Komunia święta?
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuMaj to miesiąc, w którym młodzi wyznawcy religii katolickiej przystępują do bardzo ważnego dla nich sakramentu Pierwszej Komunii Świętej. W majowe niedziele cały kraj zaludniają przejęte ośmiolatki w białych ubraniach. Zainteresowani przyznają, że dzisiejsza uroczystość komunijna znacznie różni się od tej sprzed kilku lat.
Anna (26 lat, katechetka z Krakowa):
— Muszę przyznać, że to co robi większość rodziców, przechodzi ludzkie pojęcie. Mam na myśli oprawę tego święta. Kiedy szłam do komunii, dostawaliśmy zegarki, złote łańcuszki i rowery; rowery w sumie były rzadkością. Pieniądze też dostawaliśmy, ale to nie były żadne wielkie kwoty, raczej symboliczne. Dziś dzieci chwalą się przed rówieśnikami, co kto dostał, a kiedy tego słucham, nie chce mi się wierzyć! Standardem są odtwarzacze MP3, laptopy, konsole do gier, fundusze powiernicze, czasem nawet konie! W kopertach dzieciaki dostają nawet i po 1000 złotych!
Mam wrażenie, że duchowy wymiar tego sakramentu całkowicie się gdzieś zagubił: dla dzieci najważniejsze są prezenty, a nie fakt, że po raz pierwszy przystępują do spowiedzi świętej i że po raz pierwszy dostępują zaszczytu przyjęcia ciała Jezusa. Przykro mi to mówić, ale tak jest. Wystarczy spojrzeć na ubrania dzieci. Dziewczynki wyglądają tak, jakby miały wziąć ślub, te ich sukienki to przecież miniatury sukien ślubnych… jeden chłopiec w mojej parafii miał nawet mały smoking! Apelowaliśmy z księdzem proboszczem do dzieciaków i ich rodziców, żeby zewnętrzna oprawa święta nie przesłoniła sensu pierwszej komunii świętej, ale to na nic. Myślę sobie, że jeśli rodzicom i dalszej rodzinie tak bardzo zależy na tym, żeby jakoś finansowo uhonorować ten dzień, niech zabiorą dzieciaka na pielgrzymkę do jakiegoś miejsca świętego, nawet za granicą. Konsola do gier nie zbliża dziecka do Boga.
Grzegorz ( 34 lata, technik dentystyczny z Łodzi):
— Jak widzę, co się dzieje, to jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że dobrze zrobiłem, nie chrzcząc mojej córeczki i trzymając ją z dala od tych wszystkich katolickich szopek, za przeproszeniem. Wiem, że to, co mówię, oburzy wielu ludzi, ale nic nie poradzę na to, że tak właśnie myślę. Sam jestem ochrzczony, byłem u komunii i tak dalej. Zatrzymałem się na ślubie kościelnym, w sensie, że go nie wziąłem. Nie żałuję. Kiedy urodziła nam się Lenka, zaczęły się schody. Rodzina straszy, że dziecko do piekła pójdzie, że grzech pierworodny nad nim ciąży, że kłopoty będzie miało w życiu. Co za absurd, mam robić te wszystkie rzeczy nie wierząc w nie? Nie wierzę, ale ochrzczę dziecko i poślę je do komunii, żeby miało łatwe życie? Co powiem córce, jak zapyta o Jezusa, Maryję? Że dogmat o niepokalanym poczęciu ma sto pięćdziesiąt lat? Że te wszystkie bajeczki wymyślono, żeby manipulować ludźmi? A może mam ją okłamywać, udawać że wierzę w życie po śmierci albo kreacjonizm? To dopiero draństwo, takie zachowanie. Z moich obserwacji wynika, że wiele osób tak się właśnie zachowuje. Po co? Nie wiem. Dla świętego spokoju? A jeśli chodzi o komunię, to myślę sobie, że religia stała się towarem. Uczy się dzieciaki, że warto wierzyć w Boga, bo są z tego super prezenty. To jakaś forma przekupstwa. Niesmaczna, naprawdę. Religia to nie towar. To, co się dzieje, to świadectwo podwójnej moralności polskich katolików. Cieszę się, że do nich nie należę.
Kasia (33 lata, kosmetyczka z Opola):
— W tym roku moja córeczka ma pierwszą komunię. W życiu nie przyszłoby mi do głowy, że tak to wszystko będzie wyglądało. Dziesiątki prób w kościele, wkuwanie setek regułek na pamięć, przymiarki sukienki u krawca, szukanie wianka, bucików, dekorowanie kościoła, szukanie lokalu na przyjęcie… Proszę sobie wyobrazić, że już w październiku zeszłego roku nie było miejsc w najlepszych lokalach! Ogólnie rzecz biorąc, okropnie wszyscy jesteśmy tym wszystkim zmęczeni i zestresowani. Mała płacze po nocach.
Dlaczego tak robimy? Wszyscy tak robią. Babcia Oli, mama mojego męża, cały czas nam dogaduje, że komunia to nie ślub i żebyśmy się opamiętali. Mówi, że jak ona była mała, na komunii byli tylko rodzice i rodzice chrzestni, nawet dziadków się nie zapraszało. Przyjęcia też nie było, tylko na zakrystii ciasto się jadło przez matki upieczone i piło kawę, a dla dzieci kakao było… I to wszystko, cała komunia. Ja teściowej tłumaczę, że czasy się zmieniły, i że dziś kakao to dla żadnego dziecka żadną atrakcją nie jest. Opowiadam jej o moich klientkach, które mi mówią, że kredyty muszą brać, żeby na wszystko starczyło… Sama zaprosiłam siedemdziesiąt osób, to i tak nie wszyscy. A teściowa dalej swoje, bo nie rozumie, że Oli byłoby bardzo przykro, gdyby nie było imprezy i prezentów. Przypowieści biblijne mi opowiada. A przecież Jezus Chrystus żył dwa tysiące lat temu i wiele się od tamtej pory zmieniło!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze