Facet w sweterku
CEGŁA • dawno temuMój ukochany emigrował pół roku temu. Chce mnie wywieźć do obcego kraju, którego języka nie znam, daleko od rodziny i znajomych, w charakterze „żony domowej”. Dla mnie to krok w niebyt. Przeraża mnie wizja siebie jako ekskluzywnej maskotki seksualnej sprowadzonej z dalekich krajów. Jestem po wyższych studiach i nie chcę spędzić reszty życia czekając z utęsknieniem, aż on wróci z pracy.
Droga Cegło!
Można powiedzieć, że mam szczęście. Bo mam kochającego faceta, właśnie kończę studia i za pół roku będę magistrem (tfu! tfu!- nie zapeszać). Mam rodziców, którzy mnie kochają i nie muszę się martwić o pieniądze. Tylko że mój ukochany… emigrował. Pół roku temu, na uczelnię daleko, daleko. I to nawet jeszcze nie jest problem — jest przecież 21. wiek, doba internetu, darmowy komunikator, przez który rozmawiam z nim codziennie i listy, które też mogę do niego słać w chwilach tęsknoty. Zresztą, to tylko pół roku. Idzie wytrzymać. Później on wraca „bronić magistra”, ja bronię swojego… I co? I on chce wracać za granicę robić doktorat. Jego specjalizacja jest tak wąska, że przyjmują go tam z otwartymi ramionami. No a ja niby miałabym jechać z nim. Tylko że… to jest krok w niebyt, bo ja mówię tylko po angielsku, a tym krajem, niestety, nie jest Anglia.
Mój ukochany nie widzi problemu. Chce mnie wywieźć do obcego kraju, którego języka nie znam, daleko od rodziny i znajomych, w charakterze „żony domowej”, że to tak ładnie ujmę. Przeraża mnie ta wizja. Przeraża mnie wizja siebie jako ekskluzywnej maskotki seksualnej sprowadzonej z dalekich krajów. Przeraża mnie to, że będę po wyższych studiach — a on myśli, że powinnam spędzić resztę życia czekając (sama!) z utęsknieniem, aż wróci z pracy koło godziny 20.00. I my nawet nie jesteśmy po ślubie. Jesteśmy narzeczeństwem.Kiedy spytałam go o możliwości pracy tam, powiedział, że jak ktoś jest matematykiem albo fizykiem jak on, to OK, ale tak poza tym – bez znajomości „ichniejszego” to tylko przy sprzątaniu. Ale nie, on nie chce mieszkać w kraju — on chce mieć godziwe warunki życia, chce uciekać, uciekać, uciekać. Ja uciekać nie chcę.
Doświadczyłam już problemu znalezienia pracy w swoim przyszłym zawodzie, bez skutku słałam CV. Czuję się tak, jakbym stała nad przepaścią. Przecież nie powiem mu: ja chcę czuć się ubezpieczona — ożeń się ze mną, będę miała przynajmniej prawo do alimentów! Bo to tak, jakbym od razu zakładała rozpad naszego związku. Kłóciliśmy się — ale kto się nie kłóci. Jak ja będę walczyć o siebie i zachowanie swojej osobowości na jego łasce i niełasce? Nasz związek działa OK, bo na razie relacje w nim są partnerskie, nie czuję się od niego zależna, mogę wziąć moje pieniądze, pójść na zakupy, kupić sobie sweter i nikomu nie tłumaczyć, ile kosztował. Moje słonko żyje natomiast w mocnym przeświadczeniu, że męskie spodnie w Polsce powinny kosztować 20 zł, a o noszenie swetrów z czasów podstawówki (ukochanych!!! Przecież się jeszcze nie rozpadają) toczyłam niejeden bój. I ja miałabym być zależna finansowo od niego?
Jakoś tak całe moje jestestwo krzyczy, że pakuję się w paszczę rekina. A to naprawdę porządny, kochany i wyrozumiały facet. Tylko… czy istnieje osoba, która nie zagubiłaby się w takiej izolacji? Której szlag by nie trafił, nie zrobiła się zgorzkniała i nienawidząca wszystkiego wokół? Ja też nie chce go unieszczęśliwiać. No i muszę myśleć o sobie. I tak strasznie się boję…
Ruda Wredna
***
Droga Ruda…
Napisałam Ci już w mailu prywatnie, że Cię świetnie rozumiem, bo kolejna fala emigracji rujnuje życie wielu parom… Zatem Wasz przypadek nie jest wyjątkowy. A jednocześnie – jest!
Szczerze powiem – bo w tym kąciku (niech Ciebie ani nikogo nie zmyli słodkie słówko „kącik”) nie ma miejsca na słodkie udawanki – że mnie zastrzeliłaś. Autentycznie. I całkowicie się zgadzam z początkiem oraz z końcem Twojego listu: 1. Masz szczęście, bo kochają Cię przynajmniej trzy osoby; 2. Może teraz ja pakuję się w paszczę rekina, ale całe moje jestestwo również krzyczy i szlag mnie trafia, bo jeśli uważasz, że musisz myśleć o sobie, to faktycznie masz powód do strachu. Przed samą sobą.
Zróbmy mały rozbiór logiczny. Jest tak.
Masz narzeczonego – co wskazuje, przynajmniej teoretycznie, na plany ślubne — ale boisz się wyjechać z nim jako „ekskluzywna maskotka seksualna”. Innym razem określasz się jako „żona domowa”, która będzie musiała czekać wieczorem z kolacją. Zakładam, że czasami ze sobą rozmawiacie. W języku innym, niż matematyczny. To jak właściwie z Wami jest? Kochacie się, czy jak? Jak zwykle mam za mało danych. Nie wiem, czy trzyma Cię w kraju patriotyzm, czy raczej poczucie bezpieczeństwa pod skrzydłami rodziny. Czego tak naprawdę się boisz? Być zdaną na swoje słoneczko, które chodzić w ukochanych swetrach z podstawówki, podczas gdy Ty wolisz kupować nowe? Nie wierzę. A nawet gdyby – uspokoję Cię. Kadra naukowa jest nieźle opłacana w krajach egzotycznych, a poza wszystkim – bywa tam ciepło.
Wybacz, słabo znam geografię oraz ekonomię, ale domyślam się, że kraj docelowy Twojego narzeczonego to któryś z agresywnych technologicznie tygrysów azjatyckich – Singapur? Korea? I naprawdę wierzysz, że jako narzeczona/żona specjalisty trafisz w środowisko nie znające angielskiego? A może nie napisałaś mi wprost, że Twoim zdaniem on Cię zniechęca takimi absurdalnymi argumentami?
A Ty? Jakie studia kończysz? Skoro perspektywy Twojej pracy wyglądają tu marnie – może warto chociaż wypróbować inny model życia u boku ukochanego, jak rozumiem, człowieka? Bo nie czytam w Twoim liście szczególnej pasji do wybranego zawodu – raczej zniechęcenie i inny rodzaj strachu: przed czymś dobrze znanym – słanie CV, rozczarowania…
Bardzo mnie też ciekawi, dlaczego Twój narzeczony (a może: bezwzględny wykorzystywacz seksualny?) szuka lepszego życia poza krajem, skoro jest takim antymaterialistą… Czy pchają go do wyjazdu jakieś inne motywy, poza finansowymi. Zastanawiałaś się nad tym? Mnie by wcale nie zdziwiło, gdyby całe nieporozumienie między Wami zasadzało się na czymś innym, niż Ci się zdaje: oto Twój mężczyzna dostał ambicjonalnego kopa. Ma szansę na karierę (niech Cię nie zmylą te sweterki), może zawsze ją planował z braku zaplecza w postaci rodziny-opoki… Widzi, że Ty się miotasz, z pracą Ci nie wychodzi, a tam wcale nie musiałabyś pracować. Podoba mu się ta wizja. Tobie nie musi. Rozmawiajcie!
Życzę Wam, by Wasze partnerstwo w Polsce, o którym wspominasz, nie było tylko iluzją, wymówką – jak ten tajemniczy kraj, w którym nikt nie mówi po angielsku…
Powodzenia!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze