„Karczowiska”, Anna Peplińska
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuPełna ciepła, ale i chłodnego obiektywizmu opowieść o cierpieniu i ludziach, którzy próbują za wszelką cenę z nim walczyć. Książka dziwna, niepokojąca. Porusza ważny temat – śmierci, choroby, zaufania do człowieka, ale i realizacji zawodowej i odpowiedzialności za innych. Powieść jest przemyślana, napisana sprawnie i z zaangażowaniem.

O tym, co dzieje się w polskich szpitalach, hospicjach i ośrodkach opieki, wiedzą wszyscy, m.in. dzięki doniesieniom medialnym i opowieściom znajomych. Ale historie usłyszane podczas rodzinnych uroczystości nijak nie oddają smutnej rzeczywistości. Chociaż niektóre instytucje dysponują nowoczesnym sprzętem i świetnie wyszkolonym personelem, wciąż są na mapie Polski miejsca, gdzie poziom opieki nad pacjentem jest przerażająco niski. Takie obserwacje znajdziemy w książce Karczowiska, opublikowanej przez wydawnictwo Papierowy Motyl. Jej autorka, Anna Peplińska, skupia się na losach pielęgniarki Małgorzaty, która z trudem próbuje dotrwać do emerytury, podejmując często słabo płatną i wymagającą pracę. Niestety obdarzona ciepłem, optymizmem i pogodą ducha Gosia musi zmagać się nie tylko z dyskryminacją ze względu na swój wiek, ale i z obojętnym, często nieludzkim traktowaniem pacjentów. Peplińska nie szuka źródła problemu, nie zrzuca odpowiedzialności na niski poziom zarobków w służbie zdrowia (dotyczący głównie pielęgniarek), nie szuka źródła w złożoności ludzkiej psychiki ani w potrzebie zbudowania naturalnego dystansu wobec widzianego codziennie cierpienia. Karczowiska to pełna ciepła, ale i chłodnego obiektywizmu opowieść o cierpieniu i ludziach, którzy próbują za wszelką cenę z nim walczyć.
Akcja książki dzieje się w różnych miejscach – tam, gdzie Gosi udaje się znaleźć jakiekolwiek zajęcie. Jest więc oddział dziecięcy, w którym leczone są poważnie chore sieroty. To, co się w nim dzieje, obserwujemy nie tylko z perspektywy pielęgniarek, biegających między łóżkami od rana do nocy. Najbardziej wzruszające są opowieści dzieci, które z rozbrajającą szczerością mówią o swojej chorobie, potrzebie bliskości i współczucia. Są przy tym świadome swoich ułomności i tego, że nikt na świecie nie chce się nimi zaopiekować: Ludzie chodzą po chodniku szybko i wolno, a ja jeżdżę swoim „mercedesem”. Niedługo naprawią mi nóżki. Pan doktor obiecał. Tylko mam być urokliwy, jak przyjdzie sponsor. Co to urokliwy? Jak już naprawią, to ucieknę do taty. Nikomu nie powiem. Tylko gdzie te „manowce”. Aha, poproszę pieska, to mnie zaprowadzi. Ja jestem śliczny. Wszyscy ludzie mówią. Tata mnie zechce. Gosia uwielbia pracę z dziećmi. Cóż z tego, skoro jej przełożeni twierdzą, że pielęgniarka jest za stara, a oni chcą odświeżyć personel. Bohaterka musi szukać kolejnej pracy.

Znajduje ją w instytucji opiekującej się osobami starszymi, zniedołężniałymi. To rzeczywiście bardzo wymagająca, często niewdzięczna praca, bowiem pielęgniarki mają do czynienia z ludźmi dorosłymi, często silnymi, gwałtownymi, odczuwającymi potrzebę nieskrępowanej wolności. A jednocześnie są to ludzie zachowujący się jak dzieci, z trudnością opanowujący np. swoje potrzeby fizjologiczne. Mimo wszystko Małgorzata znajduje w sobie energię i chęć do pracy, chociaż codziennie wraca do domu tragicznie zmęczona. Rano, na raporcie – mówi Gosia – najlepiej jakbym powiedziała, że nic się nie działo, wszyscy cali i zdrowi. Źle widziane było zgłaszanie jakichkolwiek problemów, żeby „nie przysparzać pracy socjalnej”. Długo, zanim na to wpadłam. Dziwiłam się, dlaczego przy całej mojej staranności i poświęceniu u mnie często się coś działo, a u takiej Heni czy Wieśki nigdy?
Gosia zastanawia się, w czym tkwi problem? W jej niedostosowaniu do rzeczywistości, w nadmiernym idealizmie? A może wszystko sprowadza się do kwestii braku pieniędzy w służbie zdrowia? Nasza bohaterka może zweryfikować swoje podejście, kiedy wyjeżdża do Szkocji. Tam w szpitalu korzysta z najlepszego sprzętu i lekarstw. Doświadcza przy tym życzliwości i otwartości personelu. Ale po kilku tygodniach pracy dochodzi do zaskakujących wniosków: Pobyt w Szkocji uzmysłowił mi, że swój zawód wolę wykonywać w Polsce. Naszym staruszkom możemy ofiarować zamiast luksusu i wygód – serce. A to dużo więcej.
Karczowiska to książka dziwna, niepokojąca. Porusza bowiem ważny, trapiący nas wszystkich temat – śmierci, choroby, zaufania do człowieka, ale i realizacji zawodowej i odpowiedzialności za innych. Powieść Anny Peplińskiej jest przemyślana, napisana sprawnie i z zaangażowaniem. Irytuje tylko i jednocześnie fascynuje postać głównej bohaterki – idealistki, kobiety o wielkim sercu, która nie wie, jak radzić sobie w świecie pozbawionym wrażliwości. Powinniśmy zrobić wszystko, by tacy ludzie nigdy nie czuli się samotni.

Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze