Jak się rzuca przyjaciółkę?
URSZULA • dawno temuMoim zdaniem przy rozstaniu zawsze jest osoba rzucająca i osoba rzucana. Ta pierwsza wychodzi z całej sytuacji raczej bez szwanku, no, może jest jej trochę przykro, ale bez przesady, natomiast osoba rzucana zostaje ze złamanym sercem, życiem i kompletnym rozstrojem nerwowym. Co wtedy robi? Dzwoni do przyjaciółki.
Rozstania to rzecz ani prosta, ani przyjemna, o czym wszyscy zapewne przy jakiejś okazji zdążyliśmy się przekonać. Często słyszy się jakieś historie o rozstaniach w zgodzie, podczas których w czasie szczerej rozmowy obie strony jednomyślnie dochodzą do wniosku, że to wszystko już dłużej nie ma sensu, i oczywiście jest im trochę smutno, ale jakoś sobie radzą i podczas długiego okresu dochodzenia do siebie wspierają się rozmowami przez telefon i pełnymi ciepła e-mailami. Historie te jednak moim zdaniem są wymyślane i puszczane w obieg przez zręcznych psychologów, którzy próbują powstrzymać ludzkość przed pourywaniem sobie nawzajem łbów.
— Halo? – odebrałam w końcu dzwoniący już chyba po raz dziesiąty telefon. Na zegarku 4.02 rano.
– Ula – usłyszałam w słuchawce głos mojej najlepszej przyjaciółki Gośki. – Nie uwierzysz, co się stało. Rafał mnie rzucił! Tak po prostu. Od trzech dni był jakiś dziwny, nie było z nim kontaktu, a wczoraj przyszedł z pracy i tak po prostu mnie rzucił. Po trzech latach! A ja byłam pewna, że zbiera się w sobie, żeby mi się oświadczyć, już wszystko zaplanowałam…
— Gosia, czekaj – przerwałam monolog przyjaciółki. – Gdzie ty właściwie jesteś?
— No po kłótni musiałam wyjść, przecież to jego mieszkanie… Właściwie to jestem pod twoim blokiem. Mogę wejść?
Spojrzałam z niepokojem na śpiącego obok w łóżku męża. Ale czego się nie robi dla przyjaciółek.
– Jasne, wejdź. Prześpisz się na kanapie – powiedziałam zrezygnowana.
Gośce nie trzeba było dwa razy powtarzać. Weszła, a raczej wpadła jak burza. Wyglądała strasznie: rozmazany makijaż, rozczochrane włosy i pokaźna butelka wódki w ręku. Co gorsza, wcale nie miała zamiaru spać. Nalała nam po kieliszku i zanim się zorientowałam, już siedziałam z nią na kanapie, paliłam papierosa i wysłuchiwałam szczegółów dramatycznej historii: że jak on mógł tak znienacka i co to w ogóle teraz będzie. A sytuacja faktycznie nie wyglądała zbyt różowo. Gośka od trzech lat mieszkała u niego. Nie miała pracy, nie miała oszczędności. Skomplikowana sytuacja rodzinna nie pozwalała na powrót do mamy.
– Dobra, na razie możesz zostać – powiedziałam zrezygnowana. – Na pewno w ciągu kilku tygodni znajdziesz pracę i wynajmiesz mieszkanie.
Już wiedziałam, że do rana nie zmrużę oka i następnego dnia na porannym zebraniu w pracy w ogóle nie będę nadawać się do życia. Ale nie wiedziałam jeszcze, że następnego dnia do pracy w ogóle nie pójdę. Dowiedziałam się o tym, kiedy już po porannej kawie w pełnym makijażu i ubrana stałam w drzwiach. Mąż czmychnął z domu wczesnym świtem, przerażony nagłym zagęszczeniem damskiej histerii w jego własnym domu. Mnie nie poszło tak łatwo.
– Nie możesz mnie tak zostawić! – zajęczała Gosia. – Ja mam złamane życie! Nie wiem, w co najpierw włożyć ręce! Jak szukać pracy, mieszkania? W ogóle nie mogę zebrać myśli.
Już chciałam odpowiedzieć, że nie musi tak od razu zabierać się do dzieła i tego pierwszego dnia po rozstaniu może poleżeć i pooglądać filmy, ale w tym samym momencie stanęła mi przed oczyma wizja Gośki leżącej i oglądającej filmy na mojej kanapie przez najbliższe trzy miesiące. Uznałam, że w końcu mogę jej trochę pomóc. Zrezygnowana podniosłam słuchawkę telefonu. Zbolałym głosem poinformowałam szefową, że cierpię na ostry atak zapalenia pęcherza, i zabrałyśmy się do roboty. A raczej ja się zabrałam. Gosia nie przestawała opowiadać mi intymnych szczegółów swojej znajomości z Rafałem, podczas kiedy ja próbowałam z niej wyciągnąć jakieś podstawowe informacje na temat tego, jaką pracę chciałaby znaleźć i ile jest w stanie płacić miesięcznie czynszu. Bezskutecznie.
Około godziny 17 zorientowałam się, że raczej dzisiaj nie wymyślimy Gośce nowego sposobu na życie, a lada moment wróci do domu mój mąż, któremu będę zmuszona wytłumaczyć, że moja rozhisteryzowana przyjaciółka będzie mieszkała u nas na kanapie przez bliżej nieokreślony czas. Postanowiłam przygotować go do tej rozmowy, gotując coś pysznego i kupując jego ulubione piwo. Poleciałam więc do sklepu po materiał na spaghetti. Kiedy wróciłam, na kanapie przed telewizorem zastałam małżonka, który zabierał się właśnie do oglądania wiadomości. Po Gośce nie było ani śladu.
— No to po wszystkim! Ile tym razem wytrzymali? — zapytał, otwierając piwo.
– Ponad 16 godzin – policzyłam szybko.
– Krótko – skwitował mój mąż. – Mają coraz gorszy czas. — To prawda – zgodziłam się szybko i przytuliłam do mojego wspaniałego faceta, który od trzech lat ze stoickim spokojem znosi mniej więcej comiesięczne naloty mojej najlepszej przyjaciółki w stanie głębokiej histerii. Gośka, kiedy rozstaje się z Rafałem, potrafi wyciągać mnie z pracy, teatru czy kolacji przy świecach, swoim nagłym przyjazdem potrafi popsuć nam romantyczny weekend na działce, nie mówiąc już o niespodziewanych odwiedzinach w środku nocy. Nie jest w stanie ostatecznie rzucić swojego chłopaka, mimo że ich związek to ciągłe pasmo kłótni i wyprowadzek. Tak samo jak ja nie potrafię rzucić jej, mimo że przypomina sobie o mnie tylko wtedy, kiedy ją zostawia facet…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze