„Take This Waltz”, Sarah Polley
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuPolley wpisuje się w nurt amerykańskiego kina niezależnego. Koncentruje się na emocjach, osiąga rzadko spotykany realizm. Nie ma tu gwałtownych zwrotów akcji, sztucznie podbijanego napięcia, tanich wzruszeń. Kamera leniwie śledzi bohaterów, ukazuje ich w codziennych sytuacjach. Pozwala to doskonale zrozumieć ekranowe postaci, wczuć się w ich położenie.
Drugi (po nagradzanym Daleko od niej) film wyreżyserowany przez słynną aktorkę, Sarah Polley (Życie ukryte w słowach).
28. letnia Margot (trzykrotnie nominowana do Oscara Michelle Williams) mieszka na przedmieściach Toronto. Na pozór niczego jej nie brakuje: ma kochającego męża, kucharza Lou (znany m.in. z Wpadki i Supersamca gwiazdor obscenicznych komedii, Seth Rogen), skromny, ale wygodny dom, grono oddanych przyjaciół. W podróży służbowej poznaje przystojnego Daniela (Luke Kirby). Oboje są sobą zafascynowani, ale Margot nie planuje kontynuować znajomości. Co okaże się stosunkowo trudne: do sąsiedniego budynku właśnie wprowadził się nowy lokator. Zgadniecie kto?
Streszczenie może sugerować banalny melodramat, obsada kolejną, równie banalną komedię. Ale nic bardziej mylnego. Polley wpisuje się w szeroko rozumiany nurt amerykańskiego kina niezależnego. Koncentruje się na emocjach, osiąga rzadko spotykany realizm. Bo nie ma tu gwałtownych zwrotów akcji, sztucznie podbijanego napięcia, tanich wzruszeń. Przez większość czasu właściwie nic się nie dzieje: kamera leniwie śledzi bohaterów, ukazuje ich w codziennych sytuacjach. Pozwala to doskonale zrozumieć ekranowe postaci, wczuć się w ich położenie. Lou ma złote serce, ale jest stereotypowym „miśkiem”, prozaicznym nudziarzem. Margot za wszelką cenę próbuje chronić małżeństwo, nie chce skrzywdzić męża. Jednocześnie dusi się codziennością, pragnie raz jeszcze poczuć dawne emocje. Rubaszny kumpel jako partner jej nie wystarcza. Polley nie szuka winnych, bardziej interesuje ją sam proces. I na tym właśnie opiera się całe Take This Waltz. To analiza tego, jak długoletni związek wpływa na miłość, namiętność, wzajemne wyobrażenia, potrzeby. Reżyserce udaje się uniknąć banałów, nie ma tu też poszukiwania łatwych odpowiedzi. Kilka razy Polley sugeruje wprost, że nowy związek za kilka lat stanie się starym związkiem. Równie ważna jest subtelność, z jaką autorka Daleko od niej rejestruje kolejne stadia rozpadu relacji Margot i Lou. Nie zobaczymy kłótni, krzyków, płaczu: zwykłe gesty, uśmiechy, spojrzenia bardzo czytelnie obrazują to, co dzieje się w umysłach bohaterów.
Polley płaci cenę za niezwykły realizm i wiarygodność swojego filmu. Sam z początku zastanawiałem się, czy to szlachetny minimalizm, czy może jednak nieumiejętność poprowadzenia narracji. Bo reżyserka odrzuca filmowy język, nie dba o dramaturgię. Stara się podglądać życie, a nie przykładać je na typowo ekranową opowieść. W efekcie Take This Waltz chwilami wydaje się zanadto przeciągnięty. Bywa, że film „siada”, brakuje w nim czegoś, co podtrzymałoby naszą uwagę. Rozczarować może otwarte zakończenie. W dodatku nie jest to arcydzieło magicznej nudy a’la Jarmusch lub Kaurismaki. Powolne przesuwanie się kadrów nie hipnotyzuje odbiorcy, nie ma tu np. estetyzowania obrazu. Dlatego dla części widzów będzie to film nudny, zbyt długi, pozbawiony kinowego nerwu.Ale Polley nie chodzi o naśladowanie mistrzów statycznej narracji. To zupełnie inna, zdecydowanie bardziej kobieca wrażliwość. Skoncentrowana na szczegółach, niuansach, niedopowiedzeniach. I dlatego tak bardzo prawdziwa. I uniwersalna: widzowie bez trudu odnajdą tu ślady własnych przeżyć. Co z kolei decyduje o wyjątkowości filmu. Take This Waltz ma swoje wady, ale warto go obejrzeć. Bo zmusza do myślenia. Nie popadając w skrajnie pesymistyczny ton każe konfrontować się z tym, co niewygodne. I za to należą się Polley szczere brawa.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze