Nie ma życia bez komórki
URSZULA • dawno temuPrzeciętny japoński telefon komórkowy nie dość, że z natury ekstrawagancki w formie, to zostaje jeszcze opatrzony przez właściciela pokaźnym pękiem najróżniejszych strappu (małe paski przyczepiane do telefonów w tysiącach kolorów i rozmaitych kształtach), często kilka razy większym niż on sam. Obkleja się go kryształkowymi wzorami, co nikogo nie dziwi, nawet gdy aparat należy do mężczyzny.
Może zabrzmi to dziwnie, ale całe życie udało mi się przeżyć bez telefonu komórkowego. Rodzina narzekała, że nigdy nie może mnie złapać, znajomi zastanawiali się, jak ja sobie w ogóle radzę w życiu i co robię, kiedy nagle muszę gdzieś zadzwonić, a byli też tacy, którzy patrzyli na mnie jak na kosmitę i mówili, że jestem pierwszą osobą bez komórki, jaką spotkali. Prawda jest taka, że komórka nie była mi potrzebna, do załatwienia ważnych spraw czy umówienia się z kimś wystarczał mi telefon domowy.
Poza tym u wszystkich znajomych obserwowałam coś w rodzaju uzależnienia od telefonu, od bycia w ciągłym kontakcie ze światem, które objawiało się atakiem paniki, kiedy telefon się rozładował czy akurat nie było zasięgu. A mnie się właśnie podobało to, że jak wychodziłam z domu, to nie można było mnie złapać i nie musiałam w biegu odbierać dzwoniącego telefonu, wylewając na siebie kawę i upuszczając w kałużę teczki z papierami. Komórka wydawała mi się zawsze jednym z tych przedmiotów w stylu krajalnicy do chleba: jak się jej nie ma, to się świetnie bez niej funkcjonuje, a jak już się kupi, to nie można się bez niej obejść.
Wszystko to zmieniło się diametralnie, kiedy wyjechałam do Japonii. Okazało się bowiem, że tu nie da się nie mieć komórki. Kiedy poznawałam moich pierwszych japońskich znajomych, po dwóch uniwersalnych pytaniach zapoznawczych w stylu: „Jak masz na imię?” i „Z jakiego kraju pochodzisz?”, następowało trzecie, typowo japońskie: „Czy jesteśmy teraz przyjaciółmi?”, a zaraz po nim pytanie o numer telefonu komórkowego. Ponieważ wcale nie zamierzałam zmieniać swoich poglądów wraz z przeprowadzką do Japonii, odpowiadałam, że mam tylko telefon domowy, i już zabierałam się do podawania numeru, kiedy mój świeżo upieczony „przyjaciel”, lekko skonsternowany, przeważnie przerywał mi w pół słowa i mówił, że poczeka, aż kupię sobie komórkę, i najczęściej oferował swoją pomoc w tej materii. Było tak, jakbym bez komórki po prostu nie istniała – nikt mnie nigdzie nie zapraszał, o niczym nie informował, coraz rzadziej nawet ktokolwiek się do mnie odzywał. Skłoniło mnie to do przyjrzenia się bliżej stosunkowi Japończyków do telefonów komórkowych.
Komórki w Japonii są przeróżne – i małe jak pudełko zapałek, i duże jak notebook, kwadratowe, okrągłe, prostokątne, obłe, płaskie i o dziwnych futurystycznych kształtach jak z obrazów Salvadora Dalego. Są dostępne we wszystkich kolorach tęczy. Do tego istnieją specjalne sklepy sprzedające różne komórkowe gadżety, takie jak kolorowe kryształki do naklejania na telefon czy strappu, czyli małe paski przyczepiane do telefonów w tysiącach kolorów i rozmaitych kształtach: od maskotek Hello Kitty czy bohaterów kreskówek Disneya po eleganckie, skórzane paski z logo Chanel. Przeciętny japoński telefon komórkowy nie dość, że z natury ekstrawagancki w formie, to zostaje jeszcze opatrzony przez właściciela pokaźnym pękiem najróżniejszych strappu, często kilka razy większym niż on sam. Obkleja się go kryształkowymi wzorami, co nikogo nie dziwi, nawet gdy aparat należy do mężczyzny.
Natomiast funkcje telefonów komórkowych to temat na pokaźnych rozmiarów pracę magisterską. Każdy aparat, nawet taki, który dostaje się za darmo w promocji, ma 11 dzwonków i 11 rodzajów światełek, które mrugają, kiedy telefon dzwoni, 6 typów wiadomości, które włączają się, gdy abonent jest czasowo niedostępny. Wiadomości są różne w zależności od tego, czy abonent jest w pociągu, czy na spotkaniu, czy na zajęciach, czy chce sam oddzwonić, czy też żeby jeszcze raz zadzwonić do niego. Najmniej wyrafinowane telefony mają funkcję wysyłania i odbierania e-maili, specjalny program ułatwiający orientację w terenie, radio, aparat fotograficzny, kamerę wideo, mikrofon oraz program do obróbki zdjęć i dźwięku. Najnowszym krzykiem mody jest elektroniczny bilet miesięczny, który można wgrać sobie do telefonu i przy przechodzeniu przez bramkę w metrze nie trzeba wydobywać z otchłani torby specjalnej karty. Telefon może także służyć jako iPod, wystarczy wgrać do niego ulubione piosenki.
Nic więc dziwnego, że Japończycy pół życia spędzają z telefonem w ręku. Gdy profesor na zajęciach poprosił, by każdy student przyniósł przedmiot, który jest dla niego najważniejszy, obcokrajowcy przynieśli różne rzeczy: zdjęcia, książki, jakieś pamiątkowe bibeloty, natomiast Japończycy, jak jeden mąż – swoje wypieszczone telefony. Najpopularniejszym sposobem spędzania czasu na zajęciach, w pociągu czy nawet w domu jest pisanie do znajomych maili będących dokładnym sprawozdaniem z tego, co się właśnie robi. Jeżeli akurat jest to coś szczególnie ciekawego, na przykład jesteśmy na koncercie czy na wycieczce, należy koniecznie opatrzyć maila stosownym zdjęciem. Japończycy zapomnieli już chyba o innych sposobach kontaktowania się – wzmianka o telefonie domowym wywołuje u nich konsternację, większość moich znajomych nie słyszała o czymś takim jak Skype, a nawet wydaje mi się, że łatwiej przychodzi im wyrażanie uczuć w mailach wysyłanych na telefon niż w rozmowie w cztery oczy.
W końcu wygrali. Kupiłam sobie małe, srebrne cudo, doczepiłam do niego pompon, przez jakiś miesiąc uczyłam się, jak z niego korzystać, i chociaż ciągle nie znam wszystkich funkcji, moje życie towarzyskie rozkwitło. Japońscy znajomi odetchnęli z ulgą i zaczęli przysyłać mi zdjęcia, plotki, ciekawostki i informacje o różnych spędach towarzyskich, a ja odpisuję i wysyłam im swoje zdjęcia. Po Tokio krążą co prawda wieści o naukowcach pracujących nad telefonem w postaci wszczepianego pod skórę chipa, który odbierać by można, przykładając kciuk do ucha, a mały palec do ust, ale mam nadzieję, że to tylko podłe plotki.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze