Jak kłamać?
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuKłamstwo jest odrażające. Niestety, jesteśmy ludźmi i doświadczamy okoliczności, w których musimy zrobić coś paskudnego. Nie wolno bić ludzi, ale czasem trzeba dać komuś po pysku. Powinniśmy kochać się i być sobie wierni, lecz... Czasem trzeba kłamać. Funkcja kłamstwa jest jasna. Chodzi o ochronę najbliższych. Przestrzegajmy paru zasad, a wszystko powinno być w porządku.
Biblia mówi, że tylko prawda nas wyzwoli. I słusznie. Dopowiedzmy jednak, że czasem tylko kłamstwo wyciągnie nas z kłopotów.
W kłamaniu nie ma niczego fajnego. Powiedziałbym nawet, że kłamstwo jest odrażające. Niestety, jesteśmy ludźmi i doświadczamy okoliczności, w których musimy zrobić coś paskudnego. Nie wolno bić ludzi, ale czasem trzeba dać komuś po pysku. Powinniśmy kochać się i być sobie wierni, lecz czasem ona musi odejść od niego, on od niej. Innego wyjścia nie ma.
Czasem trzeba kłamać. Chłopak, zapytany przez troskliwą matkę czy palisz marihuanę winien zaprzeczyć, choćby miał kieszenie wypchane skunem. Po co ma się kobiecina zamartwiać?
Tylko głupcy przyznają się partnerowi do zdrady.
Funkcja kłamstwa jest jasna. Chodzi o ochronę najbliższych. I tylko o to. Przestrzegajmy paru zasad, a wszystko powinno być w porządku.
Zasada pierwsza brzmi: kłammy jak najrzadziej. Istnieje stara opowieść o głupcu, który żartował sobie z mieszkańców wioski, w której żył. Idiota ów zaczął krzyczeć, że dom mu się pali. Ludzie chwycili za wiadra, popędzili do studni, a on wybuchnął śmiechem. Tylko żartował! Parę dni później powtórzył swój wątpliwy dowcipas i ludzie znów się nabrali. Ale jakiś czas potem w domu tego idioty naprawdę wybuchł pożar. Facet na próżno wołał o pomoc, nikt nie chciał wyjść na durnia po raz trzeci z rzędu. Dom spłonął do fundamentów.
Pamiętajmy, że kłamstwo jest ostatecznością i używamy go tylko wówczas, gdy inne rozwiązania zawiodły. Inaczej ludzie przestaną nam wierzyć. Nie kłammy dla hecy i nigdy nie próbujmy nikogo wkręcać, nie ubarwiajmy naszych opowieści z wakacji, nie powtarzajmy niesprawdzonych plotek i dystansujmy się od niewiarygodnych historyjek.
Zasada druga jest konsekwencją pierwszej: bądźmy szczerzy. Brzmi to paradoksalnie, ale właśnie tak jest. Skuteczni kłamcy są najbardziej prawdomówni.
Opowiadajmy przyjaciołom o wstydliwych i krępujących wydarzeniach z naszego życia – ale tylko tych, które nie mają już dla nas żadnego znaczenia. Dzielmy się wątpliwościami. Warto raz na jakiś czas przyznać się do jakiegoś niewielkiego draństwa. Spuszczam głowę i mówię: zawaliłem, przykro mi. Korona od tego nie spadnie.
Unikajmy półsłówek i głupich usprawiedliwień. Jeśli się spóźniam to nie dlatego, że nie przyjechał mi tramwaj, albo stanął zegarek. Po prostu, zamarudziłem i tyle. Gdy coś zawalę, powinienem naprostować sprawę. Innymi słowy, mówmy prawdę tak często, jak jest to możliwe, prawdę najprostszą, odartą z wszelkich ozdobników.
Wówczas inni uznają nas za prawdomównych. I przełkną każde kłamstwo jak pelikan szczupaka. Ludziom szczerym się ufa, prawda?
Zasada trzecia, ponownie, jest konsekwencją dwóch poprzednich, a brzmi: niech w kłamstwie będzie jak najwięcej prawdy.
Zilustrujmy to następującym przykładem. Kazio chce zdradzić Joasię. Joasia wyjeżdża na weekend do matki, więc Kazio umówił się z Basią na kolację ze śniadaniem. Udało się. Joasia wróciła, mamy poniedziałek.
Jeśli Kazio stwierdzi, że żadnej Basi nie ma, w ogóle jej nie zna, a weekend spędził z kolegami w pubie, jest skończonym głupcem. Powinien raczej powiedzieć, że natknął się na starą znajomą, koleżankę z pracy, kogokolwiek, wypił z nią parę piwek i poszedł sam do domu. W ten sposób, sam odpycha od siebie podejrzenia. Dwie godziny w towarzystwie starej kumpeli to przecież nic złego, prawda? Koledzy, którzy mieli zapewnić alibi, mogą zawieść. Wystarczy, że ktoś zobaczył Kazia z Basią w restauracji i kłopot gotowy.
A zatem, zasada numer cztery brzmi: kłam samotnie.
Nie szukajmy wspólników w kłamstwie, choćby dlatego, że jest to nieładne. Po co obciążać kogoś swoją winą? Ten ktoś, nasz wspólnik, w sytuacji kryzysowej będzie myślał tylko o sobie, wyda nas, by siebie oszczędzić. To najzupełniej zrozumiałe.
Są i inne niebezpieczeństwa. Najprostszą metodą docierania do prawdy, znaną każdemu policjantowi, jest oddzielne przesłuchanie podejrzanych. Diabeł tkwi w szczególe. Uzgodnienie jednej spójnej wersji nie jest możliwe, zdarzy się sprzeczność i mamy kłopoty.
Po prostu, kłamca zawsze wędruje w samotności.
Wreszcie, zasada piąta, ostatnia, tak oto sformułowana: kłamstwo musi być dokładnie przemyślane.
Nie kłammy spontanicznie. Wiem, że czasem bywa to trudne. Niestety, wzięci z zaskoczenia powinniśmy powiedzieć prawdę bez względu na koszty. Kłamstwo, wymyślone w sekundę naprawdę ma nogi krótkie jak kaczka. Prędzej czy później ujawnią się niespójności, ktoś coś chlapnie, a my wyjdziemy nie tylko na kłamców, ale na idiotów.
Do kłamstwa należy przygotować się jak do trudnej klasówki. Wymyślmy kilka kłamliwych wersji i wybierzmy najlepszą, kierując się wskazówkami zamieszczonymi powyżej. Następnie, powinniśmy wykuć ją na blachę, pamiętając o najdrobniejszych szczegółach. Ściąga w rękawie również będzie nie od parady. Zżyjmy się z kłamstwem jak z młodszym, paskudnym bratem.
Najlepiej będzie, gdy uwierzymy, że kłamstwo jest prawdą.
Jako stary łgarz ręczę za rzetelność powyższych zasad. Każdy, kto się do nich zastosuje, niezawodnie odniesie sukces w kłamaniu. Wystrychnie na dudka obcych, a zwłaszcza najbliższych. Pozostaje mi życzyć powodzenia.
Och, i jeszcze jedno.
Przecież skłamałem w tym felietonie.
W którym miejscu?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze