Mission impossible
CEGŁA • dawno temuCzy nie za drogo kosztuje nas, ludzi samotnych, przyjaźń. Czy nie przyjmujemy wszystkiego za dobre, żeby tę samotność zagłuszyć. Wyciągnięcie tak gorzkich wniosków zajęło mi „tylko” 14 lat, odkąd mieszkam z Danką i jej rodziną płot w płot. To ona, najlepsza przyjaciółka, załatwiła mi lata temu pracę w swojej firmie, w dziale administracji. Teraz nie mogę znieść jej obecności w tym samym budynku, świadomości, że mam ją wciąż za sąsiadkę, a uciekać nie mam dokąd. Byłam głupia i naiwna, nazywając ją przyjaciółką i wpuszczając za swój skromny próg…
Kochana Cegło!
Zastanawiam się, czy nie za drogo kosztuje nas, ludzi samotnych, przyjaźń. Czy nie przyjmujemy wszystkiego za dobre, żeby tę samotność zagłuszyć. Wyciągnięcie tak gorzkich wniosków zajęło mi „tylko” 14 lat, odkąd mieszkam z Danką i jej rodziną, że tak powiem, płot w płot.
To ona, najlepsza przyjaciółka, załatwiła mi lata temu pracę w swojej firmie, w dziale administracji. Nawet razem dojeżdżałyśmy i wracałyśmy, gdy mój mały samochodzik odmawiał posłuszeństwa. To ona wprowadzała mnie w pracę zawodową po okresie załamania po odejściu męża. Znałyśmy nawzajem wszelkie tajemnice naszych małżeństw i dzieci. Potrafiłyśmy rozmawiać, choć dzieli nas wiele: Danka jest wykształcona, elegancka, zamożna, pracuje jako handlowiec, ja przy niej szara myszka zza zakurzonego biurka, po prostu pani od przybijania pieczątek:).
Nigdy nie myślałam o tzw. awansie, ponieważ w naszej firmie tradycyjnie, od początku istnienia, kierownikiem administracyjnym był zawsze mężczyzna, dyrygując niewielkim zespołem. Sam kierownik jednak ma mnóstwo specyficznej pracy, także w terenie, przy dopinaniu rozmaitych spraw również w męskim towarzystwie i nawet myślę, że kobiecie trudno by było podołać tylu delegacjom i użeraniu się w pewnych środowiskach z ludźmi. Ja w każdym bądź razie taką kobietą nie jestem.
Los jednak płata miłe (czasem) niespodzianki i ja również dostałam swoją szansę, i to w sytuacji, gdy firma pikowała w dół. Zostało zwolnionych wiele osób, następnie równie duża grupa cenionych pracowników odeszła sama, ponieważ otrzymała oferty dużo niższych zarobków. Między innymi złożyło wymówienie dużo handlowców. Dyrektor postanowił budować z tego, co ma, i w ten oto sposób ja, ledwo umiejąc sklecić 3 słowa po angielsku, w żadnym innym języku ani mru mru, otrzymałam propozycję przeszkolenia na asystenta handlowca. Myślę, że zadecydowały moje cechy pracownika, takie jak lojalność, punktualność, dokładność, sumienność. Poza tym, nie jestem jeszcze taka stara, żeby się nie móc czegoś nowego nauczyć. Na domiar wszystkiego, podczas gdy wiele osób traciło na pieniążkach, ja po zmianie działu miałam… zyskać! Wychowuję 15-letnią córkę i nie muszę chyba pisać, jaka to wspaniała sytuacja.
Od kilku dni połykam łzy goryczy. Na pocieszenie pozostała mi podwyżka, na którą już wcześniej, oficjalnie podpisałam angaż. Dyrektor jednak wezwał mnie i powiedział, że przeprasza za zamieszanie, ale ja raczej nie podołam nowym zadaniom i będzie mi ogromnie wdzięczny, jeśli zechcę pozostać na dotychczasowym stanowisku. To dobry człowiek, nie uchybił mi w niczym przez 10 lat pracy, dlatego miałam odwagę i prawo w cztery oczy przycisnąć go do muru, o co tak naprawdę chodzi.
A może lepiej było z pocałowaniem ręki przyjąć pieniądze i o nic nie pytać? Uruchomiłam lawinę prawdy, która mnie przygniotła i przydusiła. Dyrektor wszystko mi szczerze wyśpiewał, bo chyba w tak licznej firmie nie zdawał sobie sprawy z więzów pomiędzy poszczególnymi pracownikami. Ni mniej, ni więcej, tylko Danka we własnej osobie wybiła mu z głowy mój awans! Oznajmiła, że zna moje możliwości i że ja — dosłownie — jestem za głupia do takiej pracy, nie dam rady. Na dodatek, ją dyrektor wyznaczył do wdrożenia mnie, a później miałam z nią pracować! Ale ona powiedziała, że nie podejmie się takiej „mission impossible”.
Niestety, to nie koniec. Ja trzymałam buzię na kłódkę, ale Danusia nie! Użalała się na prawo i lewo, jaki to głupi pomysł miał dyrektor, i jeszcze ją chciał „wrobić”… Przy okazji nagle otworzyły mi się oczy, bo prawie obcy ludzie, tacy tylko na „dzień dobry” w korytarzu, rozwiązali języki. Mam niejasne wrażenie, że powodowane jest to sympatią, może współczuciem dla mnie. Dowiedziałam się rzeczy strasznych, dla mnie niewyobrażalnych: że Danka na prawo i lewo przez te wszystkie lata szydziła ze mnie i z mojej Sandry (córka raz nie zdała z klasy do klasy, co okazało się tajemnicą Poliszynela), obmawiała mój sposób ubierania się, mój kiepski samochód, mojego psa w jej oczach podwórzowego kundla bez manier i wychowania, a nawet mówiła po kątach, że rozumie, czemu mąż się ze mną rozszedł, i opowiadała wszystkim, że szukam nowego po biurach matrymonialnych, bo w takiej już jestem desperacji!
I teraz – ta sama, choć dla mnie już nie ta sama kobieta, jak gdyby nigdy nic, wtyka o 17.00 głowę do mojego pokoju i pyta, czy mnie podwieźć do domu (wie, że moje autko znowu dogorywa w warsztacie, a powrót autobusem zajmie mi półtorej godziny). Raz wymówiłam się pracą. Gdy spyta jeszcze raz, nie wiem, co zrobię, najchętniej bym ją uderzyła lub poszczuła tym moim niewychowanym psem, i aż boję się własnych myśli. Nie mogę znieść jej obecności w tym samym budynku, świadomości, że mam ją wciąż za sąsiadkę, a uciekać nie mam dokąd.
Ale przecież w sumie to ja byłam głupia i naiwna, nazywając ją przyjaciółką i wpuszczając za swój skromny próg…
Jola
***
Kochana Jolu!
Podwyżkę proponuję na początek zainwestować w budowę… wyższego płotu! Symbolicznie przynajmniej… Nie możesz bowiem z powodu jednego złego człowieka działać zbyt impulsywnie — myśleć o przeprowadzce ani porzucać niezłej w sumie pracy – gdyż wówczas ten człowiek dzięki Tobie ponownie zatriumfuje! Oczywiście, w swojej nędznej skali i mniemaniu.
Zamiast obwiniać siebie za ślepotę, otwórz szeroko oczy i ujrzyj sprawę we właściwych proporcjach. Byłaś przez lata wspaniałą przyjaciółką, powiernicą, sąsiadką, koleżanką z pracy. Ty w niczym nie zawiodłaś. Nie odrzuciłaś przyjaźni Danki z powodu kompleksów czy pewnego „mezaliansu” ekonomicznego – nie zazdrościłaś jej lepszego auta, domu ani (rzekomo) szczęśliwszej rodziny. Nie nudziły Cię opowieści o sprawach, które Ciebie nie dotyczą. I nie wykorzystywałaś wiedzy o koleżance przeciwko niej. Niech Ci też nie przyjdzie do głowy, że w jakikolwiek sposób wykorzystywałaś ją samą — bo np. załatwiła Ci pracę, zaprosiła na grilla do swojego „wielkiego świata” czy kilka razy podwiozła do domu… Między zaprzyjaźnionymi ludźmi to są świadczenia oczywiste i w zasadzie niezauważalne.
Równie niezauważalne natomiast było dla Ciebie to, że to ona Cię wykorzystuje. Zapewne się dziwisz – a cóż Ty takiego mogłaś jej, wielkiej damie, zaoferować — przybić pieczątkę na dokumencie, poczęstować skromnym obiadem? Znacznie więcej, Jolu. Nie widzisz tego, bo za mało cenisz siebie, to po pierwsze. Po drugie, nie doszukujesz się i w efekcie nie dostrzegasz w ludziach zła. A ono gdzieś tam jest i żeruje na dobru. Na szczęście nie jest to zjawisko powszechne.
Jedyny błąd, jaki popełniłaś, to swoiste zamknięcie się w kręgu tej jednej znajomości. Z perspektywy szerszych kontaktów z ludźmi przejrzałabyś być może Dankę wcześniej, a tę aferę umiałabyś przyjąć z większym dystansem, mając „w zapasie” innych wypróbowanych przyjaciół.
Nie popisał się również dyrektor, bo nie wysłuchał Twojej wersji (pewnie zresztą nie byłaś gotowa do samoobrony). Prawdopodobnie w hierarchii firmy bardziej liczy się z Danką i chciał mieć tzw. święty spokój, a Ty zbyt łatwo się poddałaś. Ale – oliwa sprawiedliwa i trzeba wierzyć, że Danusia kiedyś zostanie zweryfikowana stosownie do swoich „zasług”. Zwłaszcza tych pozamerytorycznych.
Moim zdaniem bardziej zakompleksioną z Was dwóch jest oczywiście Danka, ale to jej nie usprawiedliwia. Zagrałaś w wyreżyserowanej przez nią sztuce, a przydzieliła Ci dwie mało wdzięczne role: szarego tła i chłopca do bicia, używając Ciebie w zależności od swoich egoistycznych potrzeb i nastrojów. Nie znam jej, mogę się tylko domyślać motywacji jej poszczególnych działań. Pomagając Ci, czuła się lepsza. Podobnie, rozkładając przed Tobą pawi ogon swoich życiowych osiągnięć. Ale czy wszystkie sukcesy były autentyczne? Nie przyszło Ci nigdy do głowy, że jej małżeństwo może nie być idealne, a dobrobyt okupywany jest codziennie przykrymi kompromisami? Z tego punktu widzenia Ty — ze swoją samotnością i zaradnością — mogłaś budzić jej zawiść. Dlatego mściła się, przypinając Ci łatki i roznosząc prymitywne plotki. Wywyższając się z powodu swojego stanu posiadania.
Kluczem do sprawy jest oczywiście kwestia rozegrania Twojego awansu. Danka, nie dość, że straciła część zarobków, to jeszcze miała zaakceptować Cię wkrótce jako równą sobie pod względem zawodowym. A jak sądzisz – czemu jak inni nie rzuciła tej pracy i nie poszukała sobie lepszej? Przecież żyje w dostatku i chyba może sobie pozwolić na kilka miesięcy przerwy? Ja podejrzewam, że Danka po prostu nie jest dość dobra i doskonale o tym wie, dlatego trzyma się kurczowo wygrzanej przez lata posady i eliminuje każde ewentualne zagrożenie, które mogłoby zdemaskować jej słabości. Taką nową niewiadomą byłaś właśnie Ty – a nuż okazałabyś się świetna i przyćmiłabyś ją? Tego nie wiadomo, ale takie osoby jak Danka dmuchają na zimne i poświęcą wszystko, by zabezpieczyć własne interesy. Ona poświęciła Waszą, i tak mocno wątpliwą przyjaźń.
Dla mnie najtrudniejsze do zaakceptowania jest to, że kontynuowała Waszą znajomość, nie wiedząc na dobrą sprawę, czy jesteś świadoma jej wieloletnich pomówień. Bo jeśli zakładała, że nic o tym nie wiesz, znaczy, że jest prostacka, cyniczna i pozbawiona wszelkich skrupułów. A jeśli myślała, że plotki do Ciebie docierają, ale przymykasz na nie oczy, to wybacz – Twoja bierność musiała sprawiać jej mnóstwo uciechy i zachęcać do dalszych okrucieństw.
Tak czy inaczej, żadna z niej przyjaciółka, to chyba jasne? Wyrzuć ją z myśli i z życia, najlepiej w jednej zwięzłej rozmowie, po żołniersku. Gdy następnym razem zajrzy do Ciebie, nie krępuj się świadkami. Powiedz, że wiesz, komu zawdzięczasz swoją obecną sytuację w pracy i w związku z tym chciałabyś ograniczyć kontakty do niezbędnego biurowego minimum. Nie dopuść jej do głosu, nie słuchaj wyjaśnień. Musi poczuć, że nie jest bezkarna. Jak już zresztą wspomniałam, niewykluczone, że rozgłos wokół tej historii zmieni wkrótce układ sił w firmie, cierpliwości…
Reasumując – życzę Ci znalezienia grupki wspaniałych przyjaciół lub choćby jednego, i nieważne, gdzie będziesz szukać, byle do skutku.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze