Podli teściowie
CEGŁA • dawno temuMojego chłopka poznałam na wakacjach po maturze. Zaszłam w ciążę od pierwszego wejrzenia. Zamieszkaliśmy z jego rodzicami, gdzie wytrzymałam dwa tygodnie. Studiowaliśmy w trybie dziennym, na inne studia nie mieliśmy pieniędzy, mieszkaliśmy w akademiku. Marek nic nie dostawał od rodziców - mnie nienawidzili, a Jemu „tylko” mieli za złe, że nie bierzemy ślubu. Kiedy podjęłam pracę, teściowie „podliczyli” sobie nasze dochody i zażądali od nas… pomocy materialnej, choć nie jest im potrzebna!

Kochana Cegło!
Mojego chłopka poznałam na wakacjach po maturze. Zaszłam w ciążę od pierwszego wejrzenia:), a Marek od razu zabrał mnie do Warszawy. Zamieszkaliśmy z Jego rodzicami, gdzie wytrzymałam dwa tygodnie, pewnego pięknego poranka powiedziałam, że ja stąd idę i basta.
Marek wtedy był już studentem, zakręcił się błyskawicznie, jakimś cudem dostał akademik. Urodziła się Anetka. Ja też chciałam studiować i o dziwo, dopięłam swego, mimo że po dwóch latach dorobiliśmy się jeszcze Karolka.

Było ciężko, nie muszę chyba mówić. Do opieki nad dziećmi sprawnie działała koleżeńska pomoc. Studiowaliśmy w trybie dziennym, na inne studia nie mieliśmy pieniędzy. Marek nic nie dostawał od rodziców — mnie nienawidzili, a Jemu „tylko” mieli za złe, że nie bierzemy ślubu. Pełna konsekwencja w myśleniu! Nie rozumieli, że na ślub również nas nie stać. Moi rodzice przysyłali co jakiś czas 500–800 złotych, bo tyle mogli. Dzięki Bogu, na każde wakacje zabierali dzieci do siebie na wieś, żebyśmy z Markiem mieli te 2–3 miesiące dla siebie.
Dziś dzieciaki mają 7 i 9 lat. Pracuję dopiero od roku, czyli odkąd młodszy poszedł do szkoły. Wynajmujemy mieszkanie, razem z Markiem zarabiamy około 5000 zł, z czego 1500 to goły czynsz, bez opłat. Moi rodzice pomagają nam nadal małymi sumami, znajomi z samochodem wożą nas 2 razy w miesiącu na zakupy do hipermarketu, rewanżujemy się zaproszeniem na domowe ciasto.
W momencie, kiedy podjęłam pracę, teściowie „podliczyli” sobie nasze dochody i zażądali od nas… pomocy materialnej, to znaczy teściowa, bo ojciec Marka jest nieszczególnie aktywny w jakiejkolwiek kwestii. Są to w ogóle przedziwni ludzie. Widują wnuki sporadycznie, zgadzają się przyjść jedynie wówczas, gdy mnie nie ma w domu, a to naprawdę rzadkość. Z konieczności ekonomicznej jesteśmy z Markiem domatorami:), nie ma mowy o kinie, teatrze czy knajpce, bo za co. Poza tym, oboje są względnie młodymi rencistami, mają własne 3-pokojowe mieszkanie, działkę (na której nigdy nie byliśmy z dziećmi, ani nawet same dzieci) i auto, którego Marek nigdy nie mógł pożyczyć nawet na kwadrans. Dwa razy do roku jeżdżą do sanatorium, co o ile wiem, nie jest już darmowe. Teściowa jest elegantką, lubi dobre kosmetyki (kto nie lubi!), co miesiąc jest u fryzjera, do mycia okien zatrudnia panie z Ukrainy, no niestety, musi, skoro jedyny syn nie ma czasu przyjechać i pomóc w porządkach.
Chyba głównie z powodu jej niezbędnych potrzeb materialnych zwrócili się do Marka o comiesięczne dofinansowanie, najlepiej w kwocie ok. 1000 zł! Muszą przecież obsadzić działkę, kosztuje benzyna, drogie są lekarstwa… Kiedy o tym usłyszałam pierwszy raz, zrobiło mi się ciemno i czerwono przed oczami, byłam chyba bliska jakiegoś ataku, może był to skok ciśnienia.

Nasze dzieci mają jeden rower na spółkę. Nigdzie nie wyjeżdżamy, nie mamy zdolności kredytowej na zakup mieszkania. Bardzo się kochamy i szukamy lepiej płatnych prac, na razie bez skutku. Aneta i Karol wymagają uwagi, zabawy, rozmowy, pomocy w lekcjach, ciepłych posiłków przy wspólnym stole przynajmniej raz dziennie i nie chcemy całego wolnego czasu po pracy poświęcać na chałtury, kosztem ich rozwoju. To trochę błędne koło, wiem, ale trzeba umieć wybierać i nie tracić nadziei.
Żądania teściów stawiają nas pod murem nie do przebicia. To właśnie cios w nasze nadzieje. W sumie staram odsuwać od siebie myśli, w jaki sposób Marek to z nimi załatwi, jakimi argumentami się posłuży jako „ukochany jedynak”, bo nie mam siły się tym martwić ani zajmować. Nie wierzę, aby teściowie posunęli się do kroków prawnych, zresztą mam to gdzieś, nie sądzę, że mogliby wygrać coś tak absurdalnego w majestacie prawa.
Pozostaje jednak we mnie żal, wielka złość, bunt. Moje dzieci mają tylko jedną parę dziadków, obecnych w ich życiu od początku, pomimo odległości. Moi rodzice, ludzie tradycyjni, nigdy nie czepiali się mnie i Marka, naszych decyzji, braku papierka czy przede wszystkim ślubu kościelnego. Robili tylko wszystko, żeby pomóc, w nic się nie wtrącając. Jak ludzie mogą być tak różni, pytam? Tu Warszawa, rodzina niby z tradycjami, pełna kultura – i taka totalna bezduszność, obojętność. A na dodatek Marek wprawdzie do niczego mnie nie zmusza, ale wciąż marzy, że kiedyś dogadam się z Jego rodziną, polubimy się i będzie „normalnie”. Czuję to i wiem. Ja też wzdragam się na myśl, że w przyszłości zaproszą mnie do programu pt. 27 lat nie rozmawiam z teściową. Ale, naprawdę, ja chyba nic złego tej kobiecie nie zrobiłam.
Wygląda na to, że za sympatię tych państwa trzeba by słono zapłacić… Po moim trupie!

Zoja
***
Kochana Zosiu!
Wbrew pozorom, większymi tradycjonalistami – delikatnie mówiąc, bo tak naprawdę to pachnie dulszczyzną – są w Waszej rodzinie rodzice Marka, nie Twoi. Mogę Ci powiedzieć, co im zrobiłaś: zabrałaś im przedwcześnie syna, któremu zapewne obmyślili świetlaną przyszłość, bynajmniej nie u Twego boku… Nie dałaś się nawet przyszpilić i zdominować we wspólnym domu – odebrałaś go im także fizycznie, gdyż stanął po Twojej stronie i za Tobą podążył. A to w końcu naturalny bieg rzeczy – podobnie jak to, że rodzice godzą się z odejściem dorosłych dzieci i wspierają je nadal, choć nie mają już takiego obowiązku.

Być może dla rodziców Marka stało się to zbyt nagle i nigdy nie wyleczyli się z szoku, a na pewno z głębokiej urazy. Z biegiem czasu zaczęli za to karać nie tylko Ciebie, ale też własnego syna. Pod cienką warstewką kultury bardzo często kryją się głębokie patologie rodzinne tego rodzaju, nie polegające na piciu czy biciu, lecz psychicznym niszczeniu wzajemnych więzi. Niechęć, zwiedzione nadzieje, obojętność, potem — wręcz nienawiść i rzucanie kłód pod nogi.
Rodzice Marka zachowują się jak zaślepieni, niedojrzali egoiści, którzy kompletnie nie rozumieją, co tracą: ciągłość pokoleniową, radość z posiadania rodziny i domu wypełnionego życzliwością. Być może są to wartości im zbędne. Wyżej stawiają własne zdanie, ambicyjki, chęć dyktowania innym, jak mają żyć. Są we dwójkę i na razie nikt nie jest im potrzebny, uzupełniają się i wystarczają sobie. Niestety, to się może boleśnie zmienić, gdy się zestarzeją.
Uważam jednak, podobnie jak Ty, że taka opcja wymaga pełnej odpowiedzialności za własne decyzje. Postawa roszczeniowa, prawdopodobnie podyktowana bardziej złośliwością, niż rzeczywistymi potrzebami, jest niedopuszczalna. Wiem, że nie chcesz zaogniać stosunków Marka z rodzicami ani wywierać nacisku, myślę jednak, że jakikolwiek przejaw uległości z Jego strony będzie w tej sytuacji ogromnym błędem. Nie umiem powiedzieć, czy Marek to rozumie, czy ma dość silnej woli, by postawić się im. Powinien, bo już to zrobił w sprawie najważniejszej: założył z Tobą rodzinę, na Waszych warunkach. Ale układy emocjonalne z bliskimi bywają tajemnicze i niepojęte. Musisz być lojalną towarzyszką rozterek Marka i wykazać minimum wyrozumiałości, przynajmniej tak długo, jak nie zostanie zachwiana równowaga, zagrożony byt Waszej rodziny, po prostu. Jeśli Marek sam uzna, że rodzice potrzebują czasem Jego obecności i pomocy, lepiej to zaakceptować. Niech myje im okna, robi zakupy, zabiera dzieci do nich na podwieczorek. Nie walcz z tym. Natomiast na uszczuplenie budżetu nie powinnaś się zgadzać i tu w pełni Cię popieram. Ani na żadną inną formę pomocy, która odbywać się będzie kosztem Waszego wspólnego czasu i względnie bezpiecznej egzystencji. Zawsze pamiętaj, że nie masz żadnych podstaw do poczucia winy za ich zachowanie.
Położenie Marka jest trudne. Musi znaleźć złoty środek pomiędzy miłością i poczuciem obowiązku wobec rodziców (na pewno je odczuwa), a świadomością, że nic nie dostawał w zamian i pewnie to się już nie zmieni. Niewykluczone, że na początku Waszego związku była szansa na bardziej asertywne i analityczne podejście do sprawy – dyskusje, ustalenia, szczere rozmowy z rodzicami. Żadna ze stron jednak nie podjęła się tego trudu, Ty i Marek byliście bardzo młodzi, w sytuacji podbramkowej. Więź rozpadła się z hukiem. Nie wiem, czy jest sens do tego wracać, budować od zera. Brak pozytywów jako punktu wyjścia.
Jedyne, co Wam dziś pozostaje, to bronić swoich granic i swojego szczęścia, trzymać się jak najdalej od toksycznych wpływów. Jeśli ktoś ma tu coś do zrobienia, naprawienia, zrozumienia – to wyłącznie rodzice Marka. I szczerze Wam życzę takiej magicznej przemiany w ich wykonaniu… podobno wszystko jest możliwe, dopóki życie trwa.
Ściskam mocno!
Cegła

Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze