Dziewczyny, kochajcie nas!
CEGŁA • dawno temuZazdrosna bez powodu laska to dla mężczyzny życie w strachu i stresie. Kobiety powinny zrozumieć, że ich mężczyźni je kochają i wiążą się z nimi nie bez powodu. Cała reszta może i lata z kwiatka na kwiatek, ale to już nie typ męża, ci kolesie się nie wiążą. Jeśli ktoś – babka czy facet – tworzy związek, rodzinę – to powinien chyba mieć podstawową wiarę w siebie i w to, co robi.
Szanowna Cegło!
Żona nakazała mi przeczytać tu parę kawałków ku przestrodze. Dziwię się ogólnie, że brakuje facetów, gotowych rzucić kamyk, wsadzić kij w mrowisko tych waszych płaczliwych rozważań o naszej męskiej zdradliwej naturze. To żałosne. Ale pewnie mężczyźni bez przymusu w ogóle nie czytają Twojej rubryki.
Miałem kiedyś dziewczynę, taką drugą stronę waszego babskiego medalu, gdzie każdy koleś to rzekomo samiec nie marnujący okazji. Kochałem ją, była bardzo piękna, uzdolniona, lubiana. Nie wiem, kto zrobił jej wcześniej krzywdę, wpędzając w kompleksy, nie raczyła mi się z tego zwierzyć przez trzy lata związku. Brakowało jej krztyny pewności siebie, nie ufała też mi. Śledziła mnie, podsyłała prowokatorki, tworzyła mi fikcyjne profile na portalach randkowych, żeby sprawdzić moje reakcje na maile, w końcowej fazie szantażowała samobójstwem. Bez powodu, ponieważ nigdy na niczym nie mogła mnie przyłapać. Nie chodziłem na boki i już. Nie było szansy. Nie wierzyła.
Minęło już kilka lat od rozstania, a ja ciągle miewam drobne wyrzuty sumienia, martwię się o nią, czuję nieuzasadniony dyskomfort. Zależało mi na niej. Nie potrafiłem jej pomóc, była chyba ciężko chora psychicznie. Nie jestem mężczyzną zdobywczym, podrywającym kobiety. Nie ma we mnie materiału na zdrajcę, jestem monogamiczny, wierny, wygodny i leniwy, cenię spokojne życie i szczęśliwie znalazłem je u boku żony.
Teraz kilka słów o mojej obecnej partnerce, może to da do myślenia innym kobietom. Jest to dziewczyna z pewnym problemem zdrowotnym, nieważne jakim – nieuleczalnym. Potrzebuje mojej pomocy. Jest samodzielna i dumna, nie nadużywa jej. Ma swoje życie, swoje sprawy, nie koncentruje się przesadnie na mnie. W małżeństwie teoretycznie większość rzeczy robi się wspólnie, ale u nas nie jest to obsesyjne, nie tłumaczymy się sobie z każdej minuty dnia.
Moja żona nie może równać się z dziewczynami o urodzie modelek, ma do siebie realistyczny stosunek. I realnie reaguje na to, co ją niepokoi. Na imprezie klasowej wparowała na przykład do kuchni i dosłownie zdjęła mi z kolan dawną koleżankę, która tam niewinnie przysiadła, argumentując, w sumie słusznie, że kolana to już są raczej zarezerwowane dla żony. Innym razem dostałem opierdol za to, że po firmowej popijce odwieźliśmy dziewczynę z pracy do domu i położyliśmy ją troskliwie do łóżka. Ja byłem trzeźwy i od razu wyszedłem, trzej koledzy zostali robić jej herbatę ziołową. To w porządku goście i wiem, że nic się nie stało, żona jednak nie była uszczęśliwiona moim udziałem w sprawie i powrotem o 4:00 rano. Po moim wytłumaczeniu było pełne zrozumienie i koniec tematu.
Poniedziałek
***
Szanowny kolego!
Miłość nierzadko wygrywa ze świętym spokojem. Bywa to męczące, ale ludzie nie pingwiny i nie zgodzę się z Wami, że tylko Ty i obecna żona macie monopol na prawidłowy model związku, a inni to oszołomy. Zwłaszcza kobiety.
Wiążąc się z kimś, nieświadomie realizujemy pewne schematy i nie zawsze mamy nad tym kontrolę. Opisałeś siebie jako człowieka wygodnego. Można by przez dłuższą chwilę dyskutować o tym, czemu ożeniłeś się z przeciwieństwem poprzedniej miłości.
Twoja dawna kobieta była typem modelki, przynajmniej wizualnie. Zwyczajowo ulegamy złudzeniu, że takie osoby są w pełni świadome swej atrakcyjności i sięgają po wszystko, czego pragną. Niestety, to nie takie proste, choć byłoby… superwygodne. Część z nich, właśnie dlatego, że ma mnóstwo adoratorów, pragnie wyłuskać z tłumu człowieka wartościowego, który zwraca uwagę na coś więcej niż urodę. Wynika to z prostego faktu, że cudne dziewczyny zbyt często funkcjonują jako trofeum, przedmiot gry, a rzadziej doświadczają prawdziwych, upragnionych relacji. Być może jesteś – byłeś — zbyt prostolinijny, by to zrozumieć. A zagubienie Twojej partnerki zahaczało ostro o patologię.
Piszesz, że Ci się nigdy nie zwierzyła… Dla mnie oznacza to, że może traktowała Cię jak kolejnego potencjalnego krzywdziciela. Cokolwiek przeżyła wcześniej, będąc z Tobą nie miała wrażenia przełomu. Oczywiście, to nie Twoja wina. Nie weszliście w tę relację dość głęboko, by nawzajem o siebie zadbać. Onieśmielaliście się nawzajem. Było, minęło.
Dla mnie ciekawe są Twoje dalsze losy… Czy z premedytacją wybrałeś na żonę przeciwieństwo, miałeś po kokardy zazdrosnych epizodów? To by znaczyło, że nie tylko kobiety szukają poczucia bezpieczeństwa, prawda? Ty również masz większy komfort – z osobą przynajmniej pozornie pewną siebie, nie polującą na dowody niewierności…
Mam za mało danych, by diagnozować ten wybór. Wierzę w jego szczerość i trafność, bo w sumie, co tu kryć, fajnie jest być z kimś, kto nas nie prześladuje. Ale pamiętaj o kolejnym schemacie: dar-wdzięczność. Twój obecny związek stawia przed Tobą zupełnie nowe wyzwania. Nie prześpij ich, nie zakładaj, że zaborczość kobiet zależy od ich odbicia w lustrze czy predyspozycji psychicznych.
Przypominam Ci też, jako okazjonalnemu Czytelnikowi, że kobiety rzadko są zazdrosne bezpodstawnie. W naszej rubryce rzadziej rozmawiamy o podejrzeniach. Częściej o tym, jak wybaczyć zaistniałe fakty. Jedno i drugie wymaga fachowej terapii.
Małżeńskiego szczęścia życzę!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze