Lalka z porcelany
MAŁGORZATA PRZYMUSZAŁA • dawno temuByło sobotnie popołudnie. Piłam moją ulubioną kawę przekonana, że tego dnia nic szczególnego już się nie wydarzy. Pogrążona w myślach, nie słyszałam jak zadzwonił domofon. Dopiero widok Jolki, mojej przyjaciółki, przemokniętej (a swoją droga kiedy zaczął padać deszcz?) z rozczochraną łepetyną i bliskiej płaczu, otrzeźwił mnie do tego stopnia, że osunęłam się z sofy, wylewając przy tym kawę.
Kiedy Jolka poprawiała swój wygląd w łazience, bojąc się, żeby żaden mężczyzna, nawet mój mąż, jej nie zobaczył, ja nadal nie mogłam dojść do siebie po przeżytym szoku. Jolka zwykle wpadała w panikę, kiedy tylko kosmyk jej super loków był w nieodpowiednim miejscu, bądź szminka wychodziła poza kontur jej ust, więc musiało zdarzyć się coś strasznego.
Codzienne rytuały związane ze stosowaniem maseczek, peelingów i diet odchudzających były dla Joli niczym katharsis. Ta dwudziestoparoletnia kobieta – czego mogłam się jedynie domyślać, bo kobiet nie pyta się o wiek, a tym bardziej takich, jak ona — dzięki tym zabiegom kosmetycznym wygląda tak, jakby się zatrzymała na granicy pełnoletności. Muszę jednak wyraźnie zaznaczyć, że Jolka nie jest osobą niemądrą, czy też, jak ktoś mógłby pochopnie pomyśleć — pustą. Wykształcona, piękna i bogata (zabiegi kosztują). Ale ciągle sama. Sama w niedzielny poranek i piątkowy wieczór.
Zanim przyszła do mnie, postanowiła wypróbować kolejny specyfik na zmarszczki z retionolem, bądź też jakimś innym świństwem. Zamiast cofnąć ją do podstawówki, krem sprawił, że jej twarz stała się naraz różowo-marchewkowa i na dodatek zniekształcona w brzydkim grymasie płaczu.
Gorąca czekolada i waniliowe ciasteczka sprawiły, że już nie była zrozpaczona i zła, być może tylko smutna, zresztą trudno było powiedzieć. Po nieokreślonym wyrazie je twarzy nie potrafiłam odgadnąć, czy płacze czy się śmieje. Nie wiedziałam co jej powiedzieć — byłam jej przyjaciółką od lat, a gdy przyszedł moment, gdy powinnam ją wesprzeć, nie umiałam wymyślić słowa pocieszenia. Zrobiło mi się jej żal.
Mój maż spoglądał to na mnie to na nią i w końcu wybuchnął. Znałam poglądy mojego mężczyzny i bałam się okropnie, że powie jej coś, za co się obrazi śmiertelnie i zostanie sama ze swoim problemem. Kobieta kobiecie nierówna – powiedział – ale, każda jest piękna na swój sposób. Nawet gdybyś była szarą myszką z wielkimi okrągłymi okularami w rozciągniętym swetrze i za dużych butach, byłabyś kochana. Zakompleksione introwertyczki też są wspaniałe. Wołałbym poświęcić parę tygodni na odkompleksienie bidulki, niż użerać się przez kilka miesięcy z przerośniętym mniemaniem o sobie ślicznej lalki. Sama bym lepiej tego nie ujęła.
Dziwna zapanowała konsternacja, Jolka bała się podnieść wzrok, być może płakała. Mam wrażenie, że po tych słowach poczuła się jeszcze gorzej, bo była przecież tą lalką o wygórowanej samoocenie. Pragnęła tylko mężczyzny, który będzie ja kochał za to, jaka jest piękna, sama się zatraciła jednak w tym „byciu piękną”. Zapomniała jak to jest być sobą, mądrą i piękną kobieta, a nie zadufaną, z wysoka spoglądającą na innych.
Wtedy, w tamto sobotnie popołudnie, sądziłam, że nigdy więcej już jej nie zobaczę. Że obraziła się na nas śmiertelnie, że mimo wszystko woli mieć za swoja przyjaciółkę osiedlową kosmetyczkę niż mnie. Ale ja jej nie będę okłamywać.
Spotkałam ją wczoraj, robiła zakupy w pobliskim supermarkecie i kiedy zobaczyłam jej koszyk pełen kremów, maseczek i peelingów, zamarłam. Pomyślałam sobie, że nic się nie zmieniło. To ona podeszła do mnie. Zauważyłam pierścionek zaręczynowy na palcu, w chwilę potem zza rogu regału wyłonił się jej narzeczony. Okazało się, że posłuchała. Z delikatnym makijażem i pięknym uśmiechem oświadczyła, że teraz wszystko się zmieniło — znalazła swoje szczęście. Pracuje jako ekspert od pielęgnacji urody w znanym magazynie dla kobiet. A my? Nadal się przyjaźnimy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze