„W pośpiechu”, Tadeusz Konwicki
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuTadeusz Konwicki żegna się ze światem. Książka jest rozmową, przeprowadzoną przez Przemysława Kanieckiego, prywatnie przyjaciela pisarza, przez co nabiera intymnego charakteru. Brak zdjęć ilustrujących te pogaduszki otwiera pola dla wyobraźni: panowie siedzą w domu lub kawiarni, popijają alkohole. Tematyka rozmów jest bardzo szeroka.
Tadeusz Konwicki żegna się ze światem. Trudno mu się dziwić. Ma osiemdziesiąt pięć lat, za sobą epizod partyzancki i wieloletnią karierę pisarza, scenarzysty i reżysera. Ostatnia jego książka, Pamflet na siebie ukazała się w 1995 roku, potem były jeszcze teksty rozproszone i wywiad-rzeka. W pośpiechu również jest rozmową, przeprowadzoną przez Przemysława Kanieckiego, prywatnie przyjaciela pisarza, przez co nabiera intymnego charakteru. Brak zdjęć ilustrujących te pogaduszki otwiera pola dla wyobraźni: panowie siedzą w domu lub kawiarni, popijają alkohole kolorowe, stary pisarz nie poddał się całkiem i zawzięcie kurzy szlugi. Próbowałem prześledzić wpływ napojów wyskokowych na jakość myśli obu rozmówców i faktycznie, od połowy każdego rozdzialiku wypowiedzi brzmią jakby swobodniej. Czytałem również na głos niektóre partie, zerkając przy tym na stoper. Dzięki temu wiem, ile czasu Konwickiemu zajmuje wypalenie papierosa.
Tematyka rozmów jest bardzo szeroka. Konwicki wspomina młodość w Wilnie, tajne komplety oraz strzelanie do Ruska i Niemca pod koniec wojny. Wielbiciele jego prozy znajdą wiele informacji na temat jego utworów i pracy przy filmie, a potem raczą odfrunąć ku wielu tematom ogólnym. Konwicki gaworzy o przestrzeni kosmicznej, filozofii, warunkach życia za komuny, podróżach oraz własnej nieistotności. Książkę uzupełniają mniej znane teksty pisarza: fragmenty dramatów, recenzji, notatki.
Nad całością unosi się mocna osnowa smutku, związana z żegnaniem się ze światem i sobą samym. Na czym polega to żegnanie się? Pisarz nie snuje już planów, zawężając swoją aktywność do kontemplowania codzienności. Opowiada o wizytach w parku i obserwowaniu samolotów na niebie, wspomina ptaki karmione z balkonu, sytuując siebie w gronie wielbicieli wróbli i zaciekłych przeciwników gołębi. Sprawia wrażenie człowieka, który nic już od siebie, od życia i tej książki nie oczekuje – w jawny sposób składa ją na ręce Kanieckiego, mówi mu, by zrobił z nią to, na co tylko ma ochotę.
Stary człowiek nie ma przyszłości. To jasne. Ale, jak wynika z tych rozmów, przeszłości również nie posiada. Wiele wydarzeń po prostu zapomniał, inne uległy wypaczeniu, z czym trzeba się pogodzić, a wszystkie ułożyły się w dziwacznym porządku. Drobne, można by sądzić nieistotne epizody z życia stoją na równi z czasem partyzanckim i sukcesami, jakie stały się udziałem pisarza w Polsce Ludowej. Całość sprawia wrażenie magmy, z której, w niemal przypadkowym porządku wyłaniają się twarze i odpryski zdarzeń. Stary człowiek, mówi Konwicki między wierszami, nie ma ani tego co było, ani tego, co będzie. Zostało mu tylko to co teraz, lecz też niepełne, za to nieustannie zagrożone.
Okładka sugeruje, że autorem W pośpiechu jest Tadeusz Konwicki. Należy to uznać za krzywdzący zabieg marketingowy. Przemysław Koniecki, indagujący pisarza, daleko przekracza ramy, w jakich zazwyczaj tkwią zawodowi wypytywacze. Dzięki niemu książka nabiera charakteru rozmowy dwóch facetów i ci dwaj, jako równi, powinni zostać wymienieni na okładce. Pan jest w gruncie rzeczy autorem tej książki, ja ofiarą biedną, mówi Konieckiemu. Tymczasem to właśnie Koniecki padł pod nożem marketingowców wydawnictwa Czarne.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze