Życie to nie teatr
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: życie to nie teatr. Bycie aktorką to nie tylko talent, to w znakomitej większości bardzo ciężka praca. Jej efekty nie zawsze warte są sił, które włoży się w odegranie roli, zwłaszcza, gdy nie ma to być rola w spektaklu, a tak, jak sama piszesz, „na scenie życia”. Smutne jest to, że tu nie można wrócić do garderoby, zmyć makijażu i odprężyć się, zanurzając się w zwykłym życiu.
Droga Margolu,
Rozstanie po bardzo wielu latach małżeństwa jest koszmarem. W marcu miną trzy lata, jak odszedł do dużo młodszej (18 lat). W grudniu 2004 roku "była" nasza 25 rocznica ślubu – „była”, bo cały czas jesteśmy małżeństwem, choć tylko na papierze, ale to trzyma mnie chyba przy życiu. Nie wiem, jak będę żyła, gdy on wystąpi o rozwód. Mam dwie wspaniałe córki – starsza ma 21 lat, młodsza 18 – traktuję je, jakby były tylko moje, bo on ma już nowe dziecko, z nową partnerką – syna. Dla moich dzieci nie ma czasu. Czasami myślę, że gdyby był złym mężem i ojcem, teraz byłoby mi łatwiej… Mam tyle wspaniałych wspomnień! Był moją pierwszą i jedyną miłością, ja też byłam jego pierwszą, ale… nie jedyną. Żyję sama już trzy lata, ale w moich myślach on stoi ciągle obok mnie. Wiem… żyję przeszłością. Wszyscy mówią: „Ułóż sobie życie” – a ja nie potrafię… Tylko on mi się podoba, tylko jego pragnę. Nawet najbliżsi myślą, że już się z tym uporałam. Gram wspaniale swoją rolę – tak – rolę na scenie życia. Żeby dzieci mogły żyć spokojnie i nie martwić się o mamę, że jest jej źle… Żeby rodzina myślała, że moje życie już się poukładało i daję sobie radę ze wszystkim. Owszem, ze wszystkim daję, ale z sobą nie mogę. Żyję z dnia na dzień. Rozmawiam dużo z dziećmi, opowiadamy sobie o wszystkim, co się każdego dnia wydarzyło, śmiejemy się… i wiemy, że mamy tylko siebie. Właśnie zadzwoniła starsza córka, że zaliczyła egzamin – jest na drugim roku studiów. Wie, że czekam z niecierpliwością na wiadomości od niej. Gdy w grudniu miała operację, siedziałyśmy w szpitalu z młodszą córką – czekając na "powrót" starszej z sali operacyjnej. Ona oszołomionymi po narkozie oczkami też nas szukała. Byłyśmy z nią – dla niej i dla nas. Chodzę do pracy, robię zakupy, gotuję posiłki, piorę, sprzątam mieszkanie – niby wszystko po "staremu", ale tak z głębi serca, każdego dnia wyrywa się szloch za tym, co było. I te ciągłe myśli, żeby można było cofnąć czas. Chociaż jeden dzień przeżyć tak, jak kiedyś – to jest moje marzenie. Robię wszystko, żeby dzieci były szczęśliwe, bo wiem, że ja już nigdy nie będę. Może to głupie, ale nie potrafię go nie kochać, nawet po tym, co nam zrobił. Wiem, że każde rozstanie boli, ale młodym ludziom jest chyba łatwiej szukać "nowego" szczęścia i zacząć "nowe" życie u boku kogoś innego. Przepraszam za te smętne klimaty, ale z nikim nie mogę porozmawiać tak szczerze, bo wtedy cala moja gra ległaby w gruzach.
Pozdrawiam,
Krystyna
***
Droga Krystyno,
Aktor zwykle ma oparcie w rodzinie, w przyjaciołach, ma swoje zwykłe życie, do którego idzie, gdy umilkną ostatnie oklaski. Tobie nikt nawet nie pogratuluje doskonałej roli, bo przecież nikt nie ma świadomości, jak wiele wysiłku wkładasz w udawanie kogoś, kim nie jesteś lub czegoś, czego nie czujesz. Nie wspominając już o tym, że sama w ten sposób pozbawiasz swoich przyjaciół i rodzinę możliwości dawania Ci oparcia, bo nie są świadomi, jak bardzo go potrzebujesz… Zastanawiałaś się kiedyś nad tym, że oszukując ich w ten sposób, możesz ich także trochę skrzywdzić? Nie chcę Ci bynajmniej wrzucać kamyczka do ogródka, bo i tak masz ich nadto, ale żal czytać, jak bardzo szamoczesz się w sieci, którą sama sobie nawikłałaś… Twoje córki, szczęśliwe, że mama wyszła już ze złych emocji, któregoś dnia mogą odkryć, jak bardzo Cię zawiodły, nie oferując Ci pomocy wtedy, gdy jej potrzebowałaś. Daj Boże, by nie odkryły tego za późno, kiedy nie będą już miały szansy tego nadrobić… Obciążenie, które możesz im w ten sposób nieświadomie narzucić na barki, może się za nimi ciągnąć przez resztę dni. Pewnie tego nie chcesz i pewnie Ci to nie przyszło do głowy, prawda? Boję się, że życie w fikcji Cię przytłoczy, że sama sobie usuniesz grunt spod stóp. Jeśli naprawdę wraz córkami „macie tylko siebie”, to oszustwo jednej ze stron niszczy szczerość wśród wszystkich uczestniczek tego wspaniałego trójkąta. Nie możesz poświęcić swojego życia dla oszczędzania zmartwień innych, bo wówczas świat będzie traktował Cię dokładnie tak, jak Ty siebie traktujesz: usuwając Cię w cień i banalizując Twoje kłopoty. Dlaczego nie przyznasz sobie prawa do odczuwania tego, co odczuwasz: żalu, złości, rozczarowania, rozpaczy… To normalne! W końcu, do cholery, rzucił Cię mąż, zawiódł ktoś, komu ufałaś najbardziej. Niefrasobliwie wyrwał Ci grunt spod stóp, zamknął drzwi, zrobił dziecko innej kobiecie i zaczął nowe życie, kompletnie odcinając się od starego. Gdzie tu „dobry mąż”? Gdzie „dobry ojciec” – przecież nie przy sali operacyjnej, w której leżało jego dziecko. Równie ważne, jak synek, świeżutki, spod igły. Dziewczyno, nie okłamuj się sama, że ten mężczyzna jest kimś lepszym, niż jest. Wygodniej tkwić w dobrych wspomnieniach, to prawda, bo kiedy sobie tak na amen zakłamiesz rzeczywistość, to będzie Ci pewnie oszczędzone to, co w takiej sytuacji naturalne: wściekłość, złość, przeklinanie, złe emocje, do których przecież nie masz prawa. Dobra matka i dobra żona to przecież taka, której nie widać, a jeśli widać, to koniecznie uśmiechniętą, w czyściutkim mieszkanku, z ugotowanym obiadkiem i dobrym słowem dla wszystkich domowników, także tych byłych, którzy uśmiechem, obiadami i posprzątanym domem cisnęli w kąt. Wybacz, nie potrafię tego zaakceptować, jakkolwiek rozumiem, że uczenie się siebie na nowo jest zajęciem bardzo trudnym i – jak Ci się dziś wydaje – mało perspektywicznym.
Popatrz na ten list, złapałaś przecież już trochę dystansu do tego, co wylałaś na papier: kto to pisze? Panna Nikt. Ona już nic nie jest warta, nie ułoży sobie życia, nie będzie szczęśliwa. Tak? Cóż zatem stanowiło o Twojej wartości? Obecność u boku człowieka, który okazał się żałosnym dupkiem? (Pani Redaktor, ja bardzo proszę o wyrozumiałość i nieusuwanie słowa “dupek”, bo mnie się wyrozumiałość w takich przypadkach natychmiast wyczerpuje. Do dna.) Jeśli założysz sobie, że nie będziesz szczęśliwa – to nie będziesz. To jest właśnie tak. Jesteś tym, kim potrafisz i chcesz być. Krystyno – zajrzałam w dwa losowe serwisy randkowe: w jednym z nich mężczyzn od 45–55 lat poszukujących partnerki jest 1180, w drugim – 2020. Może to nawet ci sami w dużym stopniu. Tym niemniej oznacza to, że istnieje jakaś grupa mężczyzn tęskniących za związkiem. Różnie im się życie poukładało, niektórych rzuciły żony, inni owdowieli, jeszcze inni coś nie mieli szczęścia. Nie namawiam do poszukiwań w Internecie, ba!, w ogóle na razie nie namawiam do poszukiwań partnera, dokąd nie odnajdziesz samej siebie. Zresztą, mężczyzna nie jest gwarantem szczęścia, a bywa, że wręcz przeciwnie. Sobą się zajmij, na dobry początek. Teraz jest tyle organizacji, w których spotykają się kobiety w różnym wieku i realizują swoje pasje. Pamiętasz jeszcze, co sprawiało Ci kiedyś przyjemność? Co Cię interesowało? Gdy tak sobie analizuję, w czym mogłabyś się odnaleźć, widzę dla Ciebie piękne pole: działalność charytatywna. Wiesz, ile jest obok Ciebie samotnych, chorych osób? Ile cierpiących dzieci, których nie ma kto odwiedzić w szpitalu, bo rodzice mieszkają o wiele kilometrów od nich, albo po prostu nie chce im się pojechać do dziecka… Naprawdę, namawiam Cię do wyjścia ze skorupy. Jeśli masz już się zapamiętywać w tłumieniu uczuć, gdzieś musisz mieć wentyl bezpieczeństwa, inaczej wybuchniesz. Nadaj swojemu życiu nowy sens. Zobacz, jak możesz być potrzebna. Córki dorastają, za chwilę odejdą w świat. Nie będzie im łatwo odejść, jeśli będą przeczuwać, ze wraz z nimi odejdzie z Twojego życia ostatni sens. Bój się tego osaczenia własnych dzieci, wnuków. Trudno jest komuś bliskiemu się przeciwstawić, trudno wieść swoje życie wiedząc, że mama wciąż czeka na telefon, że mamę zżera samotność… Krystyno, wychowałaś dwie wspaniałe dziewczyny, fakt że Twój mąż okazał się samolubnym lekkoduchem (bo trudno mi inaczej łagodnie określać mężczyzn, którzy w ten banalny sposób rozbijają swoje rodziny i tracą zainteresowanie na zasadzie „co z oczu, to z serca”) nie pozbawia Cię wartości i sensu życia, na chwilę możesz się tak poczuć, ale nie pozwól sobie – dla swoich córek – na pogrążanie się w tej otchłani smutku. Wiem, że wygodniej i łatwiej odwracać się w dobrze znaną przeszłość, ale życie nieubłaganie dąży do przodu, Krystyno, i jeśli nie chcesz, by kiedyś szarpnęło Cię za sobą, aż się przewrócisz, musisz zacząć dotrzymywać mu kroku. „Co było nie wróci, i szaty rozdzierać by próżno” Twoje małżeństwo umarło. Nie ma go. Nie będzie przy Tobie kochanego męża, bo jest już kochanym mężczyzną w nowym układzie. Nie ma nawet odwagi rozwiązać swych spraw uczciwie i ostatecznie. Zaskocz go. Ty wnieś o rozwód i o alimenty. Dla dzieci i dla siebie. Niech nagle zobaczy, że jesteś kimś innym. Że nie jesteś tak szara i nijaka, jaką mu się wydawałaś, gdy odchodził. Teraz jeszcze może trzymać Cię w odwodzie, bo Tobie jeszcze wydaje się, że był sensem Twego życia. Jednak jeden mężczyzna nie może być sensem życia dwóch kobiet. Zresztą, sens życia tkwi gdzieś indziej. W Tobie tkwi, znajdź go, rozbudź. Sens nie musi być nowym mężczyzną, ba, nawet nie powinien! Kochaj męża, skoro taka Twoja wola, ale nie daj sobą szargać. Nie pozwól, by jego konkubina miała prawo wyrażać się o Tobie źle, jako o bluszczu bez właściwości. Pokaż mu, kogo stracił. On tego jeszcze nie wie. Naprawdę, wnieś o rozwód. Ty to zrób. Ty, Kryśka, szara myszka. Niech wyjdzie z Ciebie Królowa Rodu. Zadbaj o swoje dziewczyny. Pokaż im, ile są warte wspaniałe kobiety. Jak powinny się szanować, cenić, żeby nikt nie odważył się nimi pomiatać. I pokaż im, że sens życia to nie jest papierek ani chłop.
Jeśli nie masz odwagi być taką, to chociaż ją zagraj. Zagraj kobietę, która uczy się swojej wartości i kobietę, która daje wolność temu, kto nie ma odwagi o nią poprosić. Co to w ogóle za stan, że ma żonę, konkubinę, dzieci z każdego związku… Co to za mężczyzna? Kapciem mi pachnie, takim, co zawisł na płocie i puszy się, że wyżej niż inni, a sam kroku przecież nie umie zrobić.
Wierzę, ze sobie poradzisz. Z sobą. Reszta przyjdzie gładko. Znajdź towarzystwo innych kobiet, w podobnym wieku. Obejrzyj „Smażone zielone pomidory” i rusz naprzód. Za Tobą dopiero pół życia! Przed Tobą następne pół. Szkoda go na siedzenie w przeszłości, gdy przed Tobą przyszłość całkiem interesująca.
Trzymam kciuki!
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze