Choć pudełeczko nie wygląda zbyt obiecująco i nie przyciąga uwagi, to kosmetyk jest bardzo przyzwoity. Opakowanie, mimo nieszczególnej szaro-srebrnej kolorystyki i niewyszukanego wzornictwa, wykonane jest z lekkiego tworzywa, które jest stosunkowo oporne na upadki. Niestety prawie za każdym razem pudełka od moich pudrów pękają, co straszliwie utrudnia ich późniejszy transport. Puder Margaret Astor jest zamykany na gwint (jak słoiczek), co daje 100% pewności, że nie otworzy się w nieoczekiwanej sytuacji. Gąbeczka jest malutka i precyzyjna, lecz niestety jednostronna. Druga strona pokryta jest srebrnym tworzywem, niewątpliwie dodającym jej uroku, ale nie funkcjonalności. Lusterka brak.
Zaraz po otworzeniu do naszych nozdrzy dociera zapach, który kojarzy mi się z najlepszymi kosmetykami XIX wieku, nieskażonymi niedbałością masowej produkcji. Jest to zapach na tyle subtelny i wyjątkowy, że nie powinien nikomu przeszkadzać, natomiast może zamienić codzienny makijaż w niezwykłą ceremonię.
Kosmetyk ma idealną, bardzo drobnoziarnistą konsystencję, która pozwala mu się utrzymać cały dzień na twarzy. Świetnie nadaję się jako wykończenie dla podkładu, lub też samodzielnie – do zmatowienia cery. Efekt matujący jest długotrwały i naturalny.
Do wyboru mamy kilka kolorów, stosunkowo jasnych, jednak to mało istotne, gdyż świetnie dopasowują się do koloru cery, czy podkładu, stając się niewidzialnie, nie tłumiąc nawet letniej opalenizny. Nie powoduje tzw. „efektu maski”.
Puder jest bardzo wydajny, opakowanie śmiało starcza na rok intensywnego użytkowania.
Gorąco polecam!
Producent | Astor |
---|---|
Kategoria | Twarz |
Rodzaj | Pudry prasowane |
Przybliżona cena | 40.00 PLN |