Mężczyźni są z Marsa, kobiety z… poradników
ANNA PAŁASZ • dawno temuStudiując kolejne tytuły wielostronicowych poradników w stylu Jak go zdobyć i Jak go zatrzymać pozbyłam się złudzeń i szczerze wątpię, bym miała jakiekolwiek szanse awansować na kobietę wygładzoną perfekcją. Na szczęście, poradniki obiecują błyskawiczny improvement w dziedzinie relacji damsko – męskich, włącznie z wzniesieniem się na wyżyny jakże pożądanej kobiecości. Czyżby nie wszystko było stracone?
Myśl, że nie jestem kobietą idealną dopadła mnie w księgarni, w dziale książek z dziedziny szeroko rozumianej psychologii. Studiując kolejne tytuły wielostronicowych poradników w stylu Jak go zdobyć i Jak go zatrzymać pozbyłam się złudzeń i szczerze wątpię, bym miała jakiekolwiek szanse awansować na kobietę wygładzoną perfekcją. Na szczęście, poradniki obiecują błyskawiczny improvement w dziedzinie relacji damsko – męskich, włącznie z wzniesieniem się na wyżyny jakże pożądanej kobiecości. Czyżby nie wszystko było stracone?
Zdobyć i zatrzymać
Jeśli chodzi o zdobywanie i usidlanie mężczyzn, mam czas do trzydziestki, ale to już dolna granica. Po trzydziestce zrobię się nieapetyczna, a moje ciało – zamiast dreszczem podniecenia – pokryje się zmarszczkami i skórką pomarańczową. Trzydziestoletnia samotna kobieta jest jak stare Volvo, które trzymasz w garażu wyłącznie z sentymentu. Dopóki moja chłodnica nie nawala, powinnam skupić się na szukaniu faceta. Chyba, że chcę być starą panną i mieszkać z kotami. Ale zanim zdobędę faceta, muszę przygotować odpowiedni grunt. Jeśli nie chcę skończyć jako kura domowa, oglądająca seriale w szlafroku zabryzganym wymiocinami trójki moich dzieci, muszę zostać kobietą sukcesu. Na początek powinnam znaleźć pracę, do której będę biegała w szpilkach i idealnie skrojonym żakiecie, dzierżąc w dłoni papierowy kubek z kawą – nawet, jeśli do końca życia miałabym być sekretarką, na tyle rozgarniętą by wkładać papier do drukarki i ostrzyć ołówki. Muszę przy tym zadbać o swój wygląd, nosić rozmiar 36 (rozmiar 38 to już plus size) i zaprzyjaźnić z selerem naciowym. Faceci są wzrokowcami, więc wypadałoby się w ich polu widzenia najpierw zmieścić. Powinnam być kusząca, ale nie wyzywająca; nieco nieśmiała, ale nie pruderyjna; pewna siebie, ale nie zarozumiała. Życie singielki być może jest urocze i beztroskie, ale nic tak nie definiuje kobiety jak prawdziwy mężczyzna u boku! Nawet reklamy sugerują, że jestem rozchwiana emocjonalnie, podatna na bóle i stresy, a do tego podnieca mnie przyrządzenie zupy z paczki. Przegrana sprawa. Może właśnie dlatego powinnam jeszcze bardziej polegać na mężczyźnie?
Zadowolić i zaspokoić
Mężczyźni lubią wyzwania, ale tylko na poziomie wyciskania pasty z praktycznie pustej tubki. Do tego są genialnymi strategami – potrafią rozdzielić pół litra wódki na czterech tak, żeby żaden nie został trzeźwy. Jako kobieta, powinnam być pod wrażeniem. Nieustannym. Powinnam – nade wszystko – być niedostępna jak pomarańcze w czasach komuny. Facet musi się trochę wysilić, zanim mnie zdobędzie. Jeśli już znajdę odpowiedniego faceta, powinnam robić wszystko, żeby go zadowolić. Głównie seksualnie, rzecz jasna. Łóżko to przeżytek! Kobieta oświecona i nowoczesna oddaje się mężczyźnie w windzie, samochodzie, przymierzalni lub parku. Przy tym dochodzi szybciej niż raport doręczenia wiadomości w jego telefonie komórkowym. Nie ma nic gorszego niż kobieta kłoda, która tylko przewraca oczami. Jeśli chcę sprawić, by pragnął tylko mnie, muszę być gorąca i wilgotna niczym tropikalne powietrze. Przy okazji powinnam też rozpływać się nad jego erotycznym kunsztem. Nie jest tajemnicą, że kobieta ma podbudowywać ego mężczyzny, zarówno w łóżku, jak i poza nim. To on ma zmieniać żarówki, naprawiać pralkę i przepychać zlew. Moją rolą jest natomiast podziwianie go w trakcie wykonywania każdej z tych karkołomnych, samczych czynności. W celu zdystansowania konkurencji, muszę go od siebie uzależnić, oczywiście w sposób dyskretny, raczej podświadomy. Mężczyzna musi czuć się przy mnie wyjątkowo, mam mu się kojarzyć dobrze, przyjemnie, jak choinka na Święta. Powinnam być zalotna, radosna i opętana wizją spędzenia życia z kimś, kogo najpierw będę musiała do siebie przekonać.
Jako jego partnerka, powinnam być wyrozumiała – on potrzebuje przestrzeni, moja natomiast ograniczona jest szerokością zlewozmywaka. Muszę zaakceptować jego wady, przymknąć oko na to, że mężczyźni są nieodpowiedzialni, zapominają o rocznicach i czasami nie wracają na noc. Partnerka powinna być substytutem matki – muszę więc pogodzić się z myślą, że pewnego dnia jego skarpety wylądują w pralce razem z moimi koronkami i mniej wyzwoloną bawełną. Mam jednak nadzieję, że w słodkim amoku, otumaniona przez wizję cudownego związku, przełknę tę gorzką pigułkę i zagryzę którymś z kolorowych poradników.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze