A ja mu tak, a on mi tak!
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: nerwy nigdy nie były i nie są dobrym doradcą. Jestem absolutnie przekonana, że musisz trochę popracować nad swoimi reakcjami na rozmaite zachowania, aby umieć otworzyć dialog, a nie uciąć go, nim zdążył się na dobre rozpocząć.
Mam problem w związku. Chciałabym, aby na podstawie tego, co napisałam, mogła mi Pani odpowiedzieć na jedno pytanie: co mam robić, aby mój partner się do mnie odezwał i czy w ogóle to możliwe, czy to tendencyjna zagrywka złośliwego faceta?
Sobota. Mój chłopak przyjechał po mnie do Krakowa, jechał specjalnie z Warszawy, gdzie odwiedził swojego kolegę, i zabiera mnie do Wrocławia, gdzie obydwoje mieszkamy (tyle że ja studiuję w Krakowie). Był bardzo zmęczony podróżą. Opowiadałam mu, jak w Krakowie, że zaprojektowałam fajny plakat, animacje itp. Ogólnie miałam dobry humor, a on słuchał i się uśmiechał do siebie. Wcześniej dal mi pomarańczowo-czerwoną różę, kiedy mnie odbierał z przystanku. Myślę sobie: „Fałsz! Farbowane kwiaty albo cieniowane to jakby dwulicowość uczuć”. Powiedziałam mu to, a on na to: „Głupia, ja bym ciebie zjadł przecież, myślę o tobie nieustannie, przez te ostatnie dwa dni tak się stęskniłem okropnie, nie wiem, co się ze mną dzieje, ale moje myśli są wciąż przy tobie”. W tę samą noc po podroży poszliśmy spać do niego do domu, w drugim pokoju była jego mama, spała, bo było późno, nie kochaliśmy się. On chciał, ale mi było głupio i doprowadziłam go do orgazmu pieszczotami… Poszliśmy spać, ja byłam pobudzona, ale on jak zwykle po udanym orgazmie zasnął. Obudziłam się rano (sesja, dużo nauki), wstałam koło 8 i już o 9 wyszłam od niego z domu. Byłam jakoś zdystansowana, odprowadził mnie i mówił: „Co się tak śpieszysz… ty mnie już nie lubisz”. A ja po prostu musiałam iść do domu się uczyć… Mówiłam mu, że mam sesję. Mówił: „Samochód się popsuł, kochanie — zadzwonię do ciebie w południe i powiem ci co i jak”. Powiedziałam: „Dobrze, będę czekać” i wsiadłam do autobusu.
Minął cały dzień, ale on nie zadzwonił. Około 21 zadzwoniłam do jego mamy, aby się spytać, czy jest w domu. Odpowiedziała, że go nie ma, bo spotkał w autobusie kolegę i też jej powiedział, że zaraz wróci do domu i do tej pory się nie pokazał. Zadzwoniłam do niego, ale nie odbierał. Po 15 minutach oddzwonił i słyszałam w telefonie samą muzykę, nikt się nie odzywał, więc napisałam mu SMS: „Widzę, że fajnie się bawisz, trzymaj tak dalej”. Około 23 zadzwonił podpity i pyta się mnie: „I co, gdzie jesteś?”, a ja, że w centrum, a on: „Ja też i czekam na autobus do domu”, a ja: „I co, fajnie się bawiłeś?”, a on: „Tak, no to cześć…”. Byłam wkurzona, wsiadłam w nocy do autobusu i pojechałam do Krakowa. W poniedziałek dzwonił 4 razy, ale nie odbierałam, dzwonił też do moich rodziców i pytał, co ze mną. Wieczorem przyszedł z wielkim bólem do mojego taty, że go jądro boli, mój tato wynalazł mu ostry dyżur i kazał iść do lekarza. Pojechał się zbadać, do mnie zadzwonił około 21. Odebrałam, byłam wkurzona, mówię mu: „Co to za związek, w którym nie ma szacunku, dlaczego nie zadzwoniłeś?”. A on: „Ty też mogłaś napisać, ja wcale ci nie obiecywałem, że zadzwonię, spotkałem kolegę”. Tymi fałszywymi wykrętami tak mnie wkurzył, że odłożyłam słuchawkę.
Zadzwonił jeszcze raz i mówi: „Dlaczego odkładasz słuchawkę?”. A ja mu mówię: „Nie odpowiada mi taki model związku, cześć”. Już nie zadzwonił. W środę dowiedziałam się od taty, że lekarz mu powiedział, że ma bakteryjne zapalenie jądra, i dał mu silny antybiotyk i przez 10 dni zakazał wychodzić z domu. Kiedy to usłyszałam, to się przestraszyłam o niego i też o siebie, żeby nie z jakiejś choroby. Nawet pomyślałam sobie, że może mnie gdzieś zdradził, sama nie wiem, skąd się biorą takie choroby. Zadzwoniłam do niego i mówię: „Cześć, jestem w akademiku, zadzwonisz do mnie?”, a on szybko i raptownie: „Nie, cześć” i rzucił słuchawką. Poprosiłam swojego tatę, aby mu przekazał, że to poważna sprawa i żeby zadzwonił do mnie. A on: „Dobrze, zadzwonię do niej, tylko mi się kotlety przypalają, wkrótce zadzwonię”. Czekam i nic, żadnego telefonu. Napisałam mu: „Zadzwoń, bo mam zajęcia”. Nie zadzwonił. Znowu zadzwoniłam, odebrała jego mama, ale Rafał nie chciał podejść. Mówię jego mamie: „Proszę jakoś wpłynąć na niego”, ale ona: „Rafał jest dorosły i wie, co robi”, a on podszedł i mówi mi do słuchawki: „Nie dzwoń do mnie”.
Zgłupiałam, wpadłam w panikę. Wsiadłam do pociągu i pojechałam do Wrocławia. Chciałam się z nim spotkać, wyjaśnić, napisałam mu SMS: „Rafał, wynika z twoich dziwnych reakcji, że nie myślisz samodzielnie, myśl sam, a na pewno dojdziemy do porozumienia, chciałabym z tobą porozmawiać”. A on: „Nie pisz do mnie i nie jestem k…a pod żadnym wpływem, muszę odpocząć od tego wszystkiego”. A ja: „Może i nie chcesz rozmawiać, ale chyba podłapałam jakąś francę od ciebie”. A on: „Nie pisz i nie dzwoń do mnie, nawet teraz jesteś bezczelna”. A ja: „Jeśli chcesz, przyjechałam do Wrocławia, ale widzę, że nie masz ochoty, wynika z tego, że te całe gadki o miłości to jeden wielki kit, życzę ci zdrowia”. Dzisiaj niedziela, on milczy, nawet nic nie napisał. Mój tata napisał do niego, jak się czuje, a on odpisał: „Już mi lepiej, opiekuje się mną mama, dziękuję”. Tak na marginesie, to on pożyczył od moich rodziców 3 tysiące złotych na wycieczkę do Egiptu, byliśmy tam razem na sylwestra, i jeszcze nie oddał, ale pisze do mojej mamy, że odda od razu, kiedy przyjdą mu pieniądze na konto.
Sama nie wiem, czy on już sobie postanowił, że odejdzie?
Czy nie chce oddać pieniędzy?
Czy poznał kogoś w ten poniedziałek i mnie zdradził?
Czy ta choroba go tak dobija?
Jestem w szoku, jak może się tak zachowywać, skoro byliśmy ze sobą prawie 3 lata i tak często mówił o nas, o dzieciach, o swoim oddaniu, a teraz taki chłód? Nie rozumiem jego zachowania kompletnie, co ja mam robić, czy moje milczenie jest najlepszym sposobem? Przecież nie mogę się mu narzucać i robić z siebie wariatki, czuję się okropnie, kompletnie nie wiem, skąd to jego nastawienie, jego zdecydowanie.
Proszę o jakąś odpowiedź, jestem zupełnie pogubiona, chciałabym trzeźwego spojrzenia na tę całą sytuację, proszę mi pomóc.
Dziękuję i pozdrawiam,
Agata
***
Droga Agato,
Pomyśl sobie, jak czuje się chłopak, który w dobrej wierze ofiaruje Ci piękny kwiat, jaki być może zachwycił go zestawieniem kolorów – i w zamian słyszy: „To jakiś fałsz! Jesteś dwulicowy! Twoje uczucia nie są prawdziwe!”. Niejeden ugruntowałby sobie nie najlepsze zdanie o kondycji umysłowej takiej dziewczyny (cóż za chora wiara w przesądy…), inny obróciłby się na pięcie, żeby nie roześmiać Ci się w twarz. Twój chłopak wykazał cierpliwość i wielką wyrozumiałość, wdając się w tłumaczenie Ci rzeczy oczywistych. Zastanów się, jak musiał się poczuć, gdy zarzuciłaś mu, że „złapałaś od niego jakąś francę”, podczas gdy – jak przypuszczam – nie miałaś żadnych objawów i tylko chciałaś mu w złości „dowalić”? Sądzisz, że gdyby Cię zdradził i zaraził się chorobą przenoszoną drogą płciową, pognałby do Twojego taty? Trochę to niemądre, nieprawdaż? Czy było mu miło, gdy rzuciłaś mu słuchawką w czasie rozmowy, nie dając mu szansy wyjaśnić niczego, od razu ucinając sprawę kłótnią?
Oczywiście, on nie jest bez winy. Ale zupełnie prostą zasadą jest usiąść i porozmawiać, przerywając, w chwili gdy czujesz, że ponoszą Cię emocje – takie zachowania jak Twoje, wycelowane głównie w jakieś czułe struny mające boleśnie zranić Twojego chłopaka, nie są dla niego szczególnie przekonującym dowodem Twoich ciepłych uczuć i szacunku. Wymagając tego od niego, zastanów się nad swoim stosunkiem do chłopaka – czy Ty go szanujesz? Czy zarzucanie mu a priori fałszu jest w porządku?
Myślę, że powinnaś trochę popracować nad swoimi emocjami. Mam wrażenie, że Twój list aż kipi od pretensji, i zastanawiam się, czy gdyby opisana przez Ciebie kłótnia była pojedynczym epizodem, chłopak zareagowałby tak ekstremalnie? Może Ty po prostu traktujesz go tak na co dzień? Celowo, redagując pisany najwyraźniej w wielkim wzburzeniu list, zachowałam Twój styl komentatora sportowego, bo sposób, w jaki opisałaś całe to zdarzenie, przypomina relację z walki bokserskiej. Nie wskazuje w tym liście wiele na to, że kochasz swego chłopaka, raczej wyziera zza słów zadziwiona księżniczka pytająca nie tyle: „Jak on może?”, ile „Jak on śmie?!”.
Przemyśl sobie swoje zachowanie i niechaj przyświeca Ci zasada, że jeżeli wymagać, to przede wszystkim od siebie. Wzmianka o finansach jest dla mnie kompletnie niezrozumiała i wydaje mi się, że masz zwyczaj „jechania po całości”, czyli – jeśli się kłócimy, to ja mu do siódmego pokolenia wstecz wymienię wszystkie grzechy i zaniedbania! Nie jest to prosta droga do porozumienia, ba, przypuszczam, że wiedzie we wręcz przeciwnym kierunku…
Sporo czasu niestety minęło, odkąd otrzymałam Twój list, więc jestem przekonana, że sprawy między Wami już się ułożyły w taki czy inny sposób. Jestem przekonana, że obydwoje działaliście w ogromnych emocjach, stąd obustronna zapiekłość i złość. Musicie się nauczyć panować nad swoimi zachowaniami, nawet gdy sytuacja nabrzmiewa ogromną ilością negatywnych emocji.
Pozdrawiam serdecznie,
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze