„Morfina”, Chika Adachi, Kumiko Saiki
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuRzecz intrygująca, mocna. Choć przesycona ludzką tragedią, opowiada o wychodzeniu z mroku i szansie na nowy początek. Lektura mądra, wzruszająca, piękna, a zarazem kolejny dowód na to, że komiks jest doskonałym narzędziem do podejmowania najpoważniejszych zagadnień. Zaskoczenie budzi sama forma wydania komiksu, japońska do granic możliwości. Czarno-biała okładka, napis „Tylko dla dorosłych”, początek znajduje się na końcu i odwrotnie. Czytamy z prawa do lewa, jak Japończycy.
Chika Adachi jest uznaną japońską pisarką. Kumiko Saiki to rysowniczka komiksów młodego pokolenia. Razem odpowiadają za powieść graficzną Morfina. Rzecz intrygująca, mocna, choć – choćby ze względu na charakterystyczną kreskę – nie do przyswojenia dla każdego.
Maki, młoda lekarka, skrywa tajemnicę z przeszłości. Kiedy była mała, jej matka utopiła się dokładnie w dniu swoich trzydziestych drugich urodzin. Odtąd Maki wierzy, że nad nią i starszą siostrą zawisła straszna klątwa. Żadna z nich nie będzie żyła dłużej, niż właśnie te trzydzieści dwa lata. Obsesję podkręca jeszcze śmierć rzeczonej siostry, zamordowanej przez tatusia. Co pozostało? Maki zatraca się w pracy i próbuje pogodzić się z tym, co, przynajmniej jej zdaniem, nieuniknione. Ten wątły spokój burzy Hide, kochanek z młodości, doskonały pianista, dręczony przez śmiertelną chorobę. Prosi o tytułową morfinę, aby już przestać cierpieć. W zamian, dostaje kobiece towarzystwo, następnie wyruszają do Amsterdamu, po eutanazję. Kobieta, której wydaje się, że umrze i facet, który niedługo skona zmierzają w stronę zaskakującego, wzruszającego zaskoczenia.
Kwestia prawa do eutanazji, rozumianej jako humanitarne prawo do dobrej śmierci nie jest tutaj poddawana, pojawiają się za to inne wątpliwości, przećwiczone na wielu przykładach, bo i umierających jakoś się namnożyło. Każdy winien mieć możliwość do bezbolesnej śmierci, unikania cierpienia, ale – pytają autorki – czy mąż i ojciec nie powinien zgodzić się na te męki, żeby pozostać jak najdłużej z rodziną? I odwrotnie – czy żonie i dzieciom wolno tego wymagać? Weźmy i inną sytuację. Syn, pozostając w zgodzie z życzeniem ojca, ma odesłać go w zaświaty jednym szarpnięciem za kabel przy szpitalnym łóżku, ale nie może, bo tatę kocha. Jak go ocenić? A jak człowieka, który tego wymaga? Nie mnie rozstrzygać takie dylematy, bo też są nie do rozstrzygnięcia. Wynika z nich, że problem dobrej śmierci, umierania na życzenie umyka wymianie powierzchownych opinii, a z drugiej strony zgłębić się go nie da aż do chwili, gdy dotyka nas w bezpośredni, nieprzyjemny przecież sposób.
Podoba mi się ta para: konający naprawdę, konająca na niby, jak siebie ratują i wyciągają nawzajem. Jest z czego. Społeczeństwu, napisanemu i narysowanemu przez duet Chika/Kumiko, brakuje tylko hałdy piachu, aby pochować głowy, co w jakimś sensie przeraża bardziej niż wałkowane w kółko tematy ostateczne. Drugi człowiek budzi zainteresowanie dopiero w perspektywie śmierci. Dobrze więc, że Maki wynalazła śmierć urojoną.
Zaskoczenie budzi sama forma wydania komiksu, japońska do granic możliwości. Czarno-biała, niemodna okładka, ostrzegawczy napis „Tylko dla dorosłych” sugeruje, że mamy do czynienia z dziełem nie dla każdego. To prawda. Wydawca zdecydował się na wydrukowanie Morfiny odwrotnie, wskutek czego początek znajduje się na końcu. Czytamy z prawa do lewa, jak Japończycy, do czego łatwo przywyknąć, a dodatkową nagrodą jest osłupienie współpasażerów w tramwaju. Wydawałoby się, że taki zabieg to czysta formalność, pusta sztuka, tymczasem to „odwrotne czytanie” znajduje głębsze uzasadnienie. Morfina, choć przesycona ludzką tragedią, opowiada o wychodzeniu z mroku i szansie na nowy początek. Lektura mądra, wzruszająca, piękna, mimo oczywistego sentymentalizmu, a zarazem kolejny dowód na to, że komiks (powieść graficzną mam za termin sztuczny) jest doskonałym narzędziem do podejmowania najpoważniejszych zagadnień.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze