"Slumdog. Milioner z ulicy", Danny Boyle
DOROTA SMELA • dawno temuTo najlepszy film, który w minionym roku trafił do międzynarodowej dystrybucji. Osiem statuetek Akademii w najważniejszych kategoriach zdaje się potwierdzać status Slumdoga jako obrazu wybitnego, a na pewno potwierdza fenomen jego popularności. To film ważny, bo przełamuje estetyczny fałsz i społeczne tabu. Dzięki niemu niektórzy przestaną myśleć o Indiach w kategoriach krainy baśni o księżniczkach i uduchowionej ojczyzny latających joginów.
Słyszy się głosy, że to najlepszy film, który w minionym roku trafił do międzynarodowej dystrybucji. Osiem statuetek Akademii w najważniejszych kategoriach zdaje się potwierdzać (przynajmniej w oczach tych, którzy mają jakikolwiek szacunek dla złotego mężczyzny z mieczem) status Slumdoga jako obrazu wybitnego, a na pewno potwierdza fenomen jego popularności. Dlaczego świat oszalał na punkcie tego dziwnego skrzyżowania Bollywoodu z kinem społecznym?
Oto w serii nierealnie barwnych obrazów reżyser snuje historię tytułowego slumdoga — biedaka ze slumsów, którego los postawił na straconej pozycji w pogoni za szczęściem. Jamal Malik zostaje aresztowany zaraz po tym, jak wychodzi ze studia telewizyjnego, gdzie ku uciesze tłumów wygrywał duże pieniądze w indyjskiej edycji Milionerów. Nieprawomyślny gospodarz teleturnieju, który podobnie jak Jamal zaczynał karierę z samego dna, nie chciał, by nędzarz skradł całe show i oskarżył Malika o nieuczciwą grę. Indyjska policja, która słynie z brutalności i notorycznego przekraczania kompetencji, ochoczo zabiera się do przesłuchania z użyciem pały.
Malik musi się wytłumaczyć z każdej odpowiedzi. Czy to możliwe, by niewykształcony mieszkaniec slumsów mógł o własnych siłach wygrać teleturniej, który na całym świecie ma raptem garstkę zwycięzców? Zeznanie bitego i poniżanego Jamala jest jednak klarowne — wszystkie odpowiedzi podarowało mu jego dramatyczne życie przegranego — chłopca, który patrzył na śmierć matki, stał się własnością mafii żebraczej i wreszcie zakochał w dziewczynce o imieniu Latika. Jego oczami zobaczymy w tym filmie brudne slumsy Mumbaju i krwawe pogromy muzułmanów, gigantyczne wysypiska śmieci, nad którymi unoszą się roje much, i wyrastające pośród oceanu nędzy wysepki bogactwa.
Cały brud i wstyd Indii — najludniejszej demokracji na świecie — zostaje tu wyłożony jak przysłowiowa kawa na ławę. Oczywiście powstawało kilka obrazów, w których wizja subkontynentu była niezafałszowana, rzadko (wyjątek stanowi Water Deepy Mehty) trafiały one jednak na czerwony dywan wielkich festiwali i stawały w kolejce po najwyższe laury. Nigdy wcześniej nędza i łamanie praw człowieka w Indiach nie bodły też w oczy tak bardzo jak dziś, kiedy moda na Bollywood jest w fazie rozkwitu, a radosne musicale w hindi stanowią integralny składnik repertuaru kin na całym świecie.
Danny Boyle wykorzystał powszechną znajomość bollywoodzkiej estetyki, by następnie z jej pomocą opowiedzieć o starannie ukrywanych przez ów gatunek bolączkach współczesnych Indii. Dlatego w Slumdogu są one jakby opakowane w kolorowe zdjęcia, poprzetykane skoczną bhangrą, a w obsadzie obok pięknych i młodych pojawiają się gwiazdorzy z indyjskiej fabryki snów. Nawet konstrukcja fabularna, oparta na przetasowaniu czasu teraźniejszego z serią retrospekcji, wydaje się zaczerpnięta z Bollywoodu. Nie obywa się wreszcie film Boyle'a bez rozdzierającej historii miłosnej. Można powiedzieć, że Slumdog jest filmem bollywoodzkim, który sam siebie sabotuje. Zamiast bowiem poprzez wyżej wspomniane elementy dawać widzowi upragnioną ucieczkę w sen o bogactwie, sypie mu w oczy solą, każąc patrzeć na slumsy i dekonstruując tym samym bollywoodzkie kłamstwo.
Efekt jest wbijający w fotel — zostajemy wciągnięci w hipnotyzujący seans barw, dźwięków i bombastycznych emocji, które bywają ciężkie niczym w kinie tortur. Oczywiście Boyle ani nie analizuje źródła jątrzonych tu ran, ani nie wskazuje właściwej terapii, nie pozuje także na bezstronnego dokumentalistę czy odkrywcę nieznanych faktów: Slumdog to wielkie widowisko o nędzy, w którym życie głównego bohatera zostało zagęszczone tak, by móc ją w pełni ukazać. Mimo to jest w tym filmie więcej prawdy, niż można by się spodziewać. Nie wierzcie indyjskim dyplomatom, którzy przezywają Boyle'a oszustem, a jego film karykaturą Indii — każdy może znaleźć się w świecie Slumdoga, wystarczy kupić bilet lotniczy.
Slumsów nie trzeba poszukiwać z mapą, w Mumbaju są już na lotnisku. O bollywoodzkie pałace trudniej, bo okazuje się, że występują tuż obok osiedli z kartonu, oddzielone od nich żelaznymi ogrodzeniami.
Slumdog jest zatem filmem ważnym, bo przełamuje estetyczny fałsz i społeczne tabu. Dzięki niemu być może niektórzy przestaną myśleć o Indiach w kategoriach krainy baśni o księżniczkach i uduchowionej ojczyzny latających joginów.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze