Przemoc w szkole. Cierpienie w milczeniu
GRZEGORZ KOMSTA • dawno temuO przemocy w szkole robi się głośno przy okazji kolejnego dramatu, jednak na co dzień wiele dzieci cierpi w milczeniu, a kiedy próbują wołać o pomoc, dorośli nie słyszą ich niemego krzyku. Są zdane tylko na siebie. Po wielu latach swoją historię opowiada nam ofiara takich prześladowań, ukazując przy tym prawdziwe oblicze szkoły.
Łukasz (27 lat, Poznań) był dobrym uczniem. Kulturalny i uprzejmy, co pozostało mu do dzisiaj. Nie mógł znaleźć wspólnego języka z rówieśnikami. Palenie i picie na pokaz mu nie imponowało. Odcinając się od innych uczniów stał się dla nich wrogiem. Nie potrafił zaakceptować tego, że „fajnym” można być tylko wtedy, kiedy się sponiewiera drugiego człowieka albo zrobi mu krzywdę.
— W szkole nie miałem żadnych przyjaciół, znajomych czy po prostu kogoś bardziej zaufanego. Miałem tylko wrogów. Bezpośrednich konfrontacji unikałem jak ognia, ale nie zawsze się udawało. Byłem lepiej zbudowany od innych, więc teoretycznie mogłem sobie poradzić. Teoretycznie, bo w praktyce to wiadomo, jak jest. Uciekałem ze szkoły, bo nie chciałem się więcej bić, ale to metoda skuteczna tylko na krótką metę – wspomina.
Piekło rozpętało się, kiedy naraził się tzw. szkolnej elicie. Tępili innych, wymuszali pieniądze, a nauczyciele i dyrektorka udawali, że nic nie widzą. Odwracali głowę, gdy coś się działo. Przeciwstawianie się im było równoznaczne z wydaniem na siebie wyroku. Zasady ich nie obowiązywały. Kiedy co chwila dochodziło do bójek, natychmiast włączali się wszyscy. Sam nie miał szans, ale nigdy nie udało im się go złamać, wymusić pieniędzy, ani czegokolwiek ukraść. Niestety udało im się zniszczyć jego psychikę.
— Myśli samobójcze? Nie zliczę już ile razy. Miałem tego tak bardzo dosyć, że wydawało mi się to jedynym rozwiązaniem. Za każdym razem jednak tchórzyłem w ostatniej chwili, a może miałem po prostu jakiś promyk nadziei, że będzie kiedyś lepiej? Sam nie wiem. Patrząc wstecz dziwię się, że jeszcze żyję.
Gdzie ty do cholery byłeś?! Nie widzisz, która jest godzina? Nie próbuj mi wmawiać, że tyle czasu trwało zakończenie roku! Inne dzieci traktują swoich rodziców z szacunkiem i miłością, nie to co ty! - takie słowa usłyszał wracając późno do domu po zakończeniu roku. Chciało mu się płakać z żalu, że nigdzie i od nikogo nie może liczyć na chociaż odrobinę ciepła i miłości. Do domu wrócił tak późno, bo czekali na niego po drodze, chcieli okraść i pobić.
Ostrzegł go kolega: Nie ważne skąd ja to wiem i nie ważne kto ci to powiedział. Nie idź tam, bo mogą zrobić ci krzywdę. Tylko pamiętaj, że ja nic ci nie powiedziałem. Pamiętaj! W zasadzie to mogli go tylko pobić, bo ukraść nie mieli co. Pieniędzy nie miał. Nie dostawał kieszonkowego.
Musiał to przeczekać. Nie miał już siły na kolejne starcia z nimi.
— Nie miałem nikogo, z kim mógłbym porozmawiać. Chociażby jednej osoby. Przyjazne nastawienie do mnie było równoznaczne z pobiciem tej osoby i znęcaniem się nad nią do momentu, aż zacznie mnie nienawidzić. Woleli się nie narażać. Musiałem radzić sobie sam, ale było coraz trudniej.
Dom jest zazwyczaj azylem dla osób z problemami w szkole. Kiedy przekraczają próg swojego domu, problemy na jakiś czas pozostają za nimi. Często mogą liczyć na wsparcie najbliższych. Same miłe słowa, ciepła i rodzinna atmosfera – potrafi zdziałać cuda. Pozwala na chwilę zapomnieć o problemach. Rodzina może być nieocenionym wsparciem. Kiedy jednak Łukasz wracał do domu, witały go awantury, krzyk i odrażający zapach alkoholu. Mieszkanie było niezwykle ciasne, zaniedbane i bardzo ciemne, a wyjący głośno telewizor doprowadzał go do szału. Nie miał własnego kąta i odrobiny prywatności. Wszyscy siedzieli sobie na głowie. Zawsze marzył o tym, aby mieć własny pokój. Nawet najmniejszy, ale własny. Z czasem przestał o tym marzyć. Chciał tylko jakoś to przetrzymać.
— Wstydziłem się tego, gdzie mieszkam. Izolowałem się od innych, bo nie mogłem ich do siebie zaprosić. Bardzo mi tego brakowało. To co było dla innych codziennością i czymś tak normalnym, że nawet nie zwracali na to uwagi, dla mnie było nieosiągalnym marzeniem. Marzyłem o zwyczajnym życiu.
Łukasz bardzo długo miał w sobie chęć do nauki. Zdawał sobie sprawę, że wykształcenie będzie mu w życiu potrzebne i musi zrobić wszystko, żeby je zdobyć. Do nauki są jednak niezbędne warunki i odrobina spokoju. Trudno jest się uczyć, kiedy nad głową wrzask, wyzwiska i trzaskanie drzwiami. Tego trzaskania i gwałtownych dźwięków boi się do dzisiaj. Jak sam przyznaje, najgorsza jest w tym wszystkim atmosfera.
— Czasami była cisza, bo miałem się uczyć, ale kiedy siedzisz nad książką lub zeszytem i czujesz to poirytowanie ojca, bo nie może przez to oglądać telewizji, a za plecami brzęczą kolejne butelki alkoholu, czujesz się jak śmieć.
W szkole słyszał od nauczycieli, że jest leniwy, bo nie wykorzystuje swoich możliwości. Było mu przykro, bo wiedział, że mógłby napisać lepiej.
— Najbardziej przykro było mi dlatego, że nikt niczego nie dostrzegał. Siniaki, otarcia, podarte ubrania i wiele razy połamane kości. Nie wierzę, że można było być aż tak ślepym. A może zwyczajnie nie chcieli tego dostrzegać?
Po weekendzie przyszedł do szkoły z porządnie napisanym wypracowaniem. Umiał pisać wypracowania i jeśli udało mu się je oddać, były zawsze bardzo dobrze oceniane. Podobnie jak dyktanda, które pisał bezbłędnie. Zazwyczaj przychodził do szkoły tak, żeby nie być przed czasem, bo unikał spotkania z oprawcami. Tym razem był wcześniej i doszło do szarpaniny w szatni. Rozsypały się jego rzeczy, a wypracowanie ktoś zabrał w tym zamieszaniu. Najprawdopodobniej taki był cel tej zaczepki, żeby popsuć mu oceny. Chwilę potem na lekcji nauczycielka od języka polskiego sprawdzała wszystkim wypracowania. Łukasz dostał za nie ocenę niedostateczną i został nazwany leniem, któremu nie chciało się nic napisać. Klasa nie potwierdziła wersji o szarpaninie w szatni, bo się bała wskazać sprawców. Rozgoryczony po raz kolejny wrócił do domu. Takie sytuacje powtarzały się co chwila. Na jednej z ostatnich lekcji geografii nauczycielka obniżyła mu ocenę o jeden stopień, bo przyniósł porwany zeszyt. Nie była w stanie zrozumieć tłumaczenia, że przecież sam sobie nie porwałby zeszytu tym bardziej, jeśli tak starannie go prowadził.
- Świadomość, że dorośli ludzie potrafią być tak krótkowzroczni była dobijająca. Nie umiałem się z tym pogodzić. Miałem ochotę skończyć ze wszystkim. Ze sobą.
Klasa pisała sprawdzian z historii. Łukasz napisał wszystko, ale zwlekał z oddaniem testu sprawdzając jeszcze, czy nie ma błędów. Nagle jeden z uczniów zgłasza nauczycielowi, że Łukasz ma na krześle ściągawkę. Łukasz ogląda się i faktycznie z tyłu na krześle leży niewielka ściągawka. Tłumaczenia nie pomogły i pomimo dobrze napisanego sprawdzianu w dzienniku pojawiła się kolejna jedynka. Ktoś zmusił siedzącego z tyłu ucznia do podrzucenia tej ściągawki. Oczywiście zrobił to, żeby się im nie przeciwstawiać. Mnóstwo negatywnych ocen trafiało na konto Łukasza z podobnych powodów. W domu nigdy o tym nie powiedział.
Po zebraniu zaczęła się awantura. Łukasz stał oparty o starą pordzewiałą lodówkę i ze smutkiem w oczach wysłuchiwał pretensji. Rodzice byli zupełnie nieświadomi tego, co się dzieje. Wytykali mu, że będzie nikim, a z takimi ocenami skończy w najgorszym liceum. Dla niego najgorsza była świadomość, że sytuacja mogłaby wyglądać zupełnie inaczej. Szkoła powinna być miejscem, gdzie można zdobywać wiedzę i mile spędzać czas z rówieśnikami, a zamiast tego była trudną lekcją przetrwania.
W pewnym momencie, kiedy już czuł, że nie da sobie sam rady, próbował komuś o tym opowiedzieć. Zasugerować, co tak naprawdę się dzieje. Jeszcze wtedy łudził się, że na kadrę pedagogiczną można liczyć. Niestety przyszło rozczarowanie. Zarzucano mu, że ciągle prowokuje sytuacje, które doprowadzają do konfliktów. Wplątywano go w zdarzenia, z którymi nie miał nic wspólnego. Inni uczniowie ze strachu potwierdzali fałszywą wersję zdarzeń lub po prostu milczeli. Pomocy nie zaoferował nawet szkolny psycholog. Zamiast tego usłyszał tylko zarzuty pod swoim adresem.
— Zorientowałem się, że są to ludzie całkowicie niekompetentni i nieprzygotowani do zawodu. Od takiej osoby jak szkolny psycholog nie dość, że oczekuje się pomocy, to jeszcze również dyskrecji. Mija się z celem jakakolwiek wizyta tam, jeśli zaraz po moim wyjściu ta osoba nieudolnie zabierze się do rozwiązania problemu, po prostu idąc do oprawców i mówiąc, że u niej byłem. To najlepsza metoda, żeby mieć jeszcze większe problemy.
Nie był dzieckiem, które oczekiwało prezentów, ale kiedyś dostał elegancki, drogi długopis od rodziców. Był to dla niego cenny podarunek. Cieszył się tak bardzo, że długopis zabrał ze sobą do szkoły. To był błąd. Na korytarzu, na oczach nauczycielki, wyrwali mu ten długopis i połamali na kawałki. Ledwie powstrzymał łzy, a pełniąca dyżur nauczycielka powiedziała, żeby nie dramatyzował z powodu długopisu. Pozbierał wszystkie rozrzucone po podłodze kawałki i schował je do woreczka.
— Do dziś mam je schowane w domu. Pamiętam jak ściskało mnie wtedy serce i jak bardzo bałem się wracać do domu. Gdybym musiał im powiedzieć, że prezent od nich jest zniszczony… Nawet nie chcę o tym myśleć. Oszukałem ich mówiąc, że wspaniale się nim pisze. Kupiłem podobny. Najdroższy jaki znalazłem w sklepie.
Kiedy był już bliski załamania, a jedynym uwolnieniem się od tego piekła wydawała mu się śmierć — zrozumiał, że ma takie samo prawo do szczęścia jak inni, a jeśli chce udowodnić sobie i otoczeniu, że ma rację, to musi coś osiągnąć. Ta nieposkromiona chęć spojrzenia innym po wielu latach w oczy i pokazania kto jest górą, dawała mu każdego dnia chęć do życia.
— Myśl o przyszłości była tym, co trzymało mnie przy życiu i dodawało mi sił. W marzeniach widziałem swój wymarzony dom, kochającą rodzinę i radość na mojej twarzy. To dawało mi siłę, aby codziennie stawiać czoła temu, co dla mnie przygotował los.
Wbrew wielu przeciwnościom trafił do najlepszego liceum w mieście, a potem na studia. Nie od razu się wszystko ułożyło, bo groźby i próby pobicia towarzyszyły mu cały czas. Właśnie wtedy postanowił raz na zawsze z tym skończyć.
— Oni naprawdę byli bezwzględni, a moja psychika była już zdruzgotana. Jedynymi osobami, które mogły mnie od nich uwolnić, byli tylko ludzie jeszcze bardziej bezwzględni. Nie chciałem tego, ale byłem zdany wyłącznie na siebie. Przypomina mi się film „Dług”, gdzie zdesperowane ofiary zabijają swoich prześladowców, bo nie mogą już tego znieść. Ja tylko zapewniłem sobie „ochronę” i stałem się nietykalny. Mój problem rozwiązał się raz na zawsze i jest mi tylko przykro, że musiało to stać się w taki sposób. Teraz kilku z moich prześladowców siedzi w więzieniu za morderstwo. Zakatowali człowieka na śmierć. A przecież to mogłem być ja…
Dziś Łukasz jest radosnym, dobrze zarabiającym i pełnym życia człowiekiem. Odciął się od przeszłości i cieszy się tym, co ma. Spełnia swoje marzenia i nareszcie, pomimo młodego wieku, może powiedzieć, że osiągnął to, do czego dążył. Pozostał tylko żal, że przez nieudolność dorosłych ludzi zamiast beztroskiego dzieciństwa, przeżył prawdziwy koszmar, który czasami jeszcze wraca w snach.
— Teraz już nawet nie boję się tego, że pewnie za jakiś czas wyjdą z więzienia. Czuję, że to ja jestem górą, a gdy co jakiś czas na ulicy spotykam osoby, które wtedy się ode mnie odwróciły, patrzę im w oczy z dziką satysfakcją i idę dalej przed siebie. Nie pozwolę już nikomu, żeby zniszczył mi życie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze