzong Il czy Władimir Putin. Saint Hoax, mimo utajnienia swojej prawdziwej tożsamości, otrzymała ponoć groźby karalne. Ponoć.
A więc — wierzę, iż chciała dobrze. Rzecz w tym, że nieszczególnie jej to wyszło.
Nie miałbym pojęcia, że to są ich ojcowie, gdyby nie artykuł
— powiedział mój dobry znajomy. Istotnie, dziewczęta na plakatach co prawda mają szeroko otwarte, jakby w zaskoczeniu oczy, ale posłusznie trwają w objęciach tych starszych panów. Podpisy pod plakatami sugerowałyby, iż są one skierowane do dorosłych już ludzi, niegdyś ofiar molestowania. Jak się okazuje, dorośli nie zawsze potrafią rozszyfrować przesłanie.
Jako maniaczka Disneya (tak, jestem dziecinna i wcale się tego nie wstydzę) wiem, kto był czyim ojcem w której bajce. Ale to statyczne ujęcie — żadnej szamotaniny, żadnych oznak stresu — także słabo do mnie przemawia.
Oczywiście wiem, że molestowane dziecko nie zawsze stawia oprawcy opór. Że często trwa jak sparaliżowane w strachu i niedowierzaniu. Uważam po prostu, że dobra kampania społeczna powinna uderzać widza po łbie. Te (nienajpiękniejsze zresztą) obrazki nie mają w sobie takiej mocy. Idea była słuszna, wykonanie kuleje.
Druga sprawa -
nigdy nie jest za późno, by to zgłosić.
Być może w Stanach Zjednoczonych (ojczyźnie artystki) rzeczywiście. Ale nie u nas. I to jest bardzo gorzka refleksja.
Krajowy kodeks karny, konkretnie zaś: Art. 197 § 3. stanowi, iż:
Kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do poddania się innej czynności seksualnej albo wykonania takiej czynności" temu grozi od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. (niezbyt wiele.) Jeśli osobą wykorzystywaną jest zstępny (czytaj: dziecko bądź wnuk) kara ta wzrasta do nie krócej niż 3 lat więzienia.
Pozostawiając na boku kwestię, czy "nie krócej niż trzy lata" to doprawdy wystarczająca kara za zrujnowanie dzieciństwa — obie te zbrodnie ulegają przedawnieniu. Odpowiednio: 15 i 20 lat później przestępstwo nie jest już ścigane.
Ofiara molestowania w rodzinie potrzebuje nieraz dużo czasu, by uświadomić sobie, co właściwie się zdarzyło. Jej szok i cierpienie są niezmierzalne, zaś dusząca małomiasteczkowa mentalność, panująca w znacznej części naszego kraju ("nic takiego się nie stało/ wymyśliłeś to sobie/ jak śmiesz tak mówić na ojca!"), wcale jej tego nie ułatwia. Często bywa tak, że ofiara dorasta, idzie w świat — połamana, niepozbierana, nieszczęśliwa — i dopiero terapia odbyta po latach wydobywa na wierzch demony.
Moim zdaniem zbrodnia wykorzystywania seksualnego własnych dzieci nie powinna ulegać przedawnieniu. Nigdy.
Źródło zdjęć: facebook.com/SaintHoax/photos_stream
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze