Kolejny mój eksperyment z kosmetykiem firmy Oriflame. Raczej udany, choć nie bez wad. Zacznę jednak od zalet. Kredka jest zapakowana w opalizujący celofan, zachwycający zapewne dla młodszych nastolatek, dla kobiet koło 20-tki już niekoniecznie, choć mnie osobiście się podoba, bo kojarzy mi się z... dzieciństwem. Oprawka kredki jest drewniana, dość porządna, estetyczna.
Do wyboru są ładne dziewczęce kolory: srebro, złoto i róż, oczywiście nie tak intensywne jak w katalogu, ale mnie to akurat odpowiada. Konsystencja kredki jest nieco problematyczna, bo niby jest miękka, więc wszystko powinno być fajnie, ale dość obfity, duży brokat utrudnia równomierne nakładanie. Właśnie w związku z tym brokatem, kredka nie nadaje się raczej na dzień, chyba, że w niewielkiej ilości. Za to na wieczór złoty brokat (ja akurat mam złotą wersję) na powiece jest jak znalazł.
Z brokatem wiąże się jeszcze jedna wada, mianowicie strasznie trudno się on zmywa. Czasem, mimo użycia mleczka, następnego dnia odnajduje się na twarzy pojedyncze "ziarenka" brokatu. W związku z tymi kłopotami produkt jest na niepełną czwórkę, ale z braku połówek zaokrąglam na korzyść.
W promocji kredka kosztuje około 10 zł i myślę, że za tę cenę warto ją wypróbować, zwłaszcza, że idzie karnawał.