Do miłości idę po wybojach!
CEGŁA • dawno temuPochodzę z małej miejscowości, chciałam prostego, tradycyjnego życia. Szukanie zajęło sporo czasu. Owdowiałam w pierwszym roku małżeństwa, w sposób okrutny. Byliśmy młodziutcy, a mąż się zabił w wypadku, jadąc samochodem po pijanemu. Nie zdążyłam go poznać. Byłam, jak to mówili we wsi, zieleniną. Trzeba było wyjazdu do pracy do większego miasta, długiego czekania, szukania i… odrobiny szczęścia. Nowa znajomość z Pawłem rozwijała się jak po nitce do kłębka. I zaczęło się psuć...
Kochana Cegło!
Pochodzę z małej miejscowości, chciałam prostego, tradycyjnego życia. Szukanie zajęło sporo czasu. Owdowiałam w pierwszym roku małżeństwa, w sposób okrutny. Byliśmy młodziutcy, a mąż się zabił w wypadku, jadąc samochodem po pijanemu. Nie zdążyłam go poznać/zrozumieć/naprostować. Byłam, jak to mówili we wsi, zieleniną. Lubianą zieleniną. Ale uciekłam.
Trzeba było wyjazdu do pracy do większego miasta, długiego czekania, szukania i… odrobiny szczęścia. Miałam i dzięki Bogu nadal mam starych rodziców, teściów, masę obowiązków. Nie było czasu na modne terapie, chociaż… nie miałabym nic przeciw, jak patrzę z perspektywy na moją naiwność, niewiedzę o sobie, ludziach, mechanizmach. Swoją miłość do męża przeżywałam krótko i melodramatycznie. Pamiętam, jak lekarz i policjant powiedzieli niezależnie od siebie, jak na filmie – dobrze chociaż, że nie mieli Państwo dzieci…
Natomiast nowa znajomość z Pawłem… Mmm… rozwijała się jak po nitce do kłębka. Poznałam go z trzydziestką na karku, kiedy już odkręcała mi się głowa za każdym dzieckiem na ulicy. Ale spokojnie, nie eksponowałam tego od pierwszej randki. Wdowa – ok. Wybaczcie mi, kochani sąsiedzi, minęło 12 lat!
Zależało mi na Pawle, ponieważ w normalny sposób się poznaliśmy (na imprezie) i jak po sznurku też normalnie szliśmy do przodu – kilka kolacji w knajpkach, czekanie na motorze przed moim biurem, romantyczne wycieczki nad rzekę, potem dłuższe wyjazdy… Nastolatka wróciła, to możliwe! Po 2 miesiącach zaczęłam go wprowadzać do grona swoich znajomych i to też szło dziwnie gładko, moi go zaraz polubili.
Teraz powiesz, że narzekam…
Moje katolickie wychowanie nie jest poparte zbyt silną wolą czy twardymi zasadami. Lubię żyć, pragnęłam tej miłości, dlatego uprawialiśmy seks. Takie postawienie sprawy też wg mnie może być uczciwe, gdy ludzie myślą o sobie poważnie. A może szczególnie wtedy? W końcu kupowanie kota w worku skończyło się dawno temu, nieelegancko mówiąc.
Potem dosyć szybko zaczęły się rozmowy o możliwym ślubie. Żartowaliśmy, że jak los tak zechce, pójdę do ołtarza z dzidziusiem w środku i w najobciślejszej koronkowej sukience mini, jaką znajdę… Nie zabezpieczaliśmy się zbytnio, ale ciąży póki co nie było. Po ośmiu miesiącach znajomości Paweł zatrudnił się w moim mieście i wkrótce wyprawiliśmy skromne zaręczyny. Wprowadził się do mojego mieszkanka, wyznaczyliśmy sobie ślub orientacyjnie na wiosnę-lato.
W zasadzie od tego momentu zaczęło się psuć, a konkretnie to mój ukochany Paweł się „zepsuł”. Najpierw zbzikował z antykoncepcją, próbował mnie kontrolować. Kiedy stawiałam opór, unikał zbliżeń. W momencie dzikiej awantury, która musiała nadejść – przecież lubił i chciał dzieci tak samo jak ja – wyszło szydło z worka: Ja już małe mam i na razie wystarczy. Wysypała się i reszta. Okazało się, że Paweł jest sporo starszy, niż sądziłam, albo mówił – ma prawie 40 lat. „Zapomniał” również wspomnieć o pierwszej żonie, mimo faktu, że cały czas była mowa o naszym ślubie kościelnym, a teraz wiadomo, że to niemożliwe.
Kiedy atmosfera nieco się uspokoiła, Paweł napomknął z kolei, że chce podpisać rozdzielność majątkową, rzekomo dla mojego dobra, żebym nie dźwigała jego problemów i zobowiązań. Taka intercyza jest zresztą w modzie i nie razi mnie to, ale nie wtedy, gdy przyszły partner coś kręci lub ukrywa. A szybko wyszło na jaw, że chryja majątkowa jest tam z byłą żoną całkiem niewąska i będzie się ciągnąć, a rozwodu jako takiego… jeszcze wcale nie orzeczono. I to z tych całych stresów mój narzeczony praktycznie uciekł z jednego końca Polski na drugi i… trafił na mnie! Szczęściara jestem, co?
Na razie, ponieważ nie raczył porozmawiać ze mną o dzieciach ani o tym, dlaczego od takiego czasu ich nie widuje, grzecznie wyprosiłam go ze swojej kawalerki, dając 3 miesiące czasu na porządek w głowie i w życiu. Wciąż pamiętam o mężu, o którym nie wiedziałam nic a nic… Poza tym, że byłam w nim zakochana.
Teraz zaś rozmyślam, czy dobrze zrobiłam, zostawiając Pawłowi tę furtkę, bo jak na razie, to go dosłownie nienawidzę za te kłamstwa i kłamstewka, a co będzie, jak on wszystko połata i zechce wrócić? Kurde, marzyłam o facecie z czystym kontem, a spotkałam – życiowego dłużnika po uszy, zdebetowanego na amen i do tego nieszczerego. Czyżby do trzech razy sztuka, Cegło? Jak myślisz?
Wczoraj porządkowałam grób męża. Skostniały mi ręce, z nienawiścią myślałam o powrotnej podróży zatłoczonym, autobusem – nadal nie wyleczyłam choroby lokomocyjnej. Jego lekkomyślny duch nic mi nie doradził.
Głupia Gienia
***
Kochan Eugenio!
Życie zawsze znajdzie drogę – że zacytuję tekst z ukochanego i jakże mądrego filmu Park Jurajski:), który leci ostatnio chyba na wszystkich kanałach telewizyjnych, we wszystkich częściach i o wszelkich porach. Tej mądrości, chcąc nie chcąc, właśnie się uczysz.
Odmawiasz sobie ideałów, a przecież je masz – dekadę spędziłaś w nieświadomej żałobie, w służbie innym, z brzemieniem dyskusyjnej współodpowiedzialności za to, co się stało. Wystarczy.
Tak, wspaniale, że się wreszcie otworzyłaś, poznałaś kogoś, dopuściłaś do siebie. Nie, niedobrze, że powtarzasz młodzieńczy schemat z ckliwej pocztówki.
Być może się zdziwisz, ale nie idzie mi o to, żebyś była bardziej czujna i lepiej prześwietlała kandydatów na życiowego partnera. Namawiałabym Cię raczej do spokojnego przyjęcia do wiadomości tego, na co kiedyś, z mężem, byłaś kompletnie niegotowa: około trzydziestki, niestety, mamy już nie tylko oczekiwania i parcia, ale także przeszłość, doświadczenia, refleksje. Około czterdziestki tym bardziej.
To nie jest tak, że każdy napotkany mężczyzna Cię zawiedzie. To zależy od Twojego nastawienia i priorytetów. Paweł nie jest w porządku. Jest po prostu facetem, któremu nie wyszło małżeństwo. Dość tchórzliwym i bezradnym, takim renegatem na motorze, który nie daje rady sprostać sytuacji, więc ucieka. Nie musisz się na to godzić, nie musisz z nim być. Ale powinnaś sama zwolnić tempo, bo uciekinier szukający schronienia pójdzie na wszystko. A Ty go przycisnęłaś.
Statystyczna światowa to podobno 2 lata od momentu poznania do ślubu. Ty po raz drugi miałaś zamiar wymknąć się statystyce. Nie wiadomo, jak potoczyłyby się Wasze losy, gdyby ta znajomość rozwijała się wolniej, bez presji jajników – wybacz mi. MOŻE Paweł znalazłby czas, by się rozwieść, zapoznać Cię z sytuacją. A może nie? Może jest oszustem matrymonialnym, który się wsypał? :). Nie bronię go i nie lubię niedomówień, a tym bardziej kłamstw. Dopuszczam jednak w tym wypadku zbyt szybkie tempo, w którym Paweł zawirował.
Mniej ważne, że teraz go strasznie nie lubisz. Istotniejsze, jaki miałaś do niego stosunek, zanim otworzyła się puszka Pandory. Czy jest fajnym facetem, spolegliwym, rokującym, wartym kochania, dobrym w łóżku? Czy tylko mendą, która chciała się zagnieździć w Twoim mieszkaniu, a potajemnie nadal sypiała z „byłą”? To wbrew pozorom dosyć istotne pytania. A na razie widzę, że nie wiesz dokładnie, czemu chciałaś z Pawłem być. Zatem – nie przesądzaj, dlaczego on chciał być z Tobą. Kochasz – daj szansę. Skoro zawiódł facet, zaufaj intuicji.
Otwarta furtka jest zawsze dobra. Na dzieci masz czas do czterdziestki. Myślę, że Paweł zdeklaruje się szybciej. Najważniejsze, żebyś zaakceptowała fakty: nie spotkasz już „gotowca”. Randkowanie w Waszym wieku odrobinę się komplikuje.
Życzę Ci morza miłości.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze