Gdzie smok schodzi do morza
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuKiedy znalazłam się w Zatoce Ha Long w Wietnamie, czułam się trochę jak na planie filmowym. Uroda zatoki wydała mi się nierzeczywista. Miejsce należy do cudów natury wpisanych na listę UNESCO. Z tafli szafirowego morza wynurzają się wysepki o przeróżnych kształtach. Są ich tysiące. Niektóre ich formy przywodzą na myśl ludzi, inne zwierzęta.
Końcowa scena w filmie „Indochiny” przedstawia Catherine Deneuve wpatrującą się w samotną dżonkę sunącą powoli po spokojnej wodzie między poszarpanymi skałami. Obraz zapadł mi w pamięć tak mocno, że kiedy sama znalazłam się w Zatoce Ha Long w Wietnamie, w której kręcono film, czułam się trochę jak na planie filmowym. Uroda zatoki wydała mi się nierzeczywista. Miejsce należy do cudów natury wpisanych na listę UNESCO. Z tafli szafirowego morza wynurzają się wysepki o przeróżnych kształtach. Są ich tysiące. Niektóre ich formy przywodzą na myśl ludzi, inne zwierzęta. Wiele z nich kryje jaskinie.
Ha Long oznacza „miejsce gdzie smok schodzi do morza”. Legenda mówi, że zaatakowani przez najeźdźców Wietowie wezwali na pomoc Matkę Smoków wraz z dziećmi. Kiedy nadciągały wrogie okręty, smoki sfrunęły na ziemię i wypluły perły, które zamieniły się w skaliste wysepki. Rozbili się o nie nieprzyjaciele. W rzeczywistości w zatoce odbyły się dwie bitwy z Chińczykami w 938 i 1288 roku, obie zakończone zwycięstwem Wietnamczyków. Wyspy miały w tym swój udział.
Dawni bajarze mówili, że ten, komu szaleństwo lub brawura kazały popłynąć do Ha Long, stawał się niewidzialny dla innych ludzi. Labirynt skał więził śmiałków na wieki. Może ich ciała skryła któraś z jaskiń? Wiele z nich ma swoje legendy, jak chociażby Trinh Nu (Dziewicza Jaskinia), gdzie podobno piękna dziewczyna zagłodziła się na śmierć, żeby nie dzielić łoża z bogatym starcem.
Przed wiekami niewielu było odważnych gotowych zmierzyć się z często zamgloną i najeżoną wysokimi wapieniami zatoką. Jeszcze dziesięć lat temu po zatoce pływały tylko łodzie rybackie. Teraz co roku ruch turystyczny wzrasta tu o 30%. Turyści z całego świata chcą zobaczyć unikatowe na naszym globie skały. Niektórzy przyjeżdżają, by sprawdzić się we wspinaczce skałkowej, inni uprawiają kajakarstwo.
Dwudniowy rejs po Zatoce Ha Long miał być odpoczynkiem po wielodniowej wędrówce. Wsiadamy na łodzie ozdobione podobiznami smoków trochę rozczarowani masową turystyką. Jednak w obliczu natury, która bez względu na liczbę obserwatorów i tak odsłania swoje piękno, nadmiar widzów przestaje doskwierać. Czas mija na podziwianiu skał wyrastających z błękitnej wody. Część z nich zamieszkują małpy, na szczytach niektórych od czasu do czasu wyrasta niewielka świątynia.
Wczesnym wieczorem przypływamy do wioski rybackiej. Jej mieszkańcy całe życie spędzają na wodzie. Mijamy pływające, skromne domy, pływający szpital, pływającą szkołę. Zauważamy nawet pływający klub ze stołem bilardowym. W każdej chwili cała wioska może popłynąć w inne miejsce. Tam gdzie więcej ryb, gdzie skały dają cień lub na odwrót — tam gdzie więcej słońca. Czyż to nie cudowne być w domu, a jednocześnie stale podróżować, i to ze swoimi najbliższymi, ze swoją pracą i przyzwyczajeniami?
W przydomowych drewnianych zagrodach „pasą” się homary, ośmiornice i inne morskie stwory. Mieszkańcy wioski chętnie pokazują inwentarz. Po chwili znaczna jego część znajduje się w kuchni naszej łodzi. Czegóż tu nie ma! Nakrapiane kraby, homary, płaskie ryby w dziwnych kolorach, kałamarnice. Potwory z morskich głębin, które mogłyby z powodzeniem grać w filmie science fiction. Do tego owoce sprzedawane przez pełne uroku dziewczyny. Każda z nich z gracją i wprawą manewruje długimi wiosłami, przenosząc swój owocowy kram do kolejnych łodzi rejsowych.
We wsi wypożyczamy kajaki. „Czy możemy dostać kapoki?” – pytam bosonogiego chłopaka skaczącego po pływającym centrum rozrywkowym. „Już są zapakowane, nie będę ich wyciągał, pływajcie sobie bez” - mówi. Długo muszę mu tłumaczyć, że pierwszy raz będziemy pływać kajakami po morzu i czulibyśmy się pewniej, mając je na grzbietach. Bardzo zdziwiony, po wielu minutach pertraktacji w końcu nam je wydaje. Chyba pochodzę z kraju, w którym przesadnie dba się o bezpieczeństwo. Pływamy w smugach zachodzącego słońca między stożkowatymi skałami. Zatrzymujemy się w urokliwej zatoczce, by napawać się ciszą. Stąd nie widać naszej łodzi ani ludzi, ani stałego lądu. Przez chwilę możemy poczuć się jak rozbitkowie. Spokój mącić może jedynie wyobraźnia. Kto wie, czy nagle ze szmaragdowej toni nie wyłoni się smok?
Nasza lodź zarzuca kotwicę w zatoczce otulonej stromymi wapieniami. Tu spędzimy noc. Zachodzące słońce z minuty na minutę przemalowuje przestrzeń. Jakby niebo i woda przyoblekały co chwila nową suknię, nie mogą zdecydować się, w której wystąpią na nocnym balu. Ognista czerwień i świetlisty żółty ustępują miejsca różom, by za moment przeistoczyć się w fiolety i błękity. W końcu Ha Long stroi się w kreację w kolorze grafitowej czerni ozdobioną połyskliwymi gwiazdami.
Skaczemy z burty do spokojnej wody, płosząc meduzy wielkości sporych dyń. One lubią parzyć — ostrzega nas Tom, nasz przewodnik. Stworzenia śpią lub w obliczu cudownego wieczoru są przyjaźnie nastawione. Nikomu nic się nie dzieje. Mokrzy długo leżymy na pokładzie, patrząc na gwiazdy i czarne kontury skał. Zwlekamy z zejściem na posiłek, na który kilkakrotnie woła nas Tom. Kolację jemy w sympatycznym gronie – dwie młode Szkotki, które wybrały się w ośmiomiesięczną podróż po świecie, Julia i Dima z Moskwy, starsze, uśmiechnięte małżeństwo z Danii i pełen życia Francesco z Mediolanu. Zajadamy ryby, kraby, wodorosty do późna w nocy. Wszystkim szkoda czasu na sen.
W nocy generator prądu zostaje wyłączony, przestają działać wentylatory. W kajucie robi się duszno. Wypłoszeni zaduchem tak jak pozostali uczestnicy rejsu uciekamy na górny pokład bladym świtem. Obserwujemy budzące się do życia morze, rybaków zarzucających sieci. Nagle wszystko, co zostawiliśmy w swoich krajach, przestaje być ważne: wszystkie plany, zobowiązania, nasz wiek, kompleksy, ambicje. Liczy się tylko moment. Spektakl natury. Może po to dostaliśmy wschody, zachody słońca i Zatokę Ha Long, żeby w pędzącym świecie wciąż móc się zachwycać.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze