Seksistowska „Gra o tron”
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuTo jedna z najlepszych w historii ekranizacji powieści fantasy. Produkcja Gry o tron, serialu zrealizowanego przez kanał filmowy HBO, kosztowała ponad 100 milionów dolarów. Scenariusz powstał na podstawie bestsellerów George’a R. R. Martina – amerykańskiego pisarza, dzięki któremu fantasy znów powróciło do łask, zajmując najwyższe pozycje na listach najpopularniejszych książek. Z całą pewnością Martin nawiązuje do sprawdzonych schematów fabularnych, obecnych chociażby w powieściach mistrza gatunku J. R. R. Tolkiena. Ale nie o samej literaturze fantasy chcielibyśmy podyskutować, tylko o wizerunku kobiet w literaturze George'a R. R. Martina.
To jedna z najlepszych w historii ekranizacji powieści fantasy. Produkcja Gry o tron, serialu zrealizowanego przez kanał filmowy HBO, kosztowała ponad 100 milionów dolarów. Scenariusz powstał na podstawie bestsellerów George’a R. R. Martina – amerykańskiego pisarza, dzięki któremu fantasy znów powróciło do łask, zajmując najwyższe pozycje na listach najpopularniejszych książek. Z całą pewnością Martin nawiązuje do sprawdzonych schematów fabularnych, obecnych chociażby w powieściach mistrza gatunku J. R. R. Tolkiena. Ale nie o samej literaturze fantasy chcielibyśmy podyskutować, tylko o wizerunku kobiet w literaturze George'a R. R. Martina.
W dzisiejszym świecie – przynajmniej oficjalnie – kobiety mają takie same prawa, co mężczyźni. Mogą przede wszystkim zajmować kierownicze stanowiska, brać udział w wyborach, decydować o swoich finansach, w skrócie - samodzielnie planować życie osobiste i zawodowe. Dobrze wiemy, że tak kiedyś nie było. I nie trzeba daleko sięgać do przeszłości, skoro jeszcze w 1989 roku w jednym ze szwajcarskich kantonów kobiety nie mogły brać udziału w wyborach, a w krajach arabskich do dziś zmagają się z niesprawiedliwością społeczną. Literatura fantasy, osadzona w bliżej nieokreślonej przeszłości, to powrót do czasów, w których nikt nie śnił o równouprawnieniu płci. Książki George’a R. R. Martina ten schemat powielają, nie nawiązując dialogu z kulturą, w której kobiety zajmowały pozycję niższą niż mężczyźni. A przecież dobra literatura fantasy nie musi trzymać się schematów. Co prawda we Władcy Pierścieni kobiety nie odgrywały istotnej roli, ale nie były traktowane szowinistycznie. George R. R. Martin to zmienił, wprowadzając do swoich książek kobiety. Nie znaczy to jednak, że dostrzegł w nich bohaterki, które mogłyby zagrozić męskiej dominacji.
Rzeczą niemożliwą jest streścić w kilku słowach skomplikowaną fabułę Gry o tron, więc powiedzmy tylko, że akcja dzieje się w kilku miejscach, przypominających średniowieczną Europę: przede wszystkim na dzikiej, mroźnej Północy i cywilizowanym, kulturalnym Południu. Jest jeszcze zamorska kraina, gdzie mieszkają wojownicze plemiona oraz przestrzeń zamieszkała przez Dzikich i Innych – krwiożercze bestie w ludzkiej skórze, które atakują zimą, pod osłoną nocy. Bohaterami książek Martina są członkowie kilku panujących rodów, które w imię honoru i więzów krwi toczą zaciekłe boje o tron, czyli władzę nad Północą i Południem. Największymi antagonistami są rody Lannisterów i Starków, walczących ze sobą przy pomocy żołnierzy, szpiegów, podchodów i trucizn. Starkowie wydają się być bardziej sprawiedliwi niż Lannisterowie, ale i oni ulegają wpływowi źle pojmowanej lojalności wobec rodziny. I mimo że lordowie próbują zająć tron stosując głównie podstęp, krew leje się co kilka minut. Przede wszystkim za sprawą wojowników, bo kobiety mają inne zadania do spełnienia: ich celem jest rodzenie dzieci i zaspokajanie mężczyzn.
W Grze o tron jest kilka charakterystycznych postaci kobiecych. To matki lordów i żony królów. Wydaje się, że mają one jakąś ważną rolę do odegrania. Przecież to dzięki nim zachowywana jest ciągłość rodu i to one decydują, kogo zaprosić do łóżka. Ale tak się w tym serialu nie dzieje. Chociaż żona Eddarda Starka, lady Catelyn Stark, u boku swojego syna toczy walkę z Lannisterami, a lady Cersei Lannister to matka Joffreya Baratheona – młodego króla zasiadającego na Żelaznym Tronie, takie postacie mają charakter epizodyczny. Bo w Grze o tron kobieta spełnia zachcianki mężczyzny i jest wykorzystywana do realizacji jego osobistych i politycznych pragnień. Nie może nawet zadecydować, z kim spędzi swoje życie, bo gra o władzę wymaga zawierania paktów, a nic się do tego lepiej nie nadaje niż młoda atrakcyjna księżniczka, która pojmie za męża okrutnego wroga. Kobieta jako narzędzie? Niestety tak. Udowadniają to chociażby sceny erotyczne, których w Grze o tron jest mnóstwo. A kobieta pojawia się w nich po to, by spełniać wyuzdane męskie marzenia. Całość wygląda tak: wojownik wkracza do komnaty, rzuca kobietę na łóżko, a później wchodzi w nią brutalnie, zawsze od tyłu. Rzecz się dzieje oczywiście w burdelu – miejscu, w którym kobieta najpełniej może realizować swoje przeznaczenie. Bo to jedyny sposób na karierę w okrutnym świecie Gry o tron. Dużo mówią sceny, w których lord Petyr Baelish – właściciel domu publicznego w Królewskiej Przystani szkoli swoje prostytutki, by potrafiły spełnić każdą męską zachciankę. Istnieje nawet legenda, że jedna z kobiet, mieszkających na Dalekim Wschodzie, potrafiła doprowadzić mężczyznę do orgazmu wyłącznie na niego patrząc. No i charakterystyczna nomenklatura: jeśli już mówi się o kobiecie, która nie pochodzi z wysokiego rodu, to najczęściej pada określenie kurwa. A jeśli już dochodzi do zbliżenia między księciem a księżniczką, to tylko po to, by spłodzić potomka, który później ma kontynuować wojnę ojca.
Na szczęście jest przykład, który burzy tę regułę. To historia Daenerys Targaryen – żony wojownika, który za życia sprawował władzę nad Dothrakami – wojowniczym plemieniem ze Wschodu, bardziej ceniącym kobiety niż konie. Daenerys pochodzi z rodu, który kiedyś władał smokami (te istoty dawno wyginęły). Po śmierci męża Daenerys odkrywa swoje przeznaczenie i doprowadza do tego, że z posiadanych przez nią jaj rodzą się smoki. I to za ich sprawą podejmuje walkę o odzyskanie Żelaznego Tronu.
Z całą pewnością czasy, w jakich Martin osadza fabułę swoich książek, do najłatwiejszych nie należały, szczególnie dla kobiet. Cóż robić w świecie, w którym problemy rozwiązuje się za pomocą miecza? A przetrwanie rodu zależy od ilości narodzonych dzieci? Tylko czy w ten sposób możemy George'a Martina usprawiedliwić? Dlaczego w jego Grze o tron kobiety – jeśli już są silne – to nie mogą wyzwolić się spod męskiej dominacji? Temat ten poruszał m. in. The New York Times, pisząc o seksistowskiej wymowie Gry o tron. George Martin próbował się bronić: Autorka recenzji pisała, że Gra o tron nie może podobać się żadnej kobiecie, że serial jest seksistowski. Reakcja na tę recenzję w Internecie była potężna. Pod artykułem pojawiły się setki komentarzy czytelniczek, wyłączono nawet na tej stronie system komentowania. Kobiety stanowią ok. 50% odbiorców moich książek. Przynajmniej tak jest w Stanach, nie wiem jak jest w Polsce.
Cóż, żyjemy w czasach hipokryzji. Zwracamy uwagę na konieczność równouprawnienia, a wystarczy włączyć dowolny kanał w telewizji, by przekonać się, że seks to dziś najciekawszy temat, a kobieta, jeśli już ma być przedstawiona w interesujący sposób, to najczęściej bez ubrania. Może więc George R. R. Martin w swoich książkach opisał wyłącznie to, co staramy się tak skrzętnie ukryć w czterech ścianach swoich domów? Z drugiej strony powinniśmy chyba wymagać od dobrego pisarza, by nawiązał dialog ze stereotypami, tworząc złożone, niejednoznaczne, oryginalne postacie kobiet? George R. R. Martin albo tego nie potrafi, albo nie chce, bo przecież seks świetnie się sprzedaje. Może więc lepiej pisać tak jak Tolkien, uznając kobiety za wcielenie elfickiej delikatności i eteryczności?
Źródło:
Ginia Bellafante, A Fantasy World of Strange Feuding Kingdoms, www.nytimes.com
http://www.piesnloduiognia.com/wordpress/george-r-r-martin/wywiady/bez-smierci-nie-ma-efektu/
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze