Jak uziemić nieprzyjaciela?
CEGŁA • dawno temuMam 24 lata. Swojego chłopaka poznałam przez internet, jestem raczej nieśmiała, on również. Korespondowaliśmy ze sobą kilka miesięcy, ale gdy już doszło do spotkania, sprawy potoczyły się bardzo szybko, nawet te najtrudniejsze. Dla nas obojga to był pierwszy raz, może późny, to rzecz względna. Zamieszkaliśmy razem. Niedługo nasza rocznica poznania. Ale dopadł mnie pech. A raczej ludzka wredota.
Droga Cegło!
Najpierw kolega ze studiów zrobił mi na FB wpis: cześć, nasze niezłe ziółko. Tak niby dla zagajenia kontaktu po kilku latach. Mój Olek to przeczytał, mamy powiązane profile i ciągle się „odwiedzamy”, komputer też wspólny… Zdziwił się i widać było, że jest mu trochę nieprzyjemnie. Czekał, co powiem, ale zbagatelizowałam to śmiechem. Raczej nie uwierzył. Nie lubię mówić o swoich złych wspomnieniach, a tamten koleś w ogóle nie zasługuje nawet na minutę wspomnień, dobrych czy złych. Jednak zło dogania człowieka po latach, jak widać, to nieuniknione, za najdrobniejszy błąd trzeba odpokutować.
Pech goni pech i wpis nie był przypadkowy – szykowało się koleżeńskie spotkanie. Nie chciałam jechać, miałam dobrą wymówkę, studiowałam w innym mieście. Ale Olek nalega. Widział moje zdjęcia z uczelni, słyszał wiele fajnych opowieści, kilka osób z tamtego mojego okresu zna i lubi. Podobnie jak ja, nie należy do imprezowiczów, ale tu się zaparł. Od razu się domyśliłam, że mi nie ufa i chce poznać „Reszkę” – to ksywka tamtego kolegi. Ja robię wszystko, żeby tam nie jechać, a czas leci, spotkanie jest we wrześniu. Olek doskonale widzi moje męki i chyba jest coraz bardziej zły na mnie, że coś ukrywam.
Na studiach koleżanki zamartwiały się moją postawą z nosem w książkach. Reszko też się „zamartwiał”, bo nie chciałam jego zalotów. Po kilku próbach zaczął udawać przyjaciela, urządzać mi terapię, jaka to fajna laska się marnuje. Robił to, z perspektywy czasu, dość udolnie, bo kiedy przestał mnie podrywać, zaufałam mu w końcu. Miał fajną chatę, wyrozumiałych rodziców, bez przerwy robił imprezy. To przez niego zrobiłam te 2–3 wyjątki i wyszłam z akademika, uparł się, że mnie wyswata, że ma superkolegów i ktoś na pewno mi się spodoba.
Rzeczywiście, kilkakrotnie przedstawił mi kogoś. Zawsze wydawało mi się, że są to chłopcy nieco starsi, nie studenci, ale do dowodu nikomu nie zaglądałam. Byli grzeczni, inteligentni, dobrze ubrani. Niestety, ja nie podobałam się żadnemu. Trudno było mnie rozruszać, nie piłam alkoholu, nie umiałam się wyluzować, tańczyłam fatalnie. Może byłam nudna. Po imprezie brali telefon, nigdy nie dzwonili. Jeden posunął się odważnie:) do randki ze mną następnego dnia wieczorem, zamówił szampana, z którego upiłam łyczek. Potem poszliśmy na spacer nad rzekę i tam prawie że doszło do gwałtu, na szczęście w porę się opamiętał i wybąkał przeprosiny.
Po jakimś czasie Reszko dał za wygraną i przestał się ze mną kolegować. W oczy powiedział mi, że jestem zbyt wybredna i zadzieram nosa, a na roku odwrotnie — rozpuścił plotkę, że się puszczam, tylko udaję niedotykalską. Jakbyś wtedy mnie widziała, to byś zrozumiała, czemu prawie nikt temu padalcowi nie uwierzył:). Po jakimś czasie rozeszła się z kolei plotka o nim, że „handluje ludźmi”. To znaczy, wynajduje takie ćwiary jak ja i podsuwa znajomym, którzy mu nieźle płacą za każde udane „zaliczenie” na imprezie. Nie spotkałam dziewczyny, która by się do tego przyznała, co chyba nie dziwne. W każdym razie o żadne narkotyki raczej tam nie szło, tylko o alkohol i wdzięk osobisty podrywacza… Tak czy siak, dowodów nie ma.
Nigdy nie mówiłam Olkowi o tych żałosnych randkach, bo w sumie nie było o czym. Ale teraz, bojąc się spotkania z Reszką, zachowuję się sama jak winowajczyni, wiem to. Nie chciałabym za nic na świecie zranić go czy utracić, to pierwsza osoba, którą pokochałam z wzajemnością i z którą mogę być sobą, nieśmiałą, nieprzebojową dziewczyną ze wsi, której wystarcza do szczęścia jeden człowiek, jeden parapet z kwiatami i ściana pełna książek. Ale chwilami to znowu mam ochotę pojechać na ten zjazd i walnąć tego Reszkę w gębę za to, że mi bruździ w życiu. Tylko że tchórzem jestem podszyta i nie wiem przecież, co on powie. Po latach to nie do sprawdzenia. A może marzy mu się zemsta, że na mnie nie zarobił?
Balbinka
***
Droga Balbinko!
Masz rację w dwóch rzeczach: po pierwsze, pan Reszka to nie orzeł i z pewnością nie zasługuje na katusze, które obecnie przeżywasz. Jako osoba Bogu ducha winna powinnaś spróbować nabrać dystansu do tej głupiej, prymitywnej kreatury. Po drugie, na pewno przydałaby mu się nauczka, trzeba ją jednak inteligentnie wymyślić, skoro proceder nie został stuprocentowo dowiedziony. Lepiej skoncentrować się na próbie zniesławienia i obnażyć mściwy charakter delikwenta, który nie umiał z godnością znieść porażki. Bo ta wersja jest chyba najbliższa prawdy o panu Reszce. Może nadarzy się ku temu spontaniczna okazja, by dawnemu koledze przytrzeć rogów? Świetny pomysł, acz doradzam unikanie rękoczynów:).
Co do Olka – niewyjaśnienie sprawy na pniu uważam za błąd (do naprawienia). W takich sprawach warto być uczciwym, a już bezwzględnie z chłopakiem bliskim, wrażliwym, niezbyt pewnym siebie, a taki chyba jest Olek, skoro poczuł się zagrożony. Zwłaszcza Twoim milczeniem w sprawie. A przecież prawda nie stwarza cienia zagrożenia dla Waszego związku! Obyście tylko takie sekrety miewali przed sobą…
Jeśli trochę mnie znasz, wiesz już, że jestem przeciwna przedwczesnym „spowiedziom” kochanków, a szczególnie opowiadaniem swoich biografii miłosnych. Ale nie tylko. Także informacja o rodzicu alkoholiku czy o własnych nieoddanych długach wymaga przygotowania, wprowadzenia i wielkiego zaufania do drugiego człowieka. I szacunku, troski o to, by go nie stresować ani nie płoszyć nadmiernym ekshibicjonizmem, bo niektórych takie brzemię po prostu przerasta.
W Twoim wypadku żadnego szkieletu w szafie nie było. Spotykając Olka, byłaś dziewicą. Zakładam, że wówczas miała miejsce jakaś chociaż drobna i żartobliwa wzmianka o tym, że nie należysz do dziewczyn łatwo nawiązujących kontakty… Nawet jeśli nie – nie było kłamstwa. Jeśli wolno mi się tak wyrazić, fakty mówiły same za siebie. A studenckie wybryki jakiegoś kolesia są zbyt błahe, by nawet o nich specjalnie pamiętać.
Skoro jednak złośliwy gnom sam się przypomniał, po co od razu psuć krew sobie i ukochanemu? I do tego pozbawiać się spotkania z tymi ludźmi i wspomnieniami, za którymi tęsknimy, bo niosą pozytywną wartość? Namawiam, potraktuj tamtą znajomość i związane z nią incydenty jak nędzny ogarek, do zdmuchnięcia jak najszybciej. Tego pana też bez trudu da się zgasić. Przecież fajni ludzie będą tam w większości i z pewnością po Twojej stronie, nawet jeśli nie bywałaś duszą towarzystwa. Podobnie Olek, jeśli szybko i bez zakłopotania wyjaśnisz mu korzenie tego głupiego wpisu: kim jest autor, jak wyglądały wasze relacje na studiach i czym zasłynął wedle pogłosek. Zrób to lekko i z humorem, nie przydawaj powagi zdarzeniem, które na powagę nie zasługują. O niefortunnych randkach moim zdaniem nie musisz opowiadać, były bez znaczenia, a jeśli źle je przeżyłaś, to tym bardziej masz prawo do odrobiny intymności w sprawach, które dziś Ciebie i Olka w żaden sposób nie dotyczą.
On zapewne spyta, czemu nie powiedziałaś wszystkiego od razu, tylko sprawiałaś wrażenie, że boisz się tego faceta i spotkania z nim… Wyjaśnij, że to nie strach, tylko niesmak. Głęboka niechęć na wspomnienie epizodu swatania. Niepokój, że po dalekiej podróży miłą imprezę zepsują Ci durne docinki. Pamiętaj, że Olek – śmiały czy nieśmiały – będzie cały czas przy Tobie. Jedziesz na ten zjazd z tarczą – nieważne, kto i w jakim stopniu litował się nad Tobą, czy uważał za nieudacznicę. Te czasy minęły i z podniesionym czołem trzeba to pokazać. A wówczas wątpię, by w fajnej atmosferze taka żałosna postać jak pan Reszka odważyła się wychylić z czymś niestosownym, a na dodatek nieprawdziwym.
Wspaniałej zabawy życzę i… więcej wiary w siebie!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze