My kobiety lubimy być traktowanie luksusowo, czasem wystarcza złudzenie luksusu, jednak kiedy złudzenie zamienia się w koszmar, a w dodatku zapłaciłyśmy za niego niemałe pieniążki, sprawa staje się poważna.
Kosmetyki Rimmel’a swoimi kampaniami reklamowymi i częściowo cenami pretendują do tego, aby postrzegano je jako produkty z górnej półki, jednak na własnej skórze przekonałam się, że tak być nie powinno.
Przechodząc do konkretów, buteleczka jest foremna, nieduża (8ml) i wygląda na ekskluzywną. Cała seria „60 Seconds Stars” należy do kategorii lakierów brokatowych, jednak klasyczny brokat został zastąpiony bardzo maleńkimi drobinkami. Efekt po pomalowaniu jest dość elegancki i nie tak ordynarny jak przy klasycznym brokacie, przypomina nieco lakier intensywnie perłowy. W zawiązku z tym, że każdy kolor został wzbogacony w „gwiazdki”, tak też każdy, oprócz numerycznego oznaczenia ma opisową nazwę, skojarzoną ze słowem „star”. W związku z niewygórowaną ceną, wybrałam dwa: 627 Movie Star (czerwień) i 623 Wishing on a Star (stonowany róż). Czyż nie urocze? Ale na tym kończą się pozytywy.
Pędzelek jest wygodny, ale nie spełnia należycie swojej funkcji w połączeniu z dość gęstą konsystencją. Nałożona nim pierwsza warstwa jest okropnie nierówna i niejednolita. Dopiero dwie warstwy wyglądają ładnie, jednak wtedy lakier nie schnie przyrzeczone 60 sekund tylko o wiele dłużej.
Mimo zaleceń producenta, aby przed użyciem odtłuścić płytkę paznokcia zmywaczem, lakier już pierwszego dnia odpryskuje, ściera się na brzegach i pęka przy zwykłych codziennych czynnościach. Można zatem wnioskować, że takie zastrzeżenia producenta z góry wróżą ograniczoną odporność lakieru – ten bije wszelkie rekordy – jednak przy zakupach nikt nie myśli o takich drobiazgach. Do tego wszystkiego lakier jest bardzo wrażliwy na działanie wody i nawet użycie warstwy wierzchniej nie zmienia tego faktu.
Kiedy mój lakier był już tak sfatygowany, że wstyd mi było pokazać się wśród ludzi - następnego dnia przyszedł czas na zmywanie. A tu niespodzianka, nawet mój zmywacz w gąbce, który radzi sobie z najbardziej opornymi lakierami, nie był w stanie szybko uwolnić mnie od tego. W efekcie zmywanie trwało o wiele dłużej niż malowanie, a brokatowe drobinki pochowały się w różnych zakamarkach i jeszcze przez dobre dwa dni znajdowałam je na swoich dłoniach.
Podsumowując – szczerze nie polecam! Ja swoich lakierów już nie używam. Czasem, aczkolwiek niechętnie, maluje nimi wzorki na paznokciach. Natomiast świetnie sprawdzają się przy malowaniu witraży na szkle i butelkach.