Mam przed sobą wydanie audio Draculi Brama Stokera. Niewiele książek wędrowało do Polski przez tak pokręcone ścieżki.
Jak wybuchła wolność, zaraz Draculę wydano, doklejając Wampira doktora Polidoriego. Ta edycja osiąga wysokie ceny na portalach aukcyjnych, jest bowiem prawdziwym dziwadłem – tekst Stokera pocięto, okrojono, zostawiając może jedną trzecią. Wyleciały całe wątki, „niepotrzebne” opisy, bohaterowie, tak, że człowiek otrzymał zupełnie inną książkę. Idę o zakład, że do dziś żyją ludzie przekonani, iż powieść właśnie tak wygląda. Dopiero premiera filmu Coppoli doprowadziła do upublicznienia sensownej, pełnej edycji. Tyle historii.
No i mamy. Na wydanie dźwiękowe składają się cztery płytki. Całość wpakowano w karton. Czytający tekst Jan "Janga" Tomaszewski staje na uszach, żeby wytworzyć atmosferę mroku i grozy, ale jego żywiołowa interpretacja wydaje się zbyt nachalna i utrudnia odbiór. Być może to moja ułomność, że dobrą aktorską robotę biorę za przerysowanie, ale przecież książki audio w Polsce raczkują i trochę minie, nim nauczymy się, jak należy je robić. Tomaszewski nie jest tak bolesny, by dać sobie z dźwiękowym Draculą spokój.
Trudno jest recenzować klasykę literatury. Kłopot w tym, że powieść Stokera – nowatorska w swoich czasach pod względem formy, jak i śmiałości obyczajowej – straszliwie się zestarzała. Znający tę opowieść z filmów z Belą Lugosim albo Christopherem Lee w roli tytułowej natrafią na rozdęty, nudnawy tekst pełen anachronizmów. Środki wzbudzania lęku, których używa Stoker (wilki, czarne lasy) zużyły się całkiem i funkcjonują jako swoja własna parodia. Erotyzm, odważny w wiktoriańskiej Anglii dzisiaj jest całkiem niewinny, podobnie jak wytworny hrabia ze swą bladą demonicznością wypada wręcz dobrotliwie na tle upiorów, przywołanych przez Stephena Kinga, Jamesa Herberta, Grahama Mastertona. Sama opowieść jest znana każdemu, kto ma telewizor i widział jedną z kilkudziesięciu adaptacji.
Co więc ocalało? Draculę warto przeczytać (tu-wysłuchać) ze względu na tło obyczajowe – podchody do kobiet, zasady męskiej przyjaźni, sztukę pisania listów, a także funkcjonowanie szpitali psychiatrycznych i tym podobne cudeńka. Wyławianie drobiazgów obyczajowych z tekstu może sprawić autentyczną radochę.
Właśnie dlatego wersja audio się sprawdza, można słuchać jednym uchem, wyłapując co piąte zdanie. Jakby na to nie patrzeć, Dracula należy do literackiej klasyki, którą znać po prostu trzeba.
Swoją drogą, wydawanie w Polsce audiobooków zakrawa na heroizm – chciałbym, żeby ta forma doczekała się u nas popularności, jaką cieszy się na Zachodzie. Dracula zestarzał się makabrycznie, interpretacja lektora jest najwyżej średnia, ale miło chodzi się z tą opowieścią na słuchawkach. Niestety, tak dziwnie się składa, że książki dźwiękowe zyskały popularność w krajach, gdzie jest metro, albo autostrady, którymi ludzie dojeżdżają do pracy. Ogryzek metra zaś jest tylko w Warszawie, a autostrady stanowią obiekt nieustannych żartów.
W ten szczególny sposób, kryzys infrastruktury w Polsce przekłada się na kryzys czytelnictwa.