Chcę być dobry!
URSZULA • dawno temuCzas przedświąteczny zachęca do kompulsywnej działalności charytatywnej - znajdź dom, nakarm, przygarnij, przytul. Idą święta - bądź dobry obywatelu! Jak to zrobić? Oczywiście na Facebooku. Klik, klik - udostępniamy - klik, klik - lubimy - klik, klik - i w ten oto szybki oraz darmowy sposób, świat z dnia na dzień staje się trochę lepszym miejscem. Czyż to nie proste? Czyż to nie piękne?
Świat wcale nie jest miejscem miłym i przyjaznym człowiekowi, ponieważ na stanowiskach kierowniczych naszej planety siedzą zazwyczaj egoiści, którzy myślą tylko i wyłącznie o sobie i o tym, jak zdobyć mnóstwo pieniędzy na nowy jacht, harem długonogich blondynek i piętnaście rezydencji w różnych miejscach na świecie. Nie przejmują się wojnami, kataklizmami, biedą i cierpieniem maluczkich, pomocnej ręki do nich nie wyciągną (no może jedynie Brad Pitt i Angelina Jolie, chociaż też do końca nie wiadomo, czy to prawda). I w ten oto sposób cały obowiązek pomocy innym spada na przeciętnego Jana Kowalskiego, który nie chce przecież być jak ci bogaci złoczyńcy, więc robi wszystko, żeby być dobrym. No bo jak nie on, to kto wspomoże wszelkich nieszczęśników na tym łez padole? Kto nakarmi małe Murzyniątka, kto znajdzie dom beznogim pieskom, kto zorganizuje paczkę świąteczną dla samotnej staruszki w odciętej przez zimowe śniegi od świata wsi? Zwłaszcza czas przedświąteczny zachęca do kompulsywnej działalności charytatywnej — znajdź dom, nakarm, przygarnij, przytul. Idą święta — bądź dobry obywatelu!
Bycie dobrym to nie jest jednak wcale taka prosta sprawa. Wymaga zwykle znacznych nakładów finansowych — wtedy wystarczy przelać pieniądze na konto jakiejś organizacji, zajmującej się działalnością charytatywną. Jednak przecież zwykły obywatel na nadmiar pieniędzy zwykle nie narzeka, gdyby narzekał, to by się chętnie podzielił, a tak, to sami rozumiecie, no i w takim wypadku pomoc innym wymaga zachodu — trzeba jakoś ją zorganizować, zapakować w paczki i sprawić, żeby skutecznie dotarła w ręce potrzebujących, a sami przyznacie, że to nie bułka z masłem. Obywatel jednak tak łatwo nie podda się w swoim pędzie ku światłu i dobru. Na szczęście jest również sprytny i przebiegły i już on znajdzie metodę, żeby pomagać szybko i sprawnie przy jak najniższym nakładzie środków. Jak to zrobić? Oczywiście na Facebooku.
Na Facebooku robi się już właściwie wszystko — zawiera i podtrzymuje znajomości, opowiada znajomym o ważnych wydarzeniach w swoim życiu (Zjadłem kanapkę i boli mnie brzuch sąsiaduje z Rozwiodłem się z żoną, bo mnie zdradzała z listonoszem), organizuje się eventy i zaprasza na nie przyjaciół, kłóci, godzi, obraża, kocha i nienawidzi. Dlaczego więc nie można na Facebooku pomagać biednym i potrzebującym? Udostępnij zdjęcie zmasakrowanego psa, a na konto schroniska magicznym sposobem wpłyną pieniądze na jego leczenie. Polub ten status, jeżeli tak jak my uważasz, że żadne dziecko nie powinno być samo na święta, a jakimś tajemniczym cudem wszystkie samotne dzieci w mig znajdą rodziny. Klikamy więc — klik, klik — udostępniamy — klik, klik — lubimy — klik, klik - i w ten oto szybki oraz darmowy sposób, świat z dnia na dzień staje się trochę lepszym miejscem. Czyż to nie proste? Czyż to nie piękne?
Angażowanie się w taką wirtualną pomoc światu ma nawet po angielsku swoją (nie do końca przetłumaczalną na polski nazwę - slacktivism. To połączenie dwóch wyrazów: slacker i activism, w wolnym tłumaczeniu znaczy mniej więcej tyle co aktywizm dla leniwych, a polega na prowadzeniu szeroko zakrojonych działań charytatywnych typu: noszenie koszulek, znaczków i opasek z hasłami przeciw wycinaniu lasów tropikalnych, dołączaniu do grup na Facebooku popierających zniesienie problemu głodu na świecie, a także udostępnianie na facebookowym wallu zdjęć i newsów, które mają zapewnić świetlaną przyszłość puszystym zwierzątkom, wielkookim afrykańskim bobasom i innym potrzebującym tego świata.
Tymczasem tak naprawdę działania te mają jeden jedyny skutek — zapewniają dobry humor i poczucie bezbrzeżnego zadowolenia z siebie klikającemu. Oto ja, Jan Kowalski, zrobiłem coś dobrego dla świata. Kliknąłem i teraz właśnie dzięki mnie nie będzie na świecie wojen, głodu i nieszczęścia. Niewielkim, bo niewielkim nakładem pracy, ale jednak — spowodowałem, że od dzisiaj, w sam raz na święta Bożego Narodzenia, świat będzie nieco lepszy. A tymczasem, jak zwykle w takich wypadkach, wystarczy trochę pomyśleć. W jaki niby tajemniczy sposób to, że klikamy Lubię to i udostępniamy jakieś (zwykle, niestety, makabryczne) zdjęcie lub status, miałoby spowodować przepływ jakichkolwiek pieniędzy? Kto miałby je wpłacić? Jakiś tajemniczy perwersyjny dobroczyńca, który pewnego dnia pojawił się w schronisku i powiedział: Jeżeli 100 000 tysięcy osób polubi zdjęcie tego oto pieska Reksia bez łapki, przekażę na jego leczenie całą swoją fortunę? Albo jakaś Cruella de Mon o sercu niczym sopel lodu, poinformowała dom dziecka, że adoptuje dziecko, tylko i wyłącznie wtedy, kiedy określona liczba osób polubi jego zdjęcie pod choinką? Ludzie, miejcie granice w swej naiwności!
Mam dla was nowinę — to że udostępniacie i lubicie te statusy, nie zmienia na świecie absolutnie nic. Może nawet lepiej już lubić wpisy typu: Jeżeli ten status polubi 100 000 osób, wytatuuję sobie penisa na czole. Szanse na zbawienie świata od jego problemów są podobne, a radości jakby trochę więcej.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze