Moje dziecko idzie do przedszkola
DOROTA ROSŁOŃSKA • dawno temuJeśli jesteś mamą trzylatka, być może przeżywasz teraz tak zwany okres adaptacji. Pierwsze tygodnie w przedszkolu to nowy etap w życiu twojego dziecka. To także nowość dla ciebie i twojej relacji z maluchem. Profesjonalne przedszkola są przygotowane na kryzysowy okres adaptacji. Dlatego organizują różne formy stopniowego wdrażania maluchów i rodziców w nowy rytm dnia.
Jeśli jesteś mamą trzylatka, być może przeżywasz teraz tak zwany okres adaptacji. Pierwsze tygodnie w przedszkolu to nowy etap w życiu twojego dziecka. To także nowość dla ciebie i twojej relacji z maluchem.
Profesjonalne przedszkola są przygotowane na kryzysowy okres adaptacji. Dlatego organizują różne formy stopniowego wdrażania maluchów i rodziców w nowy rytm dnia. Czasem chodzi się wspólnie z dzieckiem na specjalne zajęcia w sierpniu. Czasem po pierwszych trzech dniach wrześniowego zapoznawania się z zasadami przedszkola, rodzice wypraszani są z sali przedszkolnej. W takich przypadkach pozostaje nam pośpieszny buziak w szatni i już widzimy jak nasz zapłakany dzieciak wprowadzany jest do sali rozbawionych równolatków. Straszny widok, zwłaszcza wtedy, gdy nie mamy świadomości, że po minucie nasze dziecko zapomina o mamie pochłonięte nowymi zabawkami lub zabawą Baloniku nasz malutki.
Przedszkola bardziej wykwalifikowane zatrudniają nawet psychologa, który rozmawia z rodzicem o emocjach, jakie targają nim i dzieckiem podczas pierwszego tygodnia w przedszkolu.
Sama przeżywam właśnie adaptację mojego syna. Dzięki niej z ulgą doszłam do wniosku, że mój syn, staje się samodzielny i nie potrzebuje mnie już w takim stopniu, w jakim potrzebował jeszcze pół roku temu.
Nasze przedszkole odgórnie postanowiło, że cały wrzesień jest miesiącem próbnym. Przez ten czas rodzic może towarzyszyć dziecku w zajęciach i przesiedzieć nawet całe dnie na dywaniku w sali z mini krzesełkami i leżakami. Oczywiście to tylko teoria, bowiem już po pierwszym tygodniu z szóstki mam, które początkowo przychodziły, nie została ani jedna. Dzieci szybko się zaaklimatyzowały i mamy mogły w końcu zająć się sobą.
Jednak pierwszego września kurczowe trzymanie się za rękę mamy albo uciekanie od pani przedszkolanki na mamine kolana było normą. Matki podzielone były na te siedzące z dzieckiem w kółeczku (postawa mamo, nie opuszczaj mnie ani na krok) oraz na te, które w kącie odgrywały funkcję „paprotki” - jestem tu, widzisz mnie, ale baw się sam.
Każda z nas dostała do poczytania mały przewodnik Mamo! Tato! Właśnie zostałem przedszkolakiem i potrzebuję waszego wsparcia*. Właśnie takiego wsparcia także ja potrzebowałam. Oto kilka rad z przewodnika:
Przed wyjściem do przedszkola
Stwórzcie poranny rytuał, da mi on poczucie bezpieczeństwa. Może to być wspólna pięciominutowa zabawa, wysłuchanie ulubionej piosenki, opowiedzenie historii o tym jak to wy chodziliście do przedszkola.
W szatni przedszkolnej
Starajcie żegnać się ze mną w szatni czule, ale szybko. Wymyślmy razem, co mogę zabrać do przedszkola, co doda mi odwagi i pocieszy.
Postarajcie się uodpornić na moje łzy, one są moim sposobem na stres i rozstanie. Zwykle jednak szybko zapominam o smutku. Pamiętajcie, że wasze zdenerwowanie i niepewność wyczuję natychmiast i postaram się je wykorzystać protestując jeszcze głośniej.
Zawsze dotrzymujcie danego słowa
Jeśli obiecujecie, że będziecie w pobliżu, bądźcie tam i nigdzie nie odchodźcie. Zawsze mówcie mi, co zamierzacie. Jeśli będziecie chcieli wyjść z przedszkola, powiedzcie mi o tym, nawet jak będę chciał się rozpłakać. Pani wychowawczyni na pewno mnie przytuli. Jeśli będziecie chcieli mi powiedzieć, o której godzinie mnie odbierzecie, to nie mówcie, że będzie to za trzy godziny, bo ja nie wiem, ile to jest. Lepiej jak usłyszę, że przyjdziecie po obiedzie, po odpoczynku czy podwieczorku. I nigdy się nie spóźniajcie. Nie chcę pomyśleć, że zapomnieliście o mnie.
Rozmawiaj pozytywnie o przedszkolu
Pamiętajcie, że wszystko co mówicie o przedszkolu, wpływa na to, jak w nim się czuję. Wiem, że macie prawo do przeżywania własnych emocji – ale to sprawy dorosłych. Ja jestem dzieckiem i chciałbym usłyszeć jedynie spokojne i pełne szacunku opinie. Motywujcie mnie do przedszkola w sposób pozytywny – podkreślając często ile już udało mi się osiągnąć. Opowiedzcie najbliższym o moich sukcesach (najlepiej przy mnie) – ale nie koloryzujcie.
Odbiór dziecka z przedszkola
Dbajcie o dobrą komunikację z moimi wychowawcami. Osoby opiekujące się mną powinny znać moje mocne i słabe strony oraz kłopoty, z jakimi się borykam. Pytajcie nie tylko o to, czy zjadłem obiad, ale jakie poczyniłem postępy, czy nawiązuję kontakty z rówieśnikami, w jakim stopniu jestem samodzielny? Nigdy nie porównujcie mnie do innych dzieci. Nie ma reguły, co do czasu trwania i przebiegu adaptacji. Mam prawo przechodzić ją tak, jak przechodzę.
Samodzielność
Pomóżcie mi stać się samodzielnym przedszkolakiem. Bądźcie cierpliwi, jak będę długo się sam ubierał, zakładał i wiązał buty, jadł samodzielnie posiłek czy radził sobie w toalecie. Bądźcie przy mnie i wspierajcie mnie, ale nie wyręczajcie w tych czynnościach.
Za rok będziecie wspominać moje pierwsze kroki w przedszkolu patrząc na to jaki jestem samodzielny i ile już umiem!
Punktem zwrotnym w adaptacji było oczywiście spotkanie z psychologiem. Zalew pytań i zwerbalizowanych rozterek rodziców uderzył w psychologa ze wszystkich stron przedszkolnej sali. Przez godzinę udało mu się wyjaśnić większość wątpliwości. Uspokoił zwłaszcza te mamy, które nie wiedziały, czy nadal siedzieć w sali, skoro maluch radzi sobie w miarę dobrze.
Okazuje się, że przedłużająca się obecność rodzica w przedszkolu jest przeważnie szkodliwa dla adaptacji. Kiedy do dziecka podchodzi pani i prosi o wykonanie zadania, maluch wie, że obok jest mama i nie musi słuchać kogoś obcego. Zaobserwowałam, że dzieci zostawione po jakimś czasie przez rodziców znacznie lepiej radziły sobie z umyciem rąk, siedzeniem w kółeczku lub czytaniem bajki. W końcu obecność rodzica nie rozpraszała ich uwagi i mogły w pełni uczestniczyć w zabawach. W końcu dostały wolną rękę, by stać się samodzielnymi ludźmi. Ciekawe jak długo nadopiekuńczość rodziców hamowała w nich ten odruch. Sama byłam zaskoczona, jak mój syn doskonale radzi sobie z łyżką przy jedzeniu zupy, choć w domu raczej to ja nabieram na sztućce jedzenie.
Zdecydowałam, że następnego dnia wyjdę z sali zabaw do szatni. By ten kolejny krok adaptacji skończył się sukcesem, warto już w domu ustalić z dzieckiem, że jutro, przykładowo po śniadaniu przedszkolnym, rodzic wychodzi do szatni, do pracy itp. Rozmowa z dzieckiem, choć może być burzliwa, przygotuje je na to zdarzenie. Gdy już do niego dojdzie, musimy być twardzi. Okazuje się, że szybkie i konsekwentne pożegnanie lepiej wpływa na samopoczucie dziecka. Wie, że płaczem nie wróci mamy do sali i wtedy przestaje korzystać z tego narzędzia.
Kolejna wątpliwość to reakcja na płacz dziecka. Wrócić do sali, skoro płacze od dziesięciu minut? Pokazać się, jeśli po trzech godzinach spędzonych z dala od mamy znowu słyszymy zza drzwi płacz i krzyki nie chcę tu być, chcę do mamy? Kadra przedszkola, jak i psycholog odradza rodzicowi wkraczanie do akcji. Jeśli przedszkolanki są odpowiednio wykwalifikowane, szybko poradzą sobie z takim kryzysem. Nie musi on być wywołany bezpośrednio tęsknotą za rodzicem. W grę wchodzi też zmęczenie, głód (w końcu nikt już nie podtyka bez przerwy najlepszych kąsków) czy natłok różnych wrażeń.
Zdarzają się oczywiście także takie przypadki, gdzie mimo upływu czasu dziecko trzyma się kurczowo swojego opiekuna. Taka dziewczynka uczęszcza właśnie do grupy mojego syna. Ani na krok nie chce puścić matki lub niani. Bawi się jedynie w pobliżu opiekuna i nie ma ochoty na jakikolwiek kontakt z dziećmi i paniami. Któregoś dnia zainterweniowała szalenie sympatyczna pani metodyk. Poprosiła nianię dziewczynki, by uczestniczyła w dniu przedszkolnym Marysi wyłącznie biernie. Dostała wygodne krzesło, książkę do poczytania. Nie mogła chodzić z małą po sali i do toalety, nie mogła pomagać przy karmieniu. Wystarczyło, że była w sali. To miało dać dziecku poczucie bezpieczeństwa, ale też narzucić jej nowy porządek. Nastąpił przełom. Okazało się, że Marysia preferuje kontakt „jeden na jeden” i jest zamknięta na grupowe zabawy. Gdy zabrakło stąpającej krok w krok za dziewczynką niani, mała wybrała sobie z grupy wychowawców jedną osobę, do której przylgnęła na kilka godzin. Nie bawiła się z nikim innym, do toalety chodziła tylko z tą jedną panią. Niania zajęła się książką, walczyła ze sobą tylko podczas obiadku, kiedy nie mogła porządnie nakarmić swojej podopiecznej.
W takim przypadku adaptacja trwa dłużej. Jest bardziej potrzebna niż innym dzieciom. Dobrze, gdy trafia się wtedy na psychologa bądź wykwalifikowany personel, który wie co robić i potrafi wyjaśnić problem rodzicom.
W moim przypadku adaptacja powoli się kończy. Te prawie dwa tygodnie wdrażania się w system przedszkolny pomogły nie tylko mojemu synowi, ale także i mnie. Zobaczyłam, jak teraz wygląda dzień z życia mojego dziecka. Zdobyłam zaufanie do opiekunek syna a także do ich wychowawczych metod czy przedszkolnego jedzenia (pani kucharka wiedziała co robi częstując rodziców siedzących w szatni domowymi wafelkami z kakaową polewą i plackami z jabłkiem.).
Razem z mężem przypomnieliśmy sobie własne przedszkola sprzed ćwierć wieku. O adaptacji można było wtedy tylko śnić, przedszkolaki praktycznie zajmowały się same sobą. Jednak w takich „przechowalniach” dało się dorosnąć. I wyrosnąć na ludzi.
* takie przewodniki udostępnia m.in. sieć przedszkoli Zielona Ciuchcia www.zielona-ciuchcia.pl
Przytoczona adaptacja odbyła się w przedszkolu Zielona Ciuchcia w Jabłonnej pod Warszawą.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze