"Tatuaż z motylem", Philip Pullman
MAGDA GŁAZ • dawno temuBohaterem powieści „Tatuaż z motylem” jest siedemnastoletni Chris Marshall, który zakochuje się na balu od pierwszego wejrzenia w Jenny. Młodzi ludzie tracą ze sobą kontakt, aby po miesiącach poszukiwań znowu się odnaleźć. Jednak na miłość będzie już za późno, zabraknie happy endu.
Philip Pullman uważany jest za rywala Joanne K. Rowling. Przynajmniej tak wynika z notki umieszczonej na okładce „Tatuażu z motylem”. Jego powieści walczą o „rząd młodych dusz”. Czy skutecznie? Cykl o młodym czarodzieju, jego przyjaciołach, szkole magii i magicznych przygodach jak dotąd nie ma sobie równych. Można śmiało stwierdzić, że „Harry Potter” jest niekwestionowaną gwiazdą w świecie literatury dla młodzieży i liderem sprzedaży i czytelnictwa. Pojawienie się kolejnej powieści wzbudza istny szał, zwłaszcza wśród najmłodszych. Nie zważając na porę ani klejące się ze zmęczenia oczy, uparcie stoją w kolejce, aby wydać kilkadziesiąt złotych i stać się posiadaczami kolejnego tomu historii o Harrym.
Powieści Pullmana takich emocji nie wzbudzają. Po prostu pojawiają się na półkach księgarskich i czytelnik sam musi je odnaleźć. Nie towarzyszy im szum medialny i ogólny zachwyt. To, czym urzekają kolejne tomy Rowling, to magia, niesamowite przygody, które pobudzają wyobraźnię, bohaterowie, z którymi czytelnicy się zaprzyjaźniają i często traktują jak kumpli z klasy. Ponadto „Harry Potter” zawładnął także sercami dorosłych, książka stała się pomostem między pokoleniami. W powieści Pullmana tego nie ma. To książka o młodych ludziach i ich „przyziemnych sprawach”. Nie ma tu magii w sensie czarów, ale też magnetyzmu, atmosfery, książka nie wzbudza tylu emocji co „Harry Potter”. W porównaniu z Rowling Pullman wypada blado.
Pullman prowadzi czytelnika za rękę, wygłasza mądrości w stylu: to rodzina jest najważniejsza albo: poznał ograniczenia swojej natury. (…) Taka wiedza to niezatarte piętno. Trudno go będzie teraz oszukać. Takich kwiatków można znaleźć więcej. Banał goni banał. Wieje nudą. Niestety historia Chrisa i jego wielkiej młodzieńczej miłości nie przykuwa uwagi, nie wywołuje drżenia serca czy choćby zwykłej ciekawości. Zresztą Pullman już na początku powieści jasno powiedział, jaki będzie jej koniec. Pierwsze zdanie wyjaśnia wszystko. Jest miłość, będzie śmierć, Jenny zginie przez Chrisa. Pojawi się nieuczciwy pracodawca uwikłany w gangsterskie porachunki, człowiek o mrocznej przeszłości, który nie zapłacił za swoje winy. To on jest pośrednim sprawcą nieszczęścia Chrisa i Jenny.
Powieść można streścić w kilku zaledwie zdaniach i po przeczytaniu ich nic więcej nie pozostaje. Pullman zdecydowanie potępia okrucieństwo, fanatyzm, nienawiść, jasno przedstawia swoje racje i w krótkich zdaniach wygłasza je niczym kaznodzieja z ambony. Rowling pozwala czytelnikowi samodzielnie dojść do mądrych wniosków, Pullman uzurpuje sobie prawo do moralizowania i nie pozwala na własne refleksje.
Swe powieści Pullman kieruje do ludzi nastoletnich, a ja ten wiek mam już za sobą, więc pomyśleć by można, że dlatego książka nie przypadła mi do gustu. Nie jestem jednak też właściwym, podstawowym odbiorcą powieści Rowling, a mimo to zarówno ja, jak i rzesze ludzi ode mnie starszych czytają z zainteresowaniem historie o czarodzieju. Pullman nie przemówił do mnie, nie zachwycił, nie sprawił, ze zechcę sięgnąć po kolejną jego książkę. Mimo że na świecie sprzedał miliony egzemplarzy, to ja nie stanę się jego stałą i wierną czytelniczką.
Może lepiej po prostu w notce prezentującej powieść Pullmana nie porównywać go do Rowling, bo już na starcie przegrywa. Może wystarczy potraktować go jako pisarza dla młodzieży. Wtedy na pewno odbiór jego książki będzie bardziej pozytywny, bo nikt nie będzie zmuszał czytelnika do porównań.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze