Konsumpcja pod kontrolą?
CEGŁA • dawno temuMam 27 lat, prawidłową wagę i przemianę materii. Nie pracuję, nie uprawiam sportu, od kilkunastu miesięcy jestem zamężna i zajmuję się domem. Jesteśmy z mężem w konflikcie „jedzeniowym”, od momentu ślubu on nazywa mnie skąpcem i anorektyczką, doradza się przebadać, na razie bez gniewu. Jem normalnie. Proszę o radę.
Droga Cegło!
Mojej rodziny nie nazwałabym tradycyjną. Jedna z babć miała jednak pięciu synów pracujących fizycznie i pomimo dostatecznej ilości pieniędzy uprawiała pewien reżim. Dwa razy dziennie na stole zjawiał się posiłek dla siedmiu osób, z czasem liczba biesiadników rosła, a babcia nad tym świetnie panowała. Dziś nie ma już siły ani potrzeby tego ogarniać. Ale nadal mi imponuje.
Tata jest budowlańcem, mama ma inne pochodzenie i zawód. Jest wyzwolona, trochę nawiedzona, sprzedała mi kilka swoich ideałów. Najzabawniejsze jest to, że spuścizna myślenia o jedzeniu mamy i taty wcale się tak ze sobą nie kłócą. Ma wystarczyć dla wszystkich zainteresowanych, bez marnotrawstwa. Taka filozofia, w niej mnie wychowano, nie łopatologicznie, tylko siłą rzeczy. Powodem tego nie była wiara (mąż mówi, że jestem jego małym kwakrem, a przecież nie chodzimy do żadnego kościoła) ani troski materialne.
Przez półtora roku byliśmy z mężem, wtedy narzeczonym, w Anglii. Chcieliśmy mieć mieszkanie, oszczędzaliśmy na jak największy wkład własny. Byliśmy całkowicie zgodni, jedliśmy po niemiecku – żadnych fast-foodów, codziennie wyjmujemy z zamrażarki dwie pałki kurczaka, gotujemy 10 ziemniaków, ja robię surówkę, raz na tydzień piekę ciasto. Nienawidziłam swojej pracy – byłam kelnerką i patrzyłam na ciągłe wyrzucanie jedzenia do śmieci, ale nigdy nie zabrałam resztek dla siebie. Resztek z talerza, który wrócił od klienta. Gdybym to robiła, pewnie przez cały pobyt nie wydalibyśmy na jedzenie ani grosza. Ale brzydziłam się, trudno. Wtedy mąż mi kibicował.
Prawdą jest, że lubię dyscyplinę przy stole. Pomagałam w wolontariatach, rozdawałam zupę i własnoręcznie upieczone bułeczki. Trudno opisywać, jaka to satysfakcja… Boli mnie, gdy dziś przy byle okazji dla 2–3 osób wnosi się na stół półmiski mięsa, warzyw, dzbanki picia, skrojone bochenki chleba. Dla mnie to żadna wolność, że każdy sobie sam nakłada. Potem z tym, co zostaje, coś trzeba zrobić. Ja po parapetówce w naszym mieszkaniu przez tydzień „toczyłam” pulpeciki mięsno-warzywne, kroiłam sobie na zimno na śniadanie, zjadałam z tostami z czerstwego pieczywa.
Mąż by tego nie tknął. Lunch je w pracy. Jak wieczorem wraca, coś mu nie pasuje, otwiera ze skwaszoną miną lodówkę – zamawia do domu pizzę albo sushi, albo chińczyka. Pytam go, po co kupować kolację na wynos, jeśli w domu jest żywność, gotowy posiłek. Mówi zazwyczaj, że zarabia i chce wreszcie pożyć, a ja mu sępię. To nieprawda. Staram się, wiem, że po 12 godzin nie ma go w domu, wymyślam codziennie coś innego. Ja też lubię smacznie zjeść! Potem sprzątam niedojedzone pudełka, rozwożę jedzenie po rodzinie albo toczę te swoje kulki…
Mamy dwa psy ze schroniska, bardzo o nie dbamy, ale nie chcę ich karmić surową rybą z imbirem, przecież nie o to chodzi…
Anna
***
Droga Aniu!
Generalnie, bardzo popieram Twoją filozofię wstrzemięźliwości w jedzeniu. Po prostu nie jesteś śródziemnomorskim typem biesiadnym i ok.
Osobiście lubię taki stary film Złote dziecko, w którym malutki buddyjski królewicz, uwięziony w klatce przez złoczyńców, żywi się rozsądnie i filozoficznie jedną roślinką, zjadając codziennie po listku.
Jest to piękna, mądra, zapamiętana przeze mnie na całe życie scena. Czy jednak stanowi wskazówkę lub wręcz wzorzec dla wszystkich? Obawiam się, że nie. Królewicz nie miał pewności, kiedy wyjdzie na wolność. Czego obawia się Twój mąż – oto jest pytanie. Chodzi do siłowni i wieczorem jest zwyczajnie głodny? A może na służbowych spotkaniach ulega presjom i modom, nadużywa alkoholu, co wzmaga apetyt?
To realne, ale niekonieczne opcje. Za mało ze sobą rozmawiacie. Nie napisałaś nic o domu, z jakiego się wywodzi. Załóżmy, że nie ma to znaczenia. Co zatem ma? Na pewno waga i wzrost męża:), poziom stresu w pracy, tryb życia. I jeszcze taka cecha, którą nazwałabym „parciem ku lepszemu”, charakterystyczna dla ludzi w każdym wieku, ale dla młodych — szczególnie. Bez przesady oczywiście.
Wspomniałaś, że w Twojej rodzinie szacunek dla rozmiaru posiłków nie wynikał z braku środków. A jak to było u męża? Zasadniczo bowiem, dwa krańcowo różne typy ludzi wydają dużo pieniędzy na jedzenie (i nie tylko): ci, którzy są do tego przyzwyczajeni, oraz ci, którzy… nadrabiają dawny niedosyt. Oba mechanizmy są proste, ale trudno je wyłączyć. Odnoszę wrażenie, że mąż może pamiętać Anglię i nie chcieć sobie dłużej dozować kurzych nóżek. Lepiej pogadać o tym otwarcie, niż frustrować się zwiędłymi frytkami. Pogadać jak najszybciej, póki Wasze spory pozostają w sferze żartów.
Zastanów się: jeśli Twój partner jest ambitny, zdobywczy, pełen energii, to posiadanie dobrej pracy, środków na fajne życie dodatkowo go stymuluje. A żarełko jest jednym z paliw. Zgadzając się na pozostanie w domu i przywództwo finansowe męża, powinnaś chyba przedyskutować z nim jego oczekiwania – nie tylko kulinarne. Zawsze jest coś za coś. Dopóki nie macie dzieci, możesz przekuć swoją ideologię na magię i gotować rozsądnie, ekonomicznie, ale dla dwóch różnych osób, z poszanowaniem upodobań obojga. Na pewno to potrafisz. Masz łatwiej niż babcia, która tych osób miała więcej. Jej dom z konieczności był restauracją z krótkim menu. Twój nie musi. Znam zapracowaną parę, w której tylko jedna połowa jest wegetarianinem, a dziecko – alergikiem. I radzą sobie. Nawet chodzą czasem we troje do knajpy!
Wspólne oderwanie się od domu to również rodzaj terapii, jaki Ci polecam – właśnie dlatego, że źle wspominasz kelnerowanie i wciąż myślisz o ludziach, którzy głodują. Spróbuj się wyluzować przy świecach i kieliszku wina. Niech ktoś wykona za Ciebie z wdziękiem te znienawidzone czynności, które Ty wykonywałaś dla innych, i zrewiduje Twoją małą obsesję. Możesz przecież spokojnie wypytać o wielkość i zawartość posiłku, poprosić o mniejszą porcję… Taniej byłoby w domu? Litości, nie zabieraj ludziom pracy:).
Życzę Wam smacznego!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze