Uczeń mnie adoruje
CEGŁA • dawno temuMarek – mój uczeń, który odszukał mnie po latach w pewnym serwisie, dosłownie się do mnie przykleił. Powiedział mi, że wystarczy jedno moje słowo, a on wsiada na motor i przyjeżdża. Jestem spokojną, racjonalną osobą. Jednak, kiedy z nim rozmawiam, czuję się nieswojo. Chyba mam ochotę powiedzieć: „Przyjeżdżaj natychmiast!”. Ale nie mówię.
Droga Cegło!
Mam 34 lata, jestem nauczycielką polskiego w małym mieście na zachodzie Polski. Z powodów osobistych świadomie uciekłam trzy lata temu z Warszawy, po wychowaniu dwóch licealnych roczników. Na początku tego roku odnalazł mnie telefonicznie, nie wiem, jakim cudem, jeden z byłych uczniów, zachęcił do zajrzenia do serwisu, gdzie miałam odnaleźć klasę. Podchodziłam do tego sceptycznie, miałam od nielicznych przyjaciół sygnały, że sentymentalne remanenty, rozpoczęte na tym portalu, z reguły zaczynają się euforią, a kończą z hukiem. Ale wciągnęło mnie to. Obserwowałam z zachwytem, jak moja pierwsza w życiu zawodowym klasa IV b (maturzyści ’99) organizuje spotkanie, mozolnie szuka nawzajem rozproszonych po kraju i świecie.
Przyjechałam. Zjazd był prywatny, ale z wielką pompą, w wynajętej restauracji, pięć minut spacerem od naszej szkoły. Nie zabrakło łez ani śmiechu. Byłam szczęśliwa i dumna, że „dzieciaki” zadały sobie trud, by dokooptować do towarzystwa także swoich „belfrów” i że jestem jednym z nich, widać nie tym znienawidzonym:). A miałam już ostatnio wiele momentów i sytuacji sprzyjających temu, by całkowicie w siebie zwątpić. Ale to nie jest w tej chwili ważne.
O czym chcę pisać? Marek, uczeń, który mnie odszukał… On się do mnie przykleił. Dosłownie. Nie odstępował mnie na krok. Opowiadał, ile mi w życiu zawdzięcza – nie wiem, ile, bo skończył informatykę, nie byłam więc jego polonistycznym natchnieniem. Zresztą, nie wyróżniał się na lekcjach wiedzą czy polotem, był raczej, jak sobie przypomniałam, malowniczo zbuntowany i prowokacyjny. Pozował na Anioła Piekieł i nawet trochę rozśmieszył mnie fakt, że z tej pozy nie wyrósł, wciąż długie włosy, czarny skórzany uniform, przechwalanie się tatuażami. Nie robiło to na mnie wrażenia w szkole i nie robi nadal. Tyle że…
Marek mnie adorował przez cały wieczór. Wiem, że to staroświeckie słowo, ale inaczej nie da się opisać jego zachowania. Dzieli nas morze doświadczeń i ośmioletnia przepaść wiekowa. Chcę być dobrze zrozumiana. Tańczyliśmy, piliśmy piwo, bawiłam się jak rzadko, czułam się kobietą. Zdjął mi pantofle i masował stopy, obolałe od „szaleństw” na parkiecie. Wszystko wydawało się naturalne. Po imprezie poszliśmy na absurdalny, upojny, zimowy spacer dzikim brzegiem Wisły. Brnęłam w tę sytuację bez cienia sprzeciwu, było mi przyjemnie. Przyjemnie! Teraz tłumaczę sobie, że przecież nie jesteśmy już w relacji nauczycielka-uczeń. Jesteśmy dorośli, możemy (możemy?) być partnerami. Czy ja zwariowałam?
Siedzę sobie spokojnie w swojej samotni na prowincji, chodzę do pracy. Marek dzwoni do mnie codziennie, wysyła maile. „Jak szkoła?”, „Czy miałaś dziś dobry dzień?”, „Przeszedł ci już ten ból kręgosłupa?”. Wszystko, co mówi i pisze, jest platoniczne, troskliwe i urocze. Czasami tylko z nutką szaleństwa, gdy wprasza się do mnie i zapowiada, że wystarczy jedno moje słowo, a on wsiada na motor i jedzie.
Jestem spokojną, racjonalną osobą. Nadal w to wierzę. Kiedy rozmawiamy, czuję się nieswojo. Chyba mam ochotę powiedzieć: „Przyjeżdżaj natychmiast!”. Ale nie mówię.
Gośka
***
Droga Gosiu!
Albo mi się wydaje, albo czytam list od młodej, pełnej życia kobiety, ale ona na wszelki wypadek ustawia się w pozycji starej panny, której nie wypada…
Zaznaczam jednak, że nie wiem, co zadziało się na dzikim brzegu Wisły ani w Twojej duszy:). Oszczędna jesteś w słowach. Czy w emocjach też?
Jak słusznie zauważyłaś, odszukiwanie ludzi po latach w serwisie internetowym przynosi ludziom wiele uniesień i równie wiele rozczarowań. Zazwyczaj dotyczą one jednak równolatków ze szkoły. Myślę, że w relacjach z byłymi nauczycielami ujawniają się zupełnie inne zaszłości, komplikacje i uczucia. Twoja sytuacja jest dodatkowo zakręcona, gdyż wycofałaś się w jakimś sensie – tak to przynajmniej rozumiem – z wyścigu i jesteś na etapie uchodźctwa. Jesteś kobietą, jak mawia mój przyjaciel, w nastroju nieprzystawalnym.
To faza, którą warto zakończyć, gdy nadarza się okazja. Nie w sposób wyrachowany. Bo myślę, że jesteś zakochana lub co najmniej zadurzona w Marku. Na pewno zaintrygowana i pobudzona. On czuje podobnie. Nie zamierzam tu rozważać kwestii różnicy wieku, ponieważ – wybacz – argument jest wydumany. Skłaniam się raczej ku określeniu „partnerstwo”, z całym szacunkiem dla starej prawdy, że przeciwieństwa się przyciągają. Tobie prawdopodobnie wydaje się, że masz wciąż do czynienia z kimś nieletnim, a Ty jesteś mentorką i strażniczką – no właśnie, czego? To, co Was tak naprawdę dzieli, to odległość, niepewność, abstrakcja. I ciężar szkolnego układu. Kiedyś patrzyłaś z wyrozumiałością na Jego bunt. Minęły lata i każde z Was okopało się na swoich pozycjach: On wciąż kontestuje, Ty zasłaniasz się konserwatyzmem. Ale na przekór tym rzeczom coś Was połączyło. Nie chciałabyś sprawdzić, co to jest? Czym ryzykujesz?
Wyczuwam w Tobie mnóstwo zahamowań. Nie znam ich źródła, bo o tym nie napisałaś. Trudno. Moim zdaniem, niech wsiada na motor i przyjeżdża!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze