"Przepowiednia", Dean Koontz
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuKsiążkę Koontza czyta się jak dobrą powieść sensacyjną. Są w niej szaleni klowni włamujący się do banków, mściciele w czarnych hummerach i agenci służby federalnej. Pisarz nie byłby sobą, gdyby oprócz wątków kryminalnych nie pojawiły się w „Przepowiedni” historie rodem z horrorów, opowiadań fantastycznych i obyczajowych. Ale powieść ta jest nieco inna niż poprzednie książki Koontza. Jest w niej sporo refleksji w iście filozoficznym stylu. Autor zaskoczył nas także niepozbawionymi ciepła i delikatnej ironii opowieściami o stosunkach damsko-męskich.
Co kieruje naszym życiem — przypadek czy przeznaczenie? Sami decydujemy o swoim losie czy już ktoś wcześniej go zaprogramował? Te pytania stawia sobie bohater „Przepowiedni” Deana Koontza. Ale Jimmy Tock to nie filozof, tylko piekarz, i mimo że jest spokojnym człowiekiem, przytrafiają mu się niezwykłe rzeczy.
Dean Koontz, znany na świecie autor horrorów i thrillerów psychologicznych, nieraz już zadziwiał czytelników swoją błyskotliwością. I tym razem autor „Apokalipsy” zaserwował nam interesującą historię, wciągającą już od pierwszego akapitu. Książka przenosi nas do małego amerykańskiego miasteczka w Kolorado, w którym żyje rodzina Tocków. Kiedy na świat przychodzi mały Jimmy, w tej samej chwili umiera jego dziadek, który tuż przed śmiercią przekazuje rodzinie niezwykłe informacje — Jimmy w ciągu swojego życia pięć razy będzie narażony na niebezpieczeństwo. Ojciec chłopca zapisuje dokładne daty, a dwadzieścia lat później spełnia się pierwsza przepowiednia.
Mimo że w „Przepowiedni” krew leje się co kilkanaście stron, książka potrafi rozbawić do łez. Trudno opanować śmiech, kiedy rodzina Jimmy’ego zastanawia się co pewien czas, w jaki sposób uchronić go przed najgorszym. Czy prędzej zabije go ciężarówka, czy spadający z wysokości sejf? A może w feralny dzień powinien wyjechać poza miasto lub zamknąć się na cztery spusty w swoim pokoju? Na dokładkę katastroficzne refleksje Tocków przeplatane są bajecznymi historiami o pieczeniu ciast, bo Jimmy i jego ojciec są przecież mistrzami cukiernictwa. Czy ich umiejętności wystarczą, by obronić się przed szalonym, żądnym zemsty klownem?
O tym mówi sam bohater książki, pieczołowicie opisując każde niezwykłe wydarzenie. Dziennik ten nie może być nudny, o czym świadczy historia rodziny jego autora: „Moja rodzina zawsze uważała, że należy się śmiać nie tylko w radosnych chwilach życia, ale także w trudnych sytuacjach, a nawet w obliczu tragedii i śmierci. Może odziedziczyliśmy jakiś wyjątkowo wrażliwy gen poczucia humoru. Albo jesteśmy ciągle zakręceni od cukru z tych wszystkich wypieków, które zjadamy”.
„Przepowiednię” Deana Koontza czyta się jednym tchem. Jimmy Tock potrafi w jednym akapicie swojego dziennika scharakteryzować syndaktylię (chorobę polegającą na zrośnięciu się palców ręki lub nogi) i błyskawicznie przejść do refleksji o delfinie Suzi, która podobno była pierwszym zwierzęcym transwestytą w telewizji. Ostatecznie przypadek lub przeznaczenie powodują, że złowroga przepowiednia ciążąca na Jimmym sprawia, iż jego spokojne życie nabiera rumieńców. Poznaje kobietę, żeni się z nią, rodzą mu się dzieci, otrzymuje fortunę. Jak na „przeklętego” piekarza to całkiem interesujący scenariusz.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze