Garstka pewności w miłości
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuTwierdzenie, że szczęście zbudowane na cudzej krzywdzie jest nietrwałe, nie wzięło się znikąd. Nie chodzi tu o żadne zemsty piekielne albo dopusty boże, tylko o Twoje własne samopoczucie. Ten związek jest już obarczony Twoją obawą o jego trwałość. O powtarzalność niewłaściwego zachowania Twojego ukochanego.
Droga Margolu,
Moja sytuacja również jest nietypowa. Dlatego też muszę ją przedstawić komuś neutralnemu i prosić o obiektywną ocenę. Oczywiście wszystko kręci się wokół mężczyzn, a konkretnie jednego.
Poznałam go w pracy. Najpierw niewinne rozmowy, żarty, ma niesamowite poczucie humoru. Pierwszy zdobył mój numer telefonu i tak się zaczął kontakt telefoniczny. W pracy rozmowy, żartów co niemiara, czułam się przy nim, jakbym odżyła. Po miesiącu impreza integracyjna w pracy, na której nasz pierwszy taniec i pierwszy, jakże cudowny pocałunek. Potem spotkanie jedno, drugie i kolejne… Wyjazdy nocą do Krakowa tylko po to, żeby zobaczyć Wawel nocą. Każda chwila przy nim spędzona sprawiała, że czułam się szczęśliwa. No, ale (duże „ale”). Jest żonaty… W momencie naszego pierwszego spotkania jego staż małżeński wynosił pięć miesięcy, czyli niewiele. W związku z żoną był sześć lat. Nie mają dzieci.Najpierw to ja się temu opierałam — wiedziałam, że rozwalam małżeństwo, ale on twierdził, że z żoną mu się nie układa. Potem ja miałam kryzys i chciałam z nim być, ale trzeźwiałam. Przecież nie zostawi jej dla mnie! Gdy po czterech miesiącach spotykania się zaczął mówić o swoich uczuciach do mnie, przestraszyłam się. Ale gdy wyjechałam sama na dwutygodniowe wakacje, zrozumiałam, że potwornie za nim tęsknię…
Spotykamy się prawie codziennie od roku, rozumiemy się bez słów, śmiejemy się z tych samych żartów. Z żoną kompletnie mu się nie układa, nie rozmawiają ze sobą, ona też spotyka się z kimś innym. On chce się rozwieść, był już u adwokata.Powiedział o mnie swojej mamie, która powiedziała, że mimo wszystko najważniejsze jest jego szczęście. Najgorsze jest to, że nie mówi wiele o żonie, o tym rozwodzie, bo twierdzi, że nie chce mnie w to wciągać, chce to załatwić jak najszybciej. Czy tak postępuje zakochany facet? Dlaczego denerwuje się, kiedy o to pytam? Kłamie? Wiem, że życie z taką osobą będzie trudne, ale jestem gotowa…
Do tego życie dokłada kolejnych przeszkód. Okazało się, że mój 28-letni kochanek ma guza mózgu, jest na etapie badań. Tym bardziej boję się, że go stracę. Czasem myślę, że to może kara za grzechy, jakie popełniliśmy…
Najbardziej wkurza mnie to, że nie lubi mówić o swoim małżeństwie, rozwodzie. Dlaczego tak się dzieje? Boję się mu zaufać — czy naprawdę jedzie do rodziców, czy może ma kolejną, choć on zaprzecza… Ale czy facet, który chce zostawić swoją żonę dla innej, zrobi to samo potem ze mną? Czy to wszystko ma sens? Wierzę w to, że będzie dobrze, i jestem nad wyraz silna, ale czasem popadam w niewiarę w niego i świat. On mówi, że kocha, że nigdy nie czuł takiego uczucia jak do mnie i chce być ze mną, chce, żebym została jego żoną… drugą żoną. Czuję, że naprawdę się stara. Ale czy warto czekać? Czy mnie nie zostawi? Co powinnam zrobić? Nie chcę na nim niczego wymuszać, ale chcę wiedzieć o wszystkim, to chyba zrozumiałe, skoro zdradził żonę ze mną… Dodam jeszcze, że nie zdobył mnie po tygodniu, jeśli to ma jakieś znaczenie. Kocham go szalenie mocno, mam nadzieję, że on mnie tak samo.
Wiem, jestem młoda, całe życie przede mną, ale on jest jedyny w swoim rodzaju i nigdy nie spotkam podobnego człowieka… Przy nim czuję się bezpieczna, szczęśliwa i jestem gotowa znieść wszelkie trudności z tym związane. Wiem, że nie da się opisać tego, co czuję i jak dokładnie jest, bo to tylko część tego, co z nim przeżyłam… Wszystkie chwile, nawet jeśli się rozstaniemy, będą warte wspomnień.
Bardzo Cię proszę o jakąkolwiek odpowiedź, już nic bardziej mnie nie załamie, chyba że okaże się, że ma nowotwór złośliwy…
Dziękuję i pozdrawiam ciepło,
Mocno wierząca w miłość M.
***
Droga Mocno wierząca w miłość M.,
Ustalmy jedno: na złodzieju czapka gore. Tłumaczy się to tak, że ktoś, kto ma świadomość złego postępowania, czuje się w jakiś sposób napiętnowany i wystawiony na publiczne rozpoznanie. Prawdopodobnie stąd biorą się Twoje lęki o ten świeży związek.
Twierdzenie, że szczęście zbudowane na cudzej krzywdzie jest nietrwałe, nie wzięło się znikąd. Nie chodzi tu o żadne zemsty piekielne albo dopusty boże (w rodzaju guza mózgu), tylko o Twoje własne samopoczucie. Ten związek jest już obarczony Twoją obawą o jego trwałość. O powtarzalność niewłaściwego zachowania Twojego ukochanego. Wybacz, ale małżeństwa dojrzałych ludzi nie psują się nagle po pięciu miesiącach. Moja skromna opinia o tym panu jest taka, że widzę w nim rozkapryszonego dzieciucha albo bezwolną laleczkę. Tak czy owak – jakoś się ożenił. Przymuszany? A któż jest w stanie w naszych czasach zmusić kogokolwiek do małżeństwa? Jeśli się ożenił, na czymś mu zależało. I cóż takiego mogło zdarzyć się po pięciu króciutkich miesiącach, że zależeć mu przestało? Nieodpowiedzialny jakiś, nieopierzony smarkacz. Tak sobie o nim myślę i w tym kontekście rozumiem Twoje obawy.
Przypuszczam, że żona jeszcze o Was nie wie, bo zapewne zażądałaby od niego jakichś konkretów. Gdyby się rzeczywiście rozstawali, słabo wyobrażam sobie zamieszkiwanie pod jednym dachem. Ale oczywiście możesz wierzyć swojemu chłopcu, bo może się mylę i jest to mężczyzna z taką klasą, że nie chciałby wciągać Twojej niezbrukanej duszyczki w ciemne sprawki swojego dotychczasowego nieudanego pożycia. Może Cię trochę tylko martwić fakt, że pożycie zazwyczaj nie udaje się z czyjejś winy i nigdy nie jest to wina jednej strony. W pięciu miesiącach niewiele może się zmieścić długotrwałych procesów. Mówię tak maniakalnie o tych pięciu miesiącach, bo zakładam, że nikt przy zdrowych zmysłach nie wieńczył złego związku małżeństwem. Jeśli wieńczył – cóż, pozostaje pogratulować i poczekać na wynik kolejnej loteryjki.
Twierdzisz, że jesteś gotowa na życie z nim. Cóż, gdybyś była gotowa, nie dręczyłabyś się tyloma pytaniami. Twoje obawy o to, czy nie będziesz kolejną zabawką odstawioną na półkę, kiedy już się znudzi, są dość zasadne, bo jakoś zza faktów nie przeziera honorowy dżentelmen, na którym można polegać. A z Twojego podkreślenia faktu, że miałabyś być żoną z numerem kolejnym dwa, wynika jasno, że troszkę Cię ten fakt uwiera. Trudno o czyste, romantyczne uniesienia, gdy w tle jest jakaś żona, która niby „go nie rozumie i wcale ze sobą nie śpią”… Siłą rzeczy wizje życia pełnego uniesień, romantycznej białej sukni i dźwięku organów, pogodnej starości rączka w rączkę muszą się rozwiać, bo podstawy mają słabe albo nie mają ich wcale. Jesteś dość młoda, wykoncypowałam z Twojego adresu mailowego siedem lat różnicy wieku między Tobą a tym jedynym. Jeśli jesteś dojrzała nad wiek, rzeczywiście jesteś gotowa na trudności we wspólnym życiu. Ale jakoś Twoje ataki zazdrości i te różowiutkie jak chińskie tenisówki wizje teraźniejszości mnie nie przekonują co do tego faktu.
Cóż znaczy „chcę wiedzieć o wszystkim”? Obawiam się, że interesuje Cię tylko, czy i kiedy się rozwiedzie. Wiedzieć tyle, to nie wiedzieć prawie nic. Trzeba poznać istotę sprawy: DLACZEGO. To jest kluczowe pytanie. Powie Ci o ukochanym więcej, niż chciałabyś wiedzieć. Jeśli winna jest tylko żona – żółte światło pulsuje i włącza się syrena alarmowa. Poznaj jego możliwości samoanalizy, zobacz, czy w ogóle zastanawia się nad tym, jak żyje, czy po prostu daje się nieść fali, bez troski o konsekwencje. To może Ci rzucić nowe światło na tę i tak nazbyt świetlaną przyszłość… Jeśli bowiem myślisz, że całe życie będziecie zapylać w uniesieniu do Krakowa po to tylko, żeby zobaczyć Wawel, to chyba jesteś świadoma, ze to mrzonka? Z niekochaną żoneczką prawdopodobnie też gdzieś tam romantycznie zapylał na początku znajomości, choćby i do Krakowa. Należy założyć, że robił na niej wrażenie tymże samym poczuciem humoru i ułańską fantazją. Tym bardziej wskazane byłoby poznać ciąg dalszy tego związku i upewnić się, jakie wyciągnął wnioski (o ile w ogóle).
I nic nie zmieni mojego przekonania, że prawo do szczęścia w miłości mają ludzie bez zobowiązań. Co oznacza, że małżeństwo wypada rozwiązać, jeśli się nie czuje na siłach go naprawiać, a dopiero później rozglądać się za przygodami. Jakkolwiek kuszące byłyby te przygody i jakkolwiek charakter łamałby się na rafie cudzego uroku.
Pozdrawiam i życzę garstki pewności w miłości,
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze